górskie wyprawy

Kongevegen: Maristova – Kyrkjestølen

 

Droga Królewska (Kongevegen) zafascynowała mnie, gdy tylko się z nią zetknąłem. Pierwsze informacje na jej temat zacząłem zbierać po swojej objazdowej wycieczce w czerwcu. Powrót w okolice Borgund i przejście co najmniej dwóch odcinków Kongevegen umieściłem w ścisłej czołówce swojej listy pieszych tras do zbadania. Lato okazało się deszczowe a i ja zmagałem się z kontuzją achillesa, co wiązało się z ograniczonymi wypadami w teren. Teraz, gdy przyszła jesień musiałem śpieszyć się, póki jeszcze jakiekolwiek wędrówki w wyższych partiach gór są w ogóle możliwe. Po spędzeniu całego miesiąca w Polsce, na początku października wróciłem do krainy fiordów i od razu rozpocząłem planowanie.

Kongevegen to liczący 110 km szlak łączący Vang i Lærdal. Droga powstawała na przełomie XVIII i XIX wieku jako część głównego szlaku komunikacyjnego pomiędzy Bergen i Oslo. Przez lata przebieg drogi ulegał zmianom. Pewne odcinki popadły w zapomnienie aż dopiero w 2009 roku postanowiono odtworzyć oryginalną drogę z 1790 roku i udostępnić ją piechurom i rowerzystom. Obecnie trasę pomiędzy Oslo i Bergen zapewnia sieć dobrze utrzymanych dróg asfaltowych. W rejonie starej Kongevegen jest to droga E16. Na uwagę zasługuje fakt, że Królewska Droga otrzymała w tym roku (2017) europejską nagrodę za dziedzictwo kulturowe.

Pierwszy weekend października przyniósł ogromne (nawet jak na Norwegię) opady deszczu. Południe kraju zmagało sie z powodziami. Ludzie zmuszeni byli uciekać z domów, drogi stały się nieprzejezdne, pociągi nie kursowały. Okolica, do której się wybierałem leży dalej na północ i nie ucierpiała z powodu opadów. Miałem więc nadzieję, na udaną wyprawę, tym bardziej, że na kolejny weekend zapowiadała się słoneczna pogoda.

Moim pierwotnym zamiarem było przejście dwóch krótkich odcinków: Vindhellvegen oraz Galdane. Jednak spędzenie w samochodzie 5 godzin i przejechanie 300 kilometrów tylko po to, aby przejść dwie krótkie trasy wydawało się dość absurdalne. Zdecydowałem się więc na dołożenie do planu trzeciej, liczącej prawie 11 km ścieżki łączącej miejsca Maristova i Kyrkjestølen, która przebiega po płaskowyżu (około 1200m n.p.m.) i przecina góry Filefjell. Uznałem, że potrzebuję na to wszystko dwa dni: jeden na Vindhellvegen i Galdane, a drugi na ten dłuższy odcinek. Po namyśle stwierdziłem, że lepszym pomysłem będzie przejście dłuższej trasy pierwszego dnia, jako że w przeciwnym wypadku po przebyciu najbardziej mnie interesujących etapów Kongevegen, mogłoby mi się już nie chcieć łazić nigdzie indziej. A tak, najlepsze zostawiłem sobie na koniec.

Góry Filefjell i szlak łączący Kyrkjestølen oraz Maristova. | Filefjell mountains and trail between Kyrkjestølen and Maristova.

Plan zakładał dotarcie na miejsce, czyli w okolice Borgund w piątkowy wieczór i przenocowanie w aucie na parkingu w Moristova. Alternatywą było spanie w namiocie, jednak biorąc pod uwagę, że w ostatnich dniach sporo padało, a noce stawały się coraz zimniejsze, auto wydawało się lepszą opcją. Spakowałem się w czwartek i w piątek po pracy byłem już w drodze. Odnalezienie miejsca na postój i spanie nie sprawiło kłopotów. Wcześniejsze przestudiowanie mapy i posiłkowanie się Google Street View okazało się pomocne. Zatrzymałem się tuż przy szlaku, w miejscu gdzie znajdował się stary, zaniedbany hotel. Na zewnątrz było już ciemno, znów zaczynało padać, a że nie miałem nic więcej do roboty, rozłożyłem siedzenia w aucie, wsunąłem się w śpiwór i zasnąłem.

Nie wiem czy obudziło mnie zimno czy brak wygodnego łóżka, a może obie te rzeczy. W każdym razie gdzieś po trzeciej w nocy uznałem, że już nie zasnę i wygramoliłem się ze śpiwora. Początkowo planowałem wyjście w okolicach szóstej lub siódmej, aby cieszyć się światłem dnia podczas wędrówki, ale że raczej nie należę do osób cierpliwych, już po godzinie czwartej postanowiłem ruszać.

Pogoda przez noc niewiele się zmieniła. Wciąż było ciemno, zimno i padał deszcz. Ale i na to byłem przygotowany. Miałem na sobie czapkę, polar, kurtkę, rękawiczki, spodnie z membraną i czołówkę oświetlającą mi drogę.

Podejście było średnio strome, ale wystarczająco, aby zacząć obficie się pocić. W dodatku spostrzegłem, że to, co leci z góry to nie deszcz a śnieg z deszczem a ziemia wokół już pokryta jest cienką warstwą białego puchu. Przestałem się dziwić, że palce mi kostnieją nawet w zimowych rękawicach.

Wkrótce nachylenie stoku stało się łagodniejsze. Szedłem w ciemności a wiatr sypał mi śniegiem plecy. W pewnej chwili przestało padać a zza chmur wynurzył się księżyc. Dojrzałem Wielką Niedźwiedzicę. Korzystając z tego dodatkowego światła mogłem przyjrzeć się krajobrazowi wokół. Pokryte śniegiem, pozbawione drzew wzgórza na płaskowyżu przywodziły na myśl księżycową scenerię. Droga, którą szedłem była doskonale widoczna jako prosta biała linia, nie porośnięta wrzosami. Co kilka kilometrów mijałem tablicę informacyjną, lecz część z nich przykrywała warstwa lodu, co uniemożliwiało ich odczytanie.

Nocne foto. | Night photo session.
Słup graniczny. | Border stone.

Śnieg znów zaczął sypać, a księżyc to chował się, to znów wyglądał zza chmur. Wkrótce zrobiło się na tyle widno, że mogłem schować czołówkę. Jakiś czas potem niebo na wschodzie zaczęło się przejaśniać. Minąłem słup graniczny z 1794r. oddzielający dawne dzielnice Bergen i Akerhus. Niedługo potem przejaśniło się zupełnie i już na dobre przestało padać.

Zacząłem schodzić. Droga poprowadziła mnie przez brzozowy lasek, most przerzucony nad wzburzoną rzeką i obok paroma domkami letniskowymi. W oddali ujrzałem drogę E16 oraz wznoszący się pomiędzy norweskimi hyttami piramidalny kształt kościoła, który rozpoznałem z wcześniejszego studiowania Google Street View. Zbliżałem się do Kyrkjestølen. Byłem zaskoczony, że dotarłem do celu tak szybko. Okazało się, że przejście owych 11 kilometrów (dokładniej 10,7), poza początkowym odcinkiem, to przyjemny spacerek. W ogóle nie czułem w nogach przebytego dystansu. Przeszedłem na drugą stronę drogi E16, zastanawiając się czy w takim razie mogę pozwolić sobie jeszcze na szybkie wejście na jeden ze szczytów za kościołem. Już z daleka widziałem zarys ścieżki biegnącej pod górę i trasa nie wydawała się trudna. Miałem dość czasu, aby wejść na najbliższy szczyt, zejść i pokonać kolejne 11 km (10,7) do miejsca, gdzie stał mój samochód.

Kyrkjestølen

Najpierw jednak podszedłem do niewielkiego kościoła i przeczytałem informację na jego temat. Okazało się, że jest to Kościół Św. Tomasza i został on postawiony w 1971r. w miejscu starego kościoła typu stav, który powstał w tym miejscu w XI w. a rozebrano go w 1808r. Stary Kościół Św. Tomasza słynął z licznych uzdrowień, jakie miały w nim miejsce, dzieki czemu stał się celem licznych pielgrzymek. Do dziś dzień ścieżki w okolicy oznaczane są jako Szlak Pielrzymkowy (Pilgrim Trail). Tuż obok kościoła wznosi się drewniana dzwonnica, która, podobnie jak sam kościół charakteryzuje się piramidalnym kształtem.

Kościół Św. Tomasza. | The Church of St. Thomas

Przez moment wahałem się jeszcze czy iść na wspomniany szczyt, po czym uznałem, że zajmie mi on co najwyżej godzinę i zdecydowałem się na dodatkową wędrówkę. Wrażenia z owej wycieczki, wraz z fotkami zaprezentuję w kolejnym wpisie, jako że ścieżka prowadząca w górę zbocza nie należy już do szlaku Kongevegen.

Słońce pieknie oświetlało okolicę, gdy zszedłem na dół, do drogi E16 i skierowałem się ponownie w stronę Maristovy. Pokonywałem tę samą trasę, tym razem w przeciwną stronę i przy dużo korzystniejszej pogodzie. Dopiero teraz zaczynałem odczuwać trudy wędrówki, ale krajobrazy wokół skutecznie poprawiały moje samopoczucie. Kilkakrotnie przez drogę przebiegały jakieś małe stworzonka, myszy polne lub świstaki, chroniące się w norkach pod kamieniami, gdy przechodziłem. Dwa razy ujrzałem umykające w popłochu lisy.

Droga E16. | E16 road.

Co jakiś czas spoglądałem za siebie i obraz jaki miałem za plecami porównywalem z tym z przodu. Zastanawiało mnie, że droga, którą idę jest poprowadzona tak prosto, jakby budowano ją przy pomocy linijki. Na mapie oczywiście wygląda to nieco inaczej, ale będąc tam, na miejscu, idzie się jak po sznurku.

Wkrótce dotarłem do miejsca, gdzie szlak gwałtownie opada w dół i zacząłem schodzić w kierunku Maristovy. Wspinając się tędy kilka godzin wcześniej, nie zdawałem sobie sprawy, że znajduje się tu taka stromizna. Na jednej z tablic informacyjnych ten odcinek trasy został nazwany Drabiną Jakubową, jako że widziany z dołu zdawał się prowadzić ku samemu niebu.

Moje autko stało zaparkowwane przed hotelem, tam, gdzie je pozostawiłem. Na kolejnej tablicy wyczytałem, że pierwotny hotel (gosppoda) powstał w tym miejscu już w XIV w. co czyniło ją najstarszym tego typu obiektem w Norwegii. Obiekt z biegiem lat przechodził różnorakie zmiany i modernizacje, gościł rodzinę królewską oraz znane osobistości. W roku 1976 strawił go pożar a w jego mniejsce postawiono mało interesującą budowlę, którą można podziwiać obecnie.

Wyprawa przez góry Filefjell zabrala mi mniej czasu niż myślałem. Dochodziła godzina 13 więc pomyślałem, że może uda mi się zrealizować tego dnia jeszcze jeden z punktów programu przewidzianych na niedzielę. Ale o tym będziecie mogli poczytać w kolejnym wpisie.

Kongevegen fascinated me since I first heard about it. I started read about this trail after my June’s trip to Borgund. I put it as a one of the most desireable destination point on my hiking list.I had to wait for return to Borgund area since October. And I still had a doubt that maybe Queen’s Sonja Hiking Trail was better choice. Reading about Kongevegen I found out that whole route has over 100 kilometers and it takes about 5-6 days to run all of it. Good news are that you can take it in phases as the trail crosses in several places road E16. Most interesting for me were short trails called Vindhellvegen and Galdane.

But driving 300 kilometers and spend 5 hours at the car only for few kilometers walk was like a bad joke, so I decided to add one more trail to my plans. I kept my eye on 11 km road between Maristova and Kyrkjestølen. Now, my trip started to get the meaning. To manage this, I needed two days. I decided to go on Friday afternoon, just after work and sleep into the car at Moristova (I found the parking lot near Moristova Hotel, close to the trail, using Google Street View). On Saturday I planned go to Kyrkjestølen and back and spend another night into the car. Sunday I could use for Vindhellvegen, Galdane and back home.

Origin of King’s Road take us to 1790 when the road was establish. But even earlier there were some paths, which locals used to travel from place to place. Decision to build the road over the mountains was associated with enormous economic and organizational effort. The road connected east and west of Norway and two cities: Oslo and Bergen. We can learn about it reading info boards located along the route. In 2009 Norwegian Public Road Administration started with project to re-establish and revitalise this road for use by hikers. This year (2017) King’s Road acros Filefjell was awarded european prize for Cultural Heritage.

I wondered about the weather, because previous weekend brought rain which flooded south of Norway. Many lost their homes, roads were closed and trains couldn’t go on track. Fortunately place I was going avoided such extremely weather. And the nearest weekend supposed to be nice and shiny (but a little cold).

According to my plans, I was ready and packed and I could go straight when I finished the work on Friday. I reached Moristova in the evening. There were dark, cold and rain, when I stopped near the Moristova Hotel. I unfolded rear seats, slipped into the slipping bag and fall asleep.

I took warm blanket and during the night I had to wear polar jacket but even this didn’t help me much. There were damn cold. After 3 am I gave up and started to prepare for my hiking trip. First, I wanted to go at 6 or 7 to avoid walking in the dark, but now the only way to warm up was marching. I took flashlight, backpack and just after 4 am I went towards the trail.

There were still dark, cold and rainy. The slope was steep and very soon I lost my breath. I realized that there is no rain falling but snow with rain and the surround terrain is already covered by thin layer of white.

Later, the slope become more gently and I left the trees behind. I was on the plateau. Wind throwed the snow on my back but there were moments of calm when I could see the moon and stars. Road goes straight. I could see it in the moonlight as white, long line. I felt like I was on another planet. There were no trees, only low bushes and heathers, all covered by snow.

I get to the border stone from 1794, which was once the point between Bergen and Akerhus county. Soon, the sky became lighter and snow definitely stopped. During the walk I passed by some info boards, but they were mostly covered by ice, so I couldn’t read them.

Finally, the road went down and led me through birch wood, the bridge over the river and along some cottages. From the distance I could see E16 road and the pyramid-shaped of church at Kyrkjestølen, which I recognized from Google Street View. It means I was almost at place. It was totally suprising, because I didn’t feel in my feet that I made those 11 km already (10,7 to be honest). I was even wondering to go up on one of the mountain over Kyrkjestølen in addition.

But first I crossed the E16 road and came to the church. I read on the board that this is Church of St. Thomas and it was erected instead old stave church from XI century. There were many miraculous healers in this place, so the church became destination point of the pilgrims. Even now, I could see trails around the temple signed as Pilgrim Trail. New church was built in 1971.

I climbed up on the mountain behind Church of St. Thomas and I will describe this another time. Let’s back to my Kongevegen trip.

After almost an hour to spend for climbing, the sun shined very nice and pretty. My return way even if I walked the same way, was more excited. I could see more that first time. For example, I saw some small animals (field mouse or marmot) running on the road and hiding in the holes under stones. There were also two foxes running away, when I approached.

I was fascinated by the road and how straight it is. It was like they built it use some huge ruler. Of course, on the map it looks different, but at the place, when you see the straight line of the road behind you and before, it looks just amazing.

When I started descending to Maristova, I discovered how steep the hill is. The couple hours earlier, in the dark I couldn’t figure out that this part of the route is so hard. One of the info board says that this part of trail is called Jacob’s Ladder as it seems to lead straight to heaven.

Soon I reached Maristova and my car. I read also about Maristova Lodge on another info board near the Hotel. First lodge (inn) was erected here in XIV century and it means that there was the first mountain lodge in Norway. During the time, the building was moderated and visited by king’s family and famous persons. The lodge burned down in 1976 and new hotel was built in its place. As I could see, new hotel didn’t change since it was opened.

I realized that the trip took me less time I planned and I have still some hours to organize. I thought that maybe good idea is to take another trip: one of those I kept for another day. But this one you can read in next entry.

Jeden komentarz

  • Kasia

    Rzeczywiscie droga jak od linijki – snieg jeszcze to podkreslil !
    Pamietam jak czytalam o tych powodziach z Norwegii, cos okropnego….
    U nas podobne deszcze zdarzyly sie w ostatnich 2 latach szczegolnie w Lake Distrct – zniszczenia byly ogromne…

Skomentuj Kasia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *