Dronningstien
Dronningstien, czyli Szlak Królowej Sonji to kolejne miejsce, zajmujące czołowe miejsce na mojej liście miejsc do odwiedzenia. Dowiedziałem się o tej trasie jakieś dwa lata temu, przy okazji wycieczki na Język Trolla i od tamtego momentu z utęsknieniem oczekiwałem okazji, aby się nań wybrać. Owa wiekopomna chwila w końcu nadeszła.
Według informatora turystycznego, w ciągu ostatnich 20 lat, królowa Sonja, małżonka króla Haralda V, upodobała sobie piesze wędrówki w okolicach Hotelu Ullensvang. Aby uhonorować jej częste wizyty (i zapewne aby przyciągnąć więcej turystów), miejscowe władze postanowiły nadać jednej z najbardziej widowiskowych tras w okolicy, jej imię. I tak powstał Szlak Królowej Sonji, który jak podkreśla ulotka, jest oficjalnie jedyny mogący się poszczycić takim mianem. Spoglądając na mapę można dojrzeć, że szlak poprowadzono pomiędzy miejscowościami Lofthus i Kinsarvik. Trasę można pokonywać w obie strony, aczkolwiek ulotka wspomina, że początek znajduje się bliżej Kinsarvik. Bliżej, nie znaczy w samym Kinsarvik, jak początkowo myślałem. Owszem, w osadzie znajdziemy duży drogowskaz tuż przy stacji benzynowej, kierujący nas na leśną drogę prowadzącą pod górkę. Po kilku kilometrach dociera się do dwóch płatnych parkingów, skąd można zacząć wędrówkę ale co ciekawe sam szlak rozpoczyna się dużo później (i wyżej). Stąd też wynikła pomyłka przy oszacowaniu długości mojej wędrówki, ale o tym później. Oficjalnie szlak liczy około 14 kilometrów i jest oznaczony niebieskimi markerami na skałach lub dużymi, niebieskimi literami D. Idąc od strony Lofthus, również mamy do przejścia dość spory odcinek zanim natrafimy na początek szlaku. Dobrze, że co jakiś czas spotyka się tabliczki informujące o kierunku marszu. Podczas wspinaczki istnieje możliwość wspięcia się po wykutych w skale stopniach, wykonanych przez mnichów w latach 1210-1537.
Korzystając z kolejnego bezdeszczowego październikowego weekendu (choć dość wietrznego), zamierzałem pojechać do Lofthus, gdzie chciałem rozpocząć wędrówkę. Na miejscu zjawiłem się skoro świt, a nawet wcześniej, chcąc rozkoszować się wschodzącym słońcem gdy będę już na górze. Wspinaczka była długa i męcząca. Szutrowa, leśna droga wyciskała ze mnie siódme poty i miałem wrażenie, że kolejne pokonywane zakręty wcale nie przybliżają mnie do celu. Wreszcie dotarłem do bocznej ścieżki z informacją, że oto dotarłem do sławnych stopni mnichów. Szczerze to nie zrobiły one na mnie wrażenia. Mało tego, większość kamieni po drodze wydawała się dość świeżo obrobiona, zupełnie jakby trasę przygotowywali współcześni ‘’mnisi’’.
Ścieżka mnichów kończy się tuż przy punkcie nazwanym Nosi (Nese) czyli Nos. W pobliżu znajduje się wysunięta nad przepaścią skała, do której wiedzie wąska ścieżka. Ciężko mi było dopatrzyć się w tej skale kształtu nosa, no ale jeśli istnieją takie miejsca jak Język Trola, to czemu nie i Nos? Zrobiłem sobie kilka fotek i ruszyłem dalej. Las się skończył, miałem więc sporo do podziwiana podczas wspinaczki. Słońce już wschodziło i przedzierając się przez chmury oświetlało zbocza gór na przeciwległym brzegu Sørfjordu.
Wkrótce dotarłem na płaskowyż. Wiatr szalał tu w najlepsze. Tabliczka z nazwą Dronningstien informowała o początku szlaku (lub jego końcu). Teraz ścieżka prowadziła mnie, po względnie płaskim, skrajem płaskowyżu Hardangervidda. Widoki, przy nisko zawieszonym słońcu były nieziemskie. Szlak zahaczał o szczyt Oksli, który jakoś szczególnie nie wybijał się ponad poziom całej trasy. Ani się obejrzałem, a już schodziłem w kierunku Kinsarvik. Minąłem końcową (albo początkową) tabliczkę z nazwą Dronningstien i wstąpiłem na szutrową drogę, prowadzącą zakosami do parkingu gdzieś poniżej.
Jakiś czas potem siedziałem na ławeczce przy stacji benzynowej w Kinsarvik i zajadałem kanapki. Ku mojemu zdumieniu, moja komórka z nawigacją poinformowała mnie, że mam w nogach grubo ponad 20 km. Do tej pory byłem przekonany, że trasa liczy jakieś 16 km. Już wcześniej, podczas schodzenia zdecydowałem, że nie dam rady wrócić tą samą trasą z powrotem do Lofthus. Była niedziela, więc szanse na jakiś autobus też odpadały. Pozostawał plan B (a właściwie to już C) czyli spacerek po asfalcie drogą nr13. Kto był w okolicy, ten wie, że trasa, choć malownicza, to dodatkowo dość kręta i strasznie wąska. A biorąc pod uwagę, że jest jedyna w okolicy, to ruch bywa spory (a chodniki w Norwegii należą do rzadkości). Liczyłem, że z uwagi na weekend, nie spotkam pędzących tą drogą tirów a nieliczni kierowcy okażą się na tyle rozważni, że będą trzymać się przepisowej prędkości. Dodatkowo, założyłem kamizelkę odblaskową, którą spakowałem do plecaka specjalnie na tę okoliczność i ruszyłem w drogę.
Nóżki maszerowały dzielnie i po pokonaniu kolejnych 10,5 km doprowadziły mnie bezpiecznie do Lofthus. Komórka wskazała ostatecznie 34 km dystans w czasie 9 godzin i 21 minut. Zmęczony ale szczęśliwy, mogłem wrócić do domu.
Dronningstien, called also HM Queen Sonja’s Panoramic Hiking Trail is a scenic mountain route between Lofthus and Kinsarvik. The info brochure says: ‘’This hiking is the only one of its kind to be honored with using Her Majesty Queen Sonja’s title. In the past 20 years, this trail around Hotel Ullensvang has become one of her favorites which she explores either by foot or on skis…’’ The trail has about 16 km length but what I experienced on my own, this is not includes steep gravel road which goes up to the Hardangervidda plateau on both: Lofthus and Kinsarvik side.
I heard about this trail about two years ago, during my trip to Trolltunga. Both routes are located in the same area. I havn’t got opportunity to see Dronningstien until now.
The weather during the weekend was quite dry but windy (forecast says about wind 10 m/s in Lofthus). Early in the morning I drove over 100 km to get to the Lofthus and start hiking. Steep gravel road was very long, and it took ages when I reached my first goal. I wanted to see famous Monk Steps, situated somewhere along the road. It’s 616 stone steps made by local monks between 1210 and 1537. To be honest, the steps are not so impressive I though before. In fact, I found many of them look like they were made last summer.
Just after the monk’s path, there is a point called Nosi (Nese) which means Nose. This is a big rock hanging over the cliff. Some kind of smaller version of Trolltunga. I took some pictures there and back on the trail. Finally I reached the plateau level, where the Dronningstien trail began. And on this moment I could feel how strong the wind was. I had to wear my jacket and put the hood on my head. The sun rised up and made beautiful scenery around. I couldn’t resist to use my camera.
From this point the trail goes more less horizontal and hiking was pure pleasure. I get to the summit of Oksli, which is only a bit higher that the surrounded area. I followed the path on the edge of Hardangervidda plateau enjoyed the views of Sørfjord on left and Hardangerfjord in front of me.
Finally, I started to descend. I passed the end sign of the trail and went down to Kinsarvik by gravel and asphalt road.
There I checked my tracking app in the cell phone and realized, that I made over 20 km. And still had to back somehow to Lofthus. I felt that the return the same way could kill my knees and I decided to go around, along the shore, by the road 13. It was a bit stressfull, because the road has no pavement and it is the man road connected E134 road and Voss. Finally, after another 10,5 kilometers I get to Lofthus and rest in the car. The whole trip took me 9 hours and 21minutes with total distance 34 km.
Tym razem, oprócz zdjęć, mogę pochwalić się również krótkim filmem. Troszkę trzęsie, ale mam nadzieję, że da się obejrzeć 🙂
This time I made a short movie. I hope you will enjoy, even if the the camera is shakking a bit 🙂
2 komentarze
Lidia
Piękne widoki !
Eugeniusz
Piękne widoki !