Tymek na Ormåsen
Od jakiegoś czasu nosiłem się z zamiarem odświeżenia sobie trasy na Ormåsen. Jest to dość charakterystyczna górka o wysokości 558 m n.p.m. wznosząca się nad miejscowością Ølensvåg. Kiedy okazało się, że parę najbliższych dni będzie wreszcie pogodnych, pomysł wejścia na tę górę powrócił. Udało mi się też zachęcić swojego najstarszego trolla do wspólnej wędrówki i tak pewnego, wcale nie aż tak słonecznego poranka wybraliśmy się w drogę.
Dojeżdżając do Ølensvåg widziałem szczyt Ormåsen skąpany w chmurach. W pewnym momencie na szybie auta pojawiły się nawet krople deszczu i na poważnie zacząłem się zastanawiać nad celowością naszej wyprawy. Nim jednak dojechaliśmy na miejsce, przestało padać i uznałem, że nie ma co się zawczasu wycofywać. Pozostawiliśmy auto na parkingu Ølen Betong, firmy zajmującej się produkcją betonu i betonowych prefabrykatów, skąd na szlak mieliśmy już zaledwie kilkaset metrów. Przeszliśmy ten odcinek szerokim asfaltowym chodnikiem.
Pierwsza tabliczka z nazwą szczytu kierowała nas pod górę w mocno zalesiony zagajnik. Szliśmy jednak wciąż po asfalcie i dopiero po dwóch ostrych zakrętach i zabudowaniach jakiegoś gospodarstwa weszliśmy na nieutwardzoną drogę. Wciąż było pochmurno, a deszczowe lato sprawiło, że roślinność porastająca drogę i oba pobocza była dość bujna. Buty szybko pokryły się wilgocią od mokrej trawy. Na szczęście Tymek paradował w kaloszach, co zapewne uchroniło mnie tego dnia od wysłuchiwania narzekań. Moja latorośl dzielnie wspinała się po zboczu, od czasu do czasu przystając, by zerwać owoc z licznych malinowych krzewów rosnących wzdłuż trasy.
Dotarliśmy do punktu widokowego i ustawionej na krawędzi skały i nieco chybotliwej ławeczki. Chwila przerwy zregenerowała nasze siły i mogliśmy iść dalej. Wkrótce droga zrobiła się bardziej płaska a my wyszliśmy na mniej zarośnięty teren. Niestety moja radość z tego faktu nie trwała zbyt długo. Dotarliśmy bowiem do odchodzącej w prawo ścieżki prowadzącej na Ormåsen. Droga, po której stąpaliśmy do tej pory wiodła ku dolinie Vakadalen.
Skręciliśmy w ścieżkę. Szlak prowadził nas początkowo przez las i dość często musieliśmy przeskakiwać błotne kałuże, jednak im szliśmy dalej, tym kałuż przybywało. Nawet, gdy wyszliśmy z lasu, czekał na nas podmokły, bagnisty teren a omijanie błota i kałuż stało się tak powszechne jak wypatrywanie kolejnych oznaczeń szlaku.
Dopiero tuż pod samym szczytem, kiedy ścieżka zrobiła się naprawdę stroma, zrobiło się jakby trochę bardziej sucho. Wierzchołek góry był już blisko i rzeczywiście wkrótce byliśmy na miejscu. Spłoszyliśmy wylegujące się tam stado owiec, ale niestety pozostawionych po nich odchodów nie udało się już wypłoszyć. Wpisaliśmy się do zeszytu, ukrytego w skrzyneczce i zjedliśmy wydobyty z plecaka prowiant. Okazało się, że na jakąś efektowną sesję zdjęciową nie ma co liczyć, bowiem chwilę po naszym wejściu okolicę zasnuły chmury.
Uznałem, że nie warto czekać na poprawę pogody, bo równie dobrze zamiast na słońce możemy doczekać się deszczu. Zarządziłem odwrót. Pomyślałem jednak, że dobrze byłoby zejść inną drogą, aby uniknąć tych mokradeł, które mijaliśmy po drodze. O innej trasie wiedziałem chociażby z wcześniejszych wypraw na Gråhorgę czy Bukkanibę. Przy drodze na te góry widziałem odchodzący w bok szlak na Ormåsen właśnie. Co prawda idąc w tamtą stronę, zwiększalibyśmy dystans do naszego autka, ale i na to miałem pewien plan.
Udało nam się odnaleźć ową dodatkową ścieżkę rzut beretem od samego szczytu. Prowadziła stromo w dół, ale gdy już zeszliśmy niżej, wiodła dalej dość poziomo. Nadzieja na bardziej suchą trasę okazała się płonna. Teren był równie podmokły jak wcześniej. Początkowo szliśmy w otwartym terenie wśród traw i krzewów. Potem szlak zaprowadził nas w las, gdzie przedzieranie się przez zarośla, omijając jednocześnie błota i kałuże było dość uciążliwe. Wędrówka trwała długo, ale w końcu wyszliśmy na szeroką drogę, minęliśmy porzuconą przyczepę kempingową i wkrótce dotarliśmy do drogi, którą znałem z wypraw na Gråhorgę i Bukkanibę. Schodząc w kierunku Ølensvåg doczekaliśmy się w końcu słońca, które dopiero teraz przebiło się przez chmury.
Na skrzyżowaniu dróg E134 i 543 zwanej Bjoavegen, naprzeciwko stacji benzynowej znajduje się kafejka i sklep z importowanymi artykułami (również z Polski). Pozostawiłem tam pod opieką zmęczonego wędrówką Tymka, a sam udałem się w kierunku parkingu przy Ølen Betong, żeby zabrać auto. W czasie, gdy mnie nie było mój mały troll zjadł obiad, loda i mógł pobawić się w pokoju zabaw.
Trasa na Ormåsen choć sama w sobie do wymagających nie należy, jest dość męcząca z uwagi na liczne mokradła, przez które trzeba się przedzierać. Dobrze zaimpregnowane buty lub kalosze na tego typu szlakach to podstawa.
Wyprawa zajęła nam prawie cztery i pół godziny, podczas których przeszliśmy ponad 11 km (Tymek nieco ponad 9 km).
For some time I was thinking about go back to Ormåsen mountain. It is quite characteristic mountain with a height of 558 m above sea level, rising above the village of Ølensvåg. Weathercast showed the next few days as nice and sunny, so the idea for making some trip came back. The eldest son agreed to come with me and the next not so sunny morning we went on the road.
Arriving to Ølensvåg, I saw the Ormåsen peak covered by clouds. There were even drops of rain on the car window at some point and I seriously began to wonder about the surrender. But before we reached the place, it stopped rainig. We left the car in the parking lot of Ølen Betong, a company producing concrete and concrete prefabricated parts. From this place we had only a few hundred meters to beginning of trail. We walked this distance with a wide asphalt pavement.
The first sign with the name of the summit led us up the hill into the forest. However, we walked on the asphalt road and only after two sharp turns and buildings of a farm we entered an unpaved road. It was still cloudy. My shoes quickly became wet with wet grass. Luckily, Tymek was running in the boots, which probably saved me from hearing of his complaining that day. He bravely climbed up the slope, occasionally stopping to rip off the fruit from raspberry bushes growing along the route.
We reached the view point with resting bench set on the edge of the roc. After short break we could continue marching. Soon the road became more flat and we got to the path leading to Ormåsen. The road we have been following so far has led to the Vakadalen valley.
We turned the path. The trail led us first through the forest and quite often we had to jump over the muddy puddles. Even when we left the forest, there was a marshy area waiting for us, and bypassing the mud and puddles became as common as looking for more trail markings.
Only before of the top when the path was really steep, it seemed to be a little dry. The last part of the route was short and we were soon there. We frightened a flock of sheep, but unfortunately the faeces left and thery were not able to escape. We signed in a notebook hidden in a box and we ate a packed lunch from the backpack. We couldn’t make any photo session, because one moment after our entrance to the top the area was filled with clouds.
We could wait for better moment but it might start raining as well. I decided to go back. But I thought it would be a good idea to go down the other way to avoid all the puddles we passed along the way. I knew about another route from earlier trips to Gråhorga or Bukkanibba. On the road to these mountains I saw a walking trail on the Ormåsen just off the side. In fact going that way, we would increase the distance to our car, but I had some plan for that.
We managed to find that extra path very close of the summit. It led steeply down, but once we had lowered, it goes more horizontally. Hoping for a more dry tour was only a wish. The land was as wet as before. First we walked through the grass and bushes. Then the trail led us into the forest, where breaking through the scrub, bypassing the mud and puddles was quite annoyance. It took a long time, but finally we went out on a wide road, passed the abandoned camping trailer and soon we reached the road I knew from trips to Gråhorga and Bukkanibba. The sun finally appeared when we descended towards Ølensvåg.
At the crossroads of roads E134 and 543 called Bjoavegen, opposite of petrol station there is a cafe and a shop with imported articles (also from Poland). I left there my tired troll, and went to the parking at Ølen Betong to take the car. At a time when I was not there Tymek ate dinner, ice cream and he could play in the playroom.
The route to Ormåsen, could be quite easy, if there were not so many wet areas. Well impregnated shoes or boots on these types of trails are the basic.
The expedition took us nearly four and a half hours, during which we went over 11 km (Tymek slightly over 9 km).
3 komentarze
Lidia
Piękna wycieczka, piękne krajobrazy i szczęśliwy mały Troll.
Kasia z www.katiraf.com
Zuch chłopak !
Paweł
Zapomniałem chyba dodać, że w połowie trasy obiecałem młodemu lody, co było dla niego dodatkową motywacją 😉