Wycieczki z Tymkiem

Czerwone patyczki

2013.12.15

Ostatnio nieczęsto gości u nas ładna pogoda, więc jak już pojawia się okazja to trzeba ją wykorzystać. I tak wczoraj udało mi się wyciągnąć Tymka na spacer. Nie wiem czy zgodziłby się, gdybym mu zaproponował wycieczkę do lasu, ale hasło ‘’kałuża’’ zazwyczaj działa natychmiast. Chyba nie muszę wyjaśniać jak na trzylatka działa perspektywa poskakania w kałużach 🙂

Zajechaliśmy pod przedszkole, gdzie jeszcze pozostały nam nie zbadane do końca ścieżki. Choć Tymek i tak pewnie zna już każdy skrawek położonego za przedszkolem lasku, w końcu to tutaj najczęściej spaceruje z innymi dziećmi i opiekunkami podczas przedszkolnych wycieczek. No ale ja sam byłem ciekaw gdzie notorycznie jest zabierany mój syn. Tymoteusz zaraz po wyjściu z samochodu zajął się tym czym (w jego mniemaniu) miał się zajmować czyli taplaniem się w ogromnych kałużach na parkingu. I oczywiście ani myślał żeby podążyć za swym rodzicielem. Minęła dobra chwila, nim wreszcie udało mi się go nakłonić do pójścia za mną. Zanim jednak dotarliśmy do ściany lasu, musieliśmy przejść przez podmokłą łąkę, jedno wielkie bajoro, gdzie nieostrożne stąpnięcie mogło skończyć się zanurzeniem całej stopy w wodzie. Tymek oczywiście był zachwycony kolejnymi kałużami.

Wreszcie dotarliśmy do lasu i mogłem nieco odpocząć od upominania mojego małego skrzata, żeby przynajmniej omijał te duże i głębokie kałuże. Po kilkudziesięciu metrach skręciliśmy z głównej trasy i przechodząc przez mały mostek położony nad rowem na skraju drogi trafiliśmy na wąską ścieżkę wijącą się wśród drzew. I tutaj mój pierworodny znów wykazał się inwencją i nie bacząc na znaki wzdłuż szlaku pobiegł na przełaj do szumiącego wściekle strumyka. Oczywiście ani myślał wracać. I tutaj trzeba było użyć czegoś znacznie ciekawszego niż płynąca wartko woda. Rozwiązaniem okazały się patyczki powbijane w ziemię i pomalowane czerwoną farbą, które wskazywały szlak. Po krótkim objaśnieniu, że teraz będziemy szukać takich właśnie czerwonych patyczków, Tymek z ochotą przerzucił się na eksplorację lasu. Cały szlak, stworzony chyba z myślą o przedszkolakach odbijał od głównej drogi by po jakichś trzystu metrach wrócić na nią z powrotem. Ale oboje byliśmy zadowoleni. Nawet tak bardzo, że przeszliśmy nim dwukrotnie.

Parking przed przedszkolem
Podążając za patyczkami.
Leśny skrzat

Po ponownym wyjściu na drogę, Tymoteusz postanowił kontynuować wędrówkę i poszliśmy dalej, oddalając się tym samym od auta. Przeszliśmy obok porzuconego dawno na skraju lasu samochodu, który widzieliśmy już jakiś czas temu podczas naszej poprzedniej wycieczki i dotarliśmy do miejsca, skąd można było dostrzec główną drogę i przejeżdżające nią samochody. Mój towarzysz nie był jednak zainteresowany autami, bo doskonale pamiętał co takiego robiliśmy (a właściwie on robił) w tym miejscu ostatnim razem. Schodząc nieco z drogi dotarliśmy do zagłębienia terenu, wypełnionego wodą. To tutaj Tymek świetnie się bawił wrzucając do wody kamienie, których w tym miejscu nie brakowało. I tym razem nie zamierzał przejść obok takiej atrakcji obojętnie. Po kilku minutach jednak zarządził odwrót. Pomyślałem, że skoro jesteśmy już blisko głównej drogi to zamiast wracać tą samą trasą, moglibyśmy przejść się chodnikiem i dojść do przedszkola od drugiej strony (omijając przy okazji te wszystkie kałuże). Tymoteusz dał się namówić i tak też zrobiliśmy. Co prawda powrót okazał się dość długi i monotonny (trzyletnie nóżki nie drepczą zbyt szybko, zwłaszcza jak są zmęczone), ale za to nie mieliśmy żadnych niepotrzebnych postojów po drodze. Dotarliśmy do naszego auta zmarznięci ale zadowoleni z wycieczki i szybko wróciliśmy do domu.

Dźwiganie kamlotów

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *