Bjørgovarden 1138 m n.p.m. & Fjellenden 1145 m n.p.m.
Mijał już miesiąc od czasu rozpoczęcia nowej pracy w Norwegii a ja wciąż nie wybrałem się z wizytą w tutejsze góry. Wejście na Bjørnåsen sprzed miesiąca nie liczę, jako że 138m wysokości szeregowało ów szczyt raczej wśród wzniesień. A ja potrzebowałem zaczerpnąć prawdziwie górskiego powietrza.
Wydawałoby się, że Norwegia to kraj o typowo górskim krajobrazie. Ale okazuje się, że nie wszędzie. Położony na południu, sąsiadujący ze Szwecją rejon Østfold to tereny nizinne, z pojedynczymi wzgórzami, które rzadko przekraczają 100-200 m n.p.m. Mieszkanie w Østfold potrafi być męczące, jeśli kocha się górskie wędrówki. Najbliższe warte zainteresowania szlaki znajdują się jakieś dwie i pół godziny drogi stąd. Decyzja gdzie pojechać i jaką wyprawę zorganizować musi być więc szczególnie zaplanowana.
Po rozważeniu kilku najbliższych opcji zdecydowałem się na wypad do Nord-Aurdal w rejonie Oppland i wejście na dwa najwyższe szczyty w łańcuchu górskim niedaleko Etnedalen. Pogoda w ostatnich dniach nie rozpieszczała za bardzo, ale na sobotę zapowiadano przyjemne słoneczko, co tylko potęgowało we mnie chęć wyjazdu. Przeszukując internet natrafiłem na parę opisów wycieczek na szczyt Bjørgovarden oraz pomocną mapkę z trasami w tym rejonie. Ustaliłem, że rozpocznę wędrówkę przy Nordfjellstolen, mając nadzieję, na uniknięcie opłat parkingowych, o których pisano na necie.
Podróż z Moss zabrała mi równo trzy i pół godziny. Okazało się, że aby wjechać na teren, gdzie rozpoczyna się szlak, w obszar zabudowany domkami wypoczynkowymi, trzeba zapłacić 50 koron. To zapewne o tych opłatach czytałem przed wyjazdem. Postanowiłem, że się cofnę do widzianej wcześniej zatoczki z miejscem piknikowym przy głównej drodze, dzięki czemu zaoszczędzę trochę grosza. Tak też zrobiłem i chwilę później mogłem już ruszać na spotkanie przygody.
Kilka kilometrów dalej, gdy wciąż piąłem się pod górę szeroką, szutrową drogą, mijając norweskie domki wypoczynkowe, coraz poważniej zastanawiałem się, czy postąpiłem dobrze. Szlak zaczynał się spory kawałek od miejsca, gdzie zostawiłem auto i już sama wędrówka do tego punktu stawała się męcząca. A im dalej szedłem, tym trudniej było podjąć decyzję o powrocie. Wreszcie minąłem ostatnie chatki i dotarłem do ścieżki, przy której widniały kierunkowskazy na okoliczne szczyty. Wokół dostrzegałem kilka interesujących, stożkowatych wierzchołków, jednak zdawałem sobie sprawę, że nie zdołam wszystkich zaliczyć. Wybrałem ścieżkę na Bjørgovarden, mój pierwszy tego dnia cel.
Nieco ponad kilometr dalej byłem już na szczycie. Miałem już wtedy około 10-cio kilometrowy marsz za sobą, więc zaczynały pojawiać się pierwsze objawy zmęczenia. Do kolejnej górki, Fjellenden miałem jakieś 5, może 6 kilometrów. Czekała mnie zatem tego dnia 30-to kilometrowa wędrówka. Pocieszałem się świadomością, że szlak, którym wędrowałem jest stosunkowo łatwy, opisywany w internecie jako odpowiedni na wycieczki z dziećmi.
Poszedłem dalej. Trasa wiodła od jednego wzniesienia do drugiego. Żadne z nich nie było na mapie nazwane, mijałem je więc bez większych emocji. Po obu stronach ścieżki, w dole pojawiały się większe bądź mniejsze jeziorka a daleko przed sobą mogłem dostrzec wyrastające jakby spod ziemi masywne, pokryte śniegiem szczyty Jotunheimen. Górki, które właśnie przemierzałem, w porównaniu z tamtymi, wydawały się płaskie jak naleśnik. Napotkałem idącego z przeciwka tubylca z psem, potem kolejnego, a jakiś czas później, przy kolejnym bezimiennym szczycie następnych trzech. Wkrótce mogłem dostrzec, swój kolejny cel, Fjellenden. Wokół szczytu kłębiły się już jakieś postacie. Niedaleko na zachodzie widniało kolejne osiedle domków wypoczynkowych, Danebu.
Gdy docierałem na szczyt, jednocześnie ze strony Danebu dochodziły kolejne osoby i chwilę później na górze utworzył się tłum kilkunastu osób. Słońce już wtedy nieźle grzało i było jasne, że nie tylko ja wykorzystałem ładną pogodę na wypad w góry. W momencie, gdy zebrałem się, by ruszyć z powrotem, grupka osób ze szczytu postanowiła kontynuować swoją wędrówkę i udała się w tym samym kierunku. Do najbliższego szczytu maszerowaliśmy razem, potem nasze drogi się rozeszły a oni skierowali się w kierunku Danebu.
Wracałem tą samą trasą, czując jak z każdym kolejnym metrem zwiększa się moje zmęczenie. Plecak zrobił się dziwnie cięższy niż na początku wędrówki i wrzynał się boleśnie w ramiona. Słońce prażyło niemiłosiernie, potęgując pragnienie. Oszczędzałem wodę, żeby starczyło jej na dłużej. Gdy tylko mogłem uzupełniałem swoje zapasy w strumieniu. Wydawało się, że czas stanął w miejscu. Niby posuwałem się do przodu, ale monotonność trasy sprawiała, że nie czułem jakbym posuwał się naprzód. A jednak w końcu ponownie stanąłem na szczycie Bjørgovarden i ruszyłem w dół w kierunku osady norweskich chatek. Zejście do auta ciągnęło się w nieskończoność, ale w końcu po ponad ośmiu godzinach marszu zakończyłem wędrówkę. GPS w komórce wskazywał 31,5 przebytych kilometrów a ja w końcu mogłem usiąść i chwilę odpocząć. Czekała mnie jeszcze jazda powrotna do Moss.
————————————————————————————————————
It’s been over one month since I came back to Norway and I still haven’t been at any mountain trip. I don’t count Bjørnåsen, which has only 138 meters above sea level. I needed something more.
Norway is mainly known as a mountainous country but it has also lowland landscapes. Unfortunately I ended up in one of them, called Østfold, close to south border with Sweden. There are single hills with height rarely exceed 100 – 200 meters. And that could be a bit frustrating if you love mountain trips. To get to the nearest mountains range you need at least two and a half hours drive.
I decided where to go after spending a lot of time of study the map, choosing interesting walking destinations. And I found quite nice area in Oppland region, Nord-Aurdal Komunne, near Etnedalen valley. Two highest peaks of this mountain range are called Bjørgovarden and Fjellenden and I was going to reach both of them.
It took three and half hours to get there from Moss. I wanted to start walking near Nordfjellstolen mountain, in summer houses area, but at place I found out that I have to pay 50 kr to pass that gravel road. Instead of this, I left my car along road 33 at rest stop, approx. 1 km before that mountain area.
I grab my backpack and started my adventure. After reaching the gravel road I continuously went up, passing by wooden cabins. It started to be difficult and I didn’t even get close to the beginning of the trail. But finally I came to the last houses and found the path leading to Bjørgovarden. And now I could breath by clear, mountains air which I missed for a long time.
Track to Bjørgovarden was quite short and took maybe twenty minutes. Now, I had to get to my next goal, Fjellenden, which layed about 5 – 6 km further. The path led me through next no named peaks, I passed by bigger and smaller leaks on both sides of my route. Far away on north I could see majestic mountain range, Jotunheimen, still covered by snow and raised up from the flat ground. Compare to that mountains, those ones where I actually was seemed flat as a plate.
I meet few other wanderers during that route and when I finally climb to the Fjellendene, I could say hello to group of several persons which came here before me. They reached the summit went from other cabins area, called Danebu. Some of them decided to go further to another peak in the same direction, where I was going in my way back. And for a while we were marching together. Then they went down back to Danebu and I walked alone again, returning to Bjørgovarden.
The way was long and exhausting. The sun was heating more than I expected. And in every meter I made, I felt more and more tired. The landscape was monotonous and is seems that I walked forever but finally I reach Bjørgovarden one more time and I could start descending. To get down to the car took some time. And after the final step, when I could touch my vehicle and check gps in the smartphone I found out that I made 31,5 km. And I had to spend next 3,5 hours in car in addition.
I came back to Moss at the evening that day, exhausted but happy. The distance I made was a bit too long, but the time I could spend in mountains recharged my inner batteries.
2 komentarze
Lidia.O.
Piękne zdjęcia.
Eugeniusz
Piękne zdjęcia