Kilka słów o trollach
Mija już prawie miesiąc od poprzedniego wpisu, wypadałoby więc skrobnąć co nieco. Problemy z kolanem uziemiły mnie w domu i w chwili obecnej nie wiem, kiedy będę mógł się znów wybrać w góry, więc trzeba znaleźć jakiś temat zastępczy. Od razu nasunął mi się pomysł aby coś napisać o włochatych, brzydkich stworach, które stały się narodowym symbolem Norwegii (w końcu tytuł bloga zobowiązuje). Znane z ludowych podań trolle to przeważnie duże (często przewyższające wysokość drzewa) istoty wyglądem przypominające z grubsza człowieka o nieprzyjemnej aparycji i jeszcze bardziej nieprzyjemnym charakterze. Prawdopodobnie to nimi straszono małe dzieci. Widocznie w Norwegii nie znano żadnej czarownicy, Żydów czy czarnej wołgi. Trolle nie odznaczają się wysoką inteligencją, są bardziej lub mniej włochate i zazwyczaj mieszkają w jaskiniach. Bywają takie, które mają dwie lub trzy głowy i takie które mają jedno tylko oko (którym w dodatku muszą się dzielić ze swoimi kompanami).
Co ciekawe trolle nie są tylko i wyłącznie norweskim wymysłem. O podobnych istotach traktują legendy islandzkie czy irlandzkie. J. R. R. Tolkien również umieścił te stworzenia w swoich książkach. Z drugiej strony w kształtowaniu kultury obu tych miejsc udział mieli wikingowie, jednak trudno jednoznacznie przesądzić czy trolle to oryginalny norweski produkt. Kto wie czy nie zostały one przejęte wraz z innymi zwyczajami od ludów, z którymi wikingowie się asymilowali. W każdym bądź razie raczej ciężko znaleźć wzmiankę o trollach w mitologii skandynawskiej.
Pojawiają się one za to w ludowych opowieściach, które możemy poznać dzięki pracy dwóch panów: Petera Christena Asbjørnsena oraz Jørgena Moe, którzy w XIX wieku spisali wiele z nich. Do tej pory tego typu historie były przekazywane niemal wyłącznie ustnie. Dzięki pracy tych dwóch folklorystów powstało Norske Folkeeventyr czyli taka norweska wersja Baśni braci Grimm. Część tych opowieści możemy przeczytać dzięki wydawnictwu Media Rodzina, które wydało w 2010 roku zbiór pod tytułem ”Zamek Soria Moria: baśnie norweskie” (w chwili obecnej można tę książkę bez problemów znaleźć w księgarniach). Nie wszystkie traktują o trollach. Ba, nawet w tych gdzie trolle występują nie są one postaciami pierwszoplanowymi. Zazwyczaj są jedynie przeciwnikami głównego bohatera, czymś na kształt naszego smoka, porywającego księżniczki.
Próbowałem znaleźć jakaś typową opowieść o trollach, która pokazywałaby jego złośliwą, podstępną naturę i taką, w której ów troll był postacią centralną. O dziwo takich historii jest dość mało a znalezienie czegokolwiek w internecie graniczy z cudem. Na szczęście jest coś, co mogę tu zaprezentować.
Opowieść nr 1: Kot z Dovru
Ot, gdzieś daleko, het przed laty, bardzo, bardzo dawno temu w zielonym
Finnmarku położonym na dalekiej północy Skandynawii, tam gdzie tęcza
mostami utkanymi ze światła łączy zielone doliny ze szczytami gór – mieszkał
sobie zwykły człowiek, który pewnego razu złapał w sidła polarnego
niedźwiedzia. I oczywiście chciał go podarować gospodarzowi tego królestwa,
królowi Danii.
Szedł więc dzień i noc, dzień i noc, a że droga bardzo długa była, przez góry i
przez lasy, przez fiordy i przez morze, jesień zmieniała barwami peleryny drzew,
słońce chowało się coraz niżej, a oddech zimy zamroził szczyty gór. I kiedy
przybył do Dobru, było już niestety Boże Narodzenie. Chcąc więc spędzić święta
tak, jak na bogobojnego człeka przystało, zawędrował do chaty pewnego
gospodarza, który zwał się Halvor. i poprosił go uprzejmie o nocleg dla siebie i
swego polarnego niedźwiedzia.
– Miłościwe nieba! – odezwał się Halvor, przestraszony widokiem tej gościny. –
Niestety, wędrowcze, my nie możemy tutaj nikogo gościć, bo każdej wigilii, tak
jak dziś to się stanie, przychodzi do naszego domu tyle leśnych strachów, że sami
nie mamy tu miejsca.
– Och, dla nas znajdziesz na pewno troszkę miejsca – odezwał się dobrotliwie
wędrowiec, mrugając do niedźwiedzia. – Mój niedźwiedź wszak może się położyć
byle gdzie, pod piecem, a dla mnie wystarczy byle jaka komórka.
A ponawiał swą prośbę tak długo i cierpliwie, iż w końcu otrzymał pozwolenie
noclegu. A że wigilijny wieczór już zapadł i pierwsza gwiazda wschodziła na
niebie, opuścili szybko dom, oczekując na przyjście leśnych trolli. A w domu stół
świąteczny byt już dla nich nakryty, a na nim i ryby, i wieprzowina, i kiełbasy –
wszystkie smakowite wspaniałości, jakimi wita się przybyszów w czasie wielkich
świąt.
I oto, proszę bardzo, ledwie zdążyli opuścić dom i schować się w lesie -w jadalni
stawiły się wszystkie leśne trolle. Jedne z nich były ogromniaste. inne całkiem
malutkie, niektóre miały strasznie długie ogony, inne należały do bezogoniastych.
a także – a to było najstraszniejsze – wiele z nich miało długie, długie nosy…
I biesiadując zgłodniałe jadły do syta i piły na umór. nie pozostawiając w swojej
łapczywości żadnej potrawy nie spróbowanej. Być może uczta ta trwałaby nie
wiem jak długo, gdy wtem najmniejszy straszek, bardzo zresztą łapczywy w
jedzeniu, bo obgryzający kość sześć razy większą od niego, zauważył
niedźwiedzia polarnego, który umęczony wędrówką spał sobie smacznie pod
piecem, być może śniąc o wrześniowym miodzie. Troll wziął więc na widelec
kawałek kiełbasy, przypiekł ją smakowicie na ogniu. a zbliżywszy się do śpiącego
pod piecem białego niedźwiedzia, tak długo obracał kiełbasą wokół nosa
śpiącego, że aż ta poczęła go parzyć.
– Kiciu, kiciu! Kotku, kotku, chcesz kiełbasy? – wołał mały straszek swym
cieniutkim głosikiem.
Wściekły, że mu spać nie daj ą, niedźwiedź zerwał sięz podłogi i przegonił całe
to tałatajstwo z zacnego domu.
I oto rok później, także w dzień Wigilii, gospodarz Halvor znalazł się znów w
lesie, by nazbierać drzewa na całe święta, bo znów oczekiwał przyjścia
wygłodniałych leśnych strachów. A kiedy rąbiąc drzewo nachylony był nad
pniem, nagle dosłyszał dalekie wołanie z lasu:
– Halvorze, hej Halvorze!
– Co takiego? – odkrzyknął Halvor.
– Czy ty masz jeszcze swego dużego kotka?!
– Tak, mam! – odpowiedział trollom zmartwiony gospodarz. – Leży w domu
pod piecem. Lecz urodziło mu się siedem młodych. A one są jeszcze 48 silniejsze
i bardziej złe niż on sam.
– To my do ciebie już nigdy więcej nie przyjdziemy! – zawołał z lasu obrażony
troll.
I od tego czasu już nigdy więcej leśne stwory nie zakłóciły wigilii gospodarzowi
ze wzgórz Dovru, zacnemu Halvorowi.
Opowieść nr 2: Jak Askeladden z trollem jedli na wyścigi
Pewien wieśniak miał trzech synów. Sam był ubogi, stary i kulawy, a synowie nie chcieli nic robić. Część długów jednak trzeba było spłacić, więc ojciec kazał synom rąbać duży, piękny las należący do gospodarki. W końcu udało mu się zapędzić ich do roboty, najstarszy miał iść pierwszy do wyrębu. Kiedy wszedł w las i zaczął ścinać stary ogołocony świerk, przyszedł wielki, mocarny troll.
— Za to, że rąbiesz mój las, zabiję cię — powiedział.
Kiedy chłopak to posłyszał, rzucił siekierę i najprędzej, jak mógł, biegł do domu. Wpadł do chaty bez tchu i opowiedział, co mu się wydarzyło; na to ojciec odpowiedział mu, że ma zajęcze serce, bo jego za młodu trolle nigdy nie odstraszyły od rąbania drzew. Nazajutrz drugi syn poszedł do lasu i wszystko się powtórzyło jak poprzedniego dnia. Ledwo kilka razy machnął siekierą, troll przyszedł i powiedział:
— Za to, że rąbiesz mój las, zabiję cię.
Chłopak nie śmiał na niego spojrzeć, tylko rzucił siekierę i umykał tak samo pośpiesznie jak brat. Kiedy wrócił do domu, ojciec się rozgniewał i powiedział, że jego za młodu nigdy trolle nie wystraszyły. Trzeciego dnia Askeladden wybierał się do lasu.
— Ty! — wołali dwaj starsi. — Myślisz, że sobie poradzisz, ty, co nigdy nie przestąpiłeś progu chałupy!
Askeladden nic im na to nie odpowiedział, tylko poprosił o porządne śniadanie na drogę. Matka nie miała mięsiwa, zajrzała więc do garnków szukając, co by dla niego wyskrobać; chłopak zabrał worek i poszedł. Rąbał już od dobrej chwili, gdy przyszedł troll i powiedział:
— Za to, że rąbiesz mój las, zabiję cię.
Chłopak nie zwlekając skoczył między drzewa po worek, wyjął ser i ścisnął go tak mocno, że serwatka zeń kapała.
— Jak nie będziesz cicho — krzyknął na trolla — ścisnę cię tak jak ten biały kamień, z którego woda kapie!
— Nie, błagam, oszczędź mnie — prosił troll — a pomogę ci rąbać.
Pod tym warunkiem chłopak zgodził się oszczędzić trolla, a że ten umiał rąbać, więc zabrali się do roboty i ścięli parę tuzinów drzew w ciągu dnia. Pod wieczór troll powiedział:
— Chodź teraz ze mną, bo do mojego domu bliżej niż do twojego.
Chłopak się zgodził, a kiedy przyszli do domu trolla, ten oznajmił, że rozpali ogień na kominie, tymczasem Askeladden ma nanosić wody do sagana na kaszę; stały tam dwa żelazne wiadra tak wielkie i ciężkie, że Askeladden nawet nie mógłby ich ruszyć z miejsca. Wobec tego powiedział:
— Nie warto nosić tymi naparstkami, pójdę po całą studnię.
— Nie, przyjacielu kochany — rzekł troll — nie mogę stracić mojej studni, lepiej więc ty rozpalaj, a ja pójdę po wodę.
Kiedy wrócił z wodą, ugotowali potężny sagan kaszy.
— Wiesz co, jeśli chcesz, będziemy jedli na wyścigi.
— Dobrze — odparł troll, bo myślał, że tym razem się odegra.
Siedli więc do stołu, przedtem jednak Askeladden ukradkiem wziął swój skórzany worek i przywiązał go sobie na brzuchu; teraz pakował do niego więcej niż do gardła. Kiedy zaś worek był pełen, wyjął kozik i przeciął go. Troll spojrzał na Askeladdena, lecz nic nie rzekł. Jedli już dosyć długo, gdy troll odłożył łyżkę.
— Nie, nie mogę więcej — powiedział.
— Musisz jeść— odparł chłopak—ja mogę zjeść drugie tyle, nim się nasycę. Zrób to samo co ja, przetnij brzuch, a zjesz, ile zechcesz.
— Ale to musi okrutnie boleć? — spytał troll.
— Ech, nie ma o czym mówić — odparł chłopiec.
Zrobił więc troll, jak mu chłopiec radził, i nietrudno się domyślić, że zapłacił za to życiem. Askeladden zaś zabrał wszystko srebro i złoto ukryte w skale i wrócił do domu. Miał teraz czym płacić długi.
Znalazłem jeszcze jedną, bardzo krótką historię o trollach. Jest to opowieść współczesna, to znaczy wymyślona na potrzeby pewnego konkursu. Otóż w okolicy, gdzie mieszkam, w górach, na drodze do Sletthaug znajduje ogromny kamień, który zapewne kiedyś oderwał się od góry i spadł kilkadziesiąt (kilkaset) metrów niżej. Upadek spowodował rozłupanie się kamienia na trzy bardzo charakterystyczne części.
Lokalna społeczność zorganizowała konkurs na nazwę kamienia i wśród 190 zgłoszeń wybrano historyjkę niejakiego Odda Frantsena, którą zamieszczam poniżej.
Opowieść nr 3: Karatesteinane
Pewnego razu, bardzo dawno temu był sobie troll z Aurdal, który zakochał się w trollicy pochodzącej z Blikrabygda. Oboje umówili się na spotkanie przy dużym kamieniu poniżej Sletthaug. Troll z Aurdal nie wiedział jednak, że jego wybranka umawia się również z innym trollem, pochodzącym z Sandeid. Tego dnia, gdy miał się z nią spotkać, wystroił się i zadowolony udał się w kierunku kamienia, który spadł ze szczytu Åksla. Szczęśliwy przechadzał się po zboczu, nucąc pod nosem piosenkę. Ale kiedy dotarł na miejsce, dostrzegł swoją trollicę razem z drugim trollem z Sandeid tuż za kamieniem. Na ten widok nasz bohater wpadł w gniew i potężnym uderzeniem rozłupał głaz w dwóch miejscach. I tak zniszczony kamień leży do dziś, rozłupany na trzy części.
Nazwa Karatesteinane to jak zapewne łatwo się domyślić `kamienie karate` nawiązuje do ciosu, którym troll rozłupał skałę. Wchodząc na Åkslę od strony Aurdal, kilkadziesiąt metrów przed (poniżej) Sletthaug, leży ów rozłupany kamień a na tabliczce przy drodze można przeczytać opowieść o tutejszym trollu.
Te trzy historyjki rzecz jasna nie wyczerpują tematu. Trolle na stałe zadomowiły się w naszej popkulturze i można się na nie natknąć w wielu książkach fantasy, w grach komputerowych czy w filmach. Należy jednak pamiętać, że te wielkie i złośliwe istoty były już znane dawno temu. O trollach pisali już Snorri Sturluson, Ludvig Holberg a nawet Hans Christian Andersen.