Fridtjof Nansen i jego wyprawy polarne 1888 – 1896. Część II
Wyprawa Fram (1893-96)
Począwszy od XVI wieku, europejscy podróżnicy rozpoczęli poszukiwania nowych dróg do Oceanu Spokojnego. Narodziły się teorie o szlakach wodnych w rejonach arktycznych, nazwane Przejściem Północno-Zachodnim, wiodącym wzdłuż północnych wybrzeży Kanady, oraz Przejściem Północno-Wschodnim, prowadzącym z Europy na wschód, równolegle do linii brzegowej Skandynawii i rozległych obszarów północnej Rosji. Odkrywcy pokroju Henry’ego Hudsona (od jego nazwiska nazwano rzekę w stanie Nowy York, zatokę przy półwyspie Labradorskim w Kanadzie czy cieśninę, prowadzącą do tej zatoki), przyczyniali się w znacznym stopniu do poszerzania wiedzy o terenach arktycznych i warunkach tam panujących lecz wiele obszarów północnej części globu wciąż stanowiło białą plamę na ówczesnych mapach. Możliwość trzeciej trasy, bezpośrednio przez Biegun Północny, zaproponował geograf Richard Hakluyt. Z czasem poszukiwanie szlaków handlowych stało się drugorzędne w stosunku do prestiżowego celu, jakim jest dotarcie do samego bieguna północnego lub przynajmniej zarejestrowanie najdalej na północ osiągniętego punktu podróży.
Dominującą teorią geografii polarnej w tym okresie była teoria „otwartego morza polarnego” otaczającego biegun północny. Uważano, że obserwowane dryfowanie lodu arktycznego na południe wynika z efektu „wypychania” cieplejszej wody. Według historyka Hamptona Sidesa, pomimo braku dowodów naukowych, teoria ta „rządziła się własną logiką… Żadna ilość sprzecznych dowodów nie była w stanie wyprzeć jej ze zbiorowej wyobraźni”. Fakt, że wszystkie podróże w kierunku północnym zostały wcześniej czy później zatrzymane przez lód, racjonalizowano przekonaniem, że nieodkryte morze jest otoczone pierścieniem lodu, przez który, jak sądzono, można przedostać się przez jeden z kilku ciepłych przejść wodnych (bram). W ten sposób początkowe poszukiwanie Bieguna Północnego stało się poszukiwaniem jednej z tych bram.
Po tym, jak brytyjskie ekspedycje morskie w latach 1818 i 1827–1828 sondowały północ od Spitsbergenu i nie znalazły żadnych śladów rzekomego morza polarnego, poszukiwania zostały zawieszone na dwadzieścia pięć lat. W latach pięćdziesiątych XIX wieku poszukiwania zaginionej wyprawy Franklina wywołały falę najazdów na kanadyjską Arktykę. Z tych wypraw, zwłaszcza Edwarda Augustusa Inglefielda w 1852 r., wyłoniła się teoria, że Smith Sound, północny kanał między Grenlandią a Wyspą Ellesmere’a, był jedną z legendarnych bram do morza polarnego. Zaowocowało to kolejnymi wyprawami w te rejony: Elisha Kane w latach 1853–1855, Isaac Israel Hayes w latach 1860–1861, Charles Francis Hall w latach 1872–1874, i George Nares w 1875 r. –1876. Nie znaleziono żadnej bramy, chociaż zarówno Kane, jak i Hayes błędnie twierdzili, że widzieli z daleka Otwarte Morze Polarne.
George W. De Long, amerykański żeglarz, zafascynowany Arktyką, przekonał magnata prasowego, Jamesa Gordona Bennetta Jr., wydawcę The New York Herald do sfinansowania jego wyprawy na Biegun Północny. Bennett zakupił byłą kanonierkę Royal Navy „Pandora” i zmienił jej imię na „Jeannette”. Wyprawa De Longa zyskała wsparcie rządu USA, a Jeanette weszła do służby w Marynarce Wojennej Stanów Zjednoczonych jako USS Jeanette. Wyprawa, oficjalnie nazywana Amerykańską Ekspedycją Arktyczną trwała trzy lata (1878 – 1881) i zakończyła się klęską. Plan zakładał , że umiarkowany prąd morski Kuro Siwo płynący z Pacyfiku na północ do cieśniny Beringa, tworzy bramę do hipotetycznego Otwartego Morza Polarnego, a tym samym do bieguna. Teoria ta okazała się błędna; USS Jeannette i jego trzydziestotrzyosobowa załoga, została uwięziona przez lód i dryfowała przez prawie dwa lata, zanim została zmiażdżona i zatopiona na północ od wybrzeża Syberii. Następnie De Long poprowadził swoich ludzi w niebezpieczną podróż na saniach, ciągnąc łódź wielorybniczą „Jeannette” i dwie szalupy, które posłużyły im później do żeglugi do delty rzeki Leny. Podczas tej podróży oraz w kolejnych tygodniach wędrówki po Syberii zginęło dwudziestu członków załogi statku, w tym sam De Long. Z całej 33-osobowej załogi przeżyło i powróciło do Stanów zaledwie 13-tu mężczyzn.
Chociaż los Jeannette zniweczył powszechnie uważaną teorię Otwartego Morza Polarnego, pojawienie się w 1884 roku szczątków wraku na południowo-zachodnim wybrzeżu Grenlandii wskazało na istnienie prądu oceanicznego przemieszczającego stały lód Arktyki ze wschodu na zachód.
Młody norweski podróżnik i naukowiec, Fridtjof Nansen na wieść o odkryciu wraku Jeannette postanowił zbadać teorię dryfu lodowego paku. Połączył historię statku De Longa ze znaleziskami syberyjskich drzew, które widział w lodzie podczas swojej wyprawy na Grenlandię w 1882 roku i uznał, że mając odpowiednio mocny statek, który przeciwstawiłby się ciśnieniu lodu, mógłby pozwolić uwięzić się w paku lodowym i sprawdzić dokąd poprowadzą go prądy morskie. Przez kolejne lata przygotowywał się do wyprawy jak na prawdziwego naukowca przystało, niezwykle skrupulatnie. Konsultował się z innym naukowcami, zbierał informacje od myśliwych i rybaków, pracujących w Arktyce, testował i modyfikował sprzęt.
14 listopada 1892 roku Nansen przedstawił swój plan w Królewskim Towarzystwie Geograficznym. Tylko nieliczni poparli jego teorię, większość uznała jego starania jako szaleństwo, czy wręcz samobójstwo. Powszechnie sądzono, że żaden statek nie jest w stanie oprzeć się naporowi lodu i prędzej czy później musi zostać zmiażdżony, skazując tym samym załogę na pewną śmierć.
Pierwszym poważnym wyzwaniem było zbudowanie statku z na tyle wytrzymałym kadłubem, by zdołał oprzeć się naciskom lodu. Kształt części podwodnej musiał zostać specjalnie wyprofilowany a jego burty zaokrąglone, aby otaczający go lód nie zdołał go ścisnąć a jedynie wypchnąć w górę. Grubość poszycia została zwiększona w stosunku do standardowych wartości ówcześnie budowanych statków. Drewno na budowę dobrano starannie, wybierając wytrzymalsze materiały, a odległości pomiędzy poszczególnymi wręgami zmniejszono. Wykonano mechanizm do podnoszenia steru i śruby napędowej, aby ochronić je przed zniszczeniem przez lód. Sam statek musiał być też na tyle mały, aby umożliwiać dobrą manewrowość w przesmykach lodowych. Ostatecznie zbudowano jednostkę, którą żona Nansena nazwała „Fram” (norw. „Naprzód”) o długości 39 metrów, szerokości 11 metrów, zanurzeniu 5,5 metra i wyporności 800 ton. Dziób i rufa została dodatkowo wzmocniona dębowymi deskami (grubość poszycia na dziobie wynosiła 1,25 metra, podczas gdy na burtach wahała się od 70 do 80 cm). Jednostkę wyposażono w trzy maszty oraz silnik parowy o mocy 220 koni mechanicznych. Konstruktorem statku został doświadczony Colin Archer.
Obok samego Nansena, załogę Frama stanowiło 12 mężczyzn: Otto Sverdrup, Theodor C. Jacobsen, Bernhard Nordahl, Hjalmar Johansen, Anton Amundsen, Henrik Greve Blessing, Lars Petterson, Ivar Mogstad, Sigurd Scott-Hansen, Adolf Juell, Peder Leonard Hendriksen i Bernt Bentsen.
Oprócz naukowej części wyprawy (Nansen zamierzał zebrać tyle materiału naukowego jak to tylko możliwe), podróż miała też drugi cel, dotarcie do Bieguna Północnego. Wszystko oczywiście zależało od kierunku dryfu, ale możliwość zatknięcia norweskiej flagi na biegunie dawała załodze dodatkową motywację.
Pierwotny plan, podróż tą samą trasą co Jeannette, przez Pacyfik i Cieśninę Beringa wiązał się z długą podróżą na drugi koniec świata. Zamiast tego postanowiono popłynąć wzdłuż wybrzeża Syberii, do Morza Karskiego i Wysp Nowosyberyjskich.
24 czerwca 1893 roku Fram wyruszył z portu w Christianii. Fridtjof Nansen był odpowiedzialny za stronę naukową, a Otto Sverdrup (który towarzyszył Nansenowi podczas jego pieszego przejścia przez Grenlandię kilka lat wcześniej) był kapitanem statku. Załoga była uroczyście żegnana w każdym porcie wzdłuż wybrzeża.
21 lipca opuścili najdalej wysuniętą przystań na północnym krańcu Norwegii, port Vardø. 22 września dotarli do granicy lodu w okolicach Wysp Nowosyberyjskich. To tam Fram ugrzązł w lodzie. Konstrukcja kadłuba okazała się wytrzymała, jednostka została wypchnięta w górę i w ten sposób udało się uniknąć zmiażdżenia, które spotykało tak wiele statków wcześniej. Rozpoczął się powolny rejs przez Morze Polarne.
Nansen uważał się przede wszystkim za naukowca, dlatego też wyposażył statek w różnego rodzaju sprzęt badawczy. I od rozpoczęcia dryfu zabrał się za prowadzenie badań. Mierzono oczywiście kierunek oraz prędkość przemieszczania się lodu (oraz uwięzionego w nim statku). Przeprowadzano obserwacje oceanograficzne, meteorologiczne, dokonywano pomiarów geomagnetycznych, obserwowano zorzę polarną, florę i faunę występującą w Arktyce. Zmierzono głębokość Oceanu Arktycznego i stwierdzono, że po tej stronie Bieguna Północnego nie ma żadnego lądu.
Na wyprawę zabrano psy, które miano wykorzystać w zaprzęgach oraz do polowań. Po utknięciu w lodzie, zarówno psie budy jak i stanowiska badawcze rozlokowano wokół statku. Z czasem monotonne codzienne czynności obniżyły morale załogi, a dryf okazał się dużo wolniejszy, niż Nansen zakładał. Aby poradzić sobie ze spadkiem morale, korzystano z pokładowej biblioteki (zawierającej 600 tytułów), grano w gry karciane, organizowano konkursy, dyskusje, pisano pamiętniki, wydawano pokładową gazetkę czy słuchano automatu z zapisanymi ponad 100 utworami muzycznymi. Ponadto menu załogi było na tyle urozmaicone, że poszczególni członkowie przybierali na wadze i nie stwierdzono u żadnego z nich objawów szkorbutu.
28 maja 1894 Fram osiągnął 81° 34′ N. W tej pozycji Nansen zaczął zdawać sobie sprawę, że nie będą dryfować tak daleko na północ, jak początkowo miał nadzieję, ani nie przepłyną w pobliżu Bieguna Północnego. Przez jakiś czas zmagał się ze sobą: czy powinien spróbować dotrzeć do Bieguna, czy też powinien zadowolić się tym, co osiągnął do tej pory? Prowadzone każdego dnia badania naukowe dotyczące temperatury, prądów oceanicznych, warunków lodowych itp. były doskonałe, ale dotarcie jako pierwszy do Bieguna Północnego było coraz bardziej kuszącym wyzwaniem. W końcu podjął odważną decyzję i podjął próbę zdobycia bieguna na nartach. Wiedział, że może powierzyć statek pod opiekę kapitana Otto Sverdrupa, a załoga miała wystarczającą ilość prowiantu wszelkiego rodzaju na lata. Zabrał ze sobą jednego człowieka, Hjalmara Johansena, i opuścił Fram 26 lutego 1895 roku. Przywiązali swój sprzęt do sześciu psich zaprzęgów. Przez całą wyprawę mieli być całkowicie zdani na siebie. Niemożliwa była żadna komunikacja ze światem zewnętrznym ani na odwrót i nie mieliby szans na ponowne odnalezienie Frama. Na ścieżce w nieznane zostali pozostawieni całkowicie samym sobie. Po dotarciu na Biegun Północny musieli podjąć próbę powrotu na południe w kierunku Spitsbergenu lub Ziemi Franciszka Józefa. Aby odnieść sukces, musiałyby być sprzyjające warunki lodowe i pogodowe; opóźnienia oznaczałyby, że do wiosny lód byłby prawdopodobnie nieprzejezdny i mieliby wówczas niewielkie szanse na przeżycie, mimo że do sań przywiązali własnoręcznie zbudowane kajaki.
Pierwsza próba nie powiodła się. Sanie były zbyt ciężkie, a warunki lodowe zbyt trudne, więc zawrócono, aby zmniejszyć obciążenie sprzętu. Udoskonalono sanie i podjęto nową próbę, ale ta również się nie powiodła. Wreszcie 14 marca opuścili Fram na 84° 4′ N w temperaturze -32°C i obrali kurs na północ. To była nieludzka walka przez masy lodu. Wiele psów, które przez tak długi czas były związane i zamknięte na pokładzie Frama, zachowywało się w sposób powodujący opóźnienia. Walczyły ze sobą, nieustannie przegryzając uprzęże, które trzeba było wiązać na nowo, co nie było łatwe, gdy temperatura sięgała -40°C.
Na początku kwietnia Nansen zdał sobie sprawę, że najprawdopodobniej nie będzie możliwe kontynuowanie podróży aż do bieguna. Warunki lodowe były zbyt trudne; z powodu otwartej wody zmuszeni byli do długich objazdów, czasem musieli dźwigać sanie. Czasami szli bez przerwy przez 20 godzin. 7 kwietnia zmuszeni byli przyznać, że dalsze posuwanie się na północ nie jest możliwe. Znajdowali się wówczas na 86° 14′ N, czyli najdalej na północ, niż ktokolwiek do tej pory osiągnął.
Podróż powrotna była, o ile to możliwe, jeszcze bardziej dramatyczna niż wyprawa na północ. Przez pierwsze dni starali się dopłynąć jak najdalej, zanim lód zaczął ustępować miejsca bardziej otwartej wodzie. Pewnego razu podróżowali 36 godzin bez odpoczynku. Do 14 maja dysponowali zaledwie dwoma saniami i 12 psami z pierwotnych 28, z którymi wyruszyli. Każde z dwóch pozostałych sań ważyło ponad 250 kilogramów.
Na początku czerwca zmuszeni byli do dłuższych odpoczynków. Byli nieco przygnębieni, ponieważ od dawna spodziewali się zobaczyć ląd leżący na południu. Zostało też tylko sześć psów. Przed nimi znajdowały się długie odcinki z otwartą wodą lub błotnistym lodem. Zostało już niewiele jedzenia i przez kilka dni jedli jedynie kilka mew, których udało im się zastrzelić. 220 czerwca musieli skorzystać z kajaków i przywiązać do nich sanie. Na wierzchu tego ładunku siedziały dwa pozostałe psy.
Były to ciężkie dni, gdyż za każdym razem, gdy pokonywali odcinek otwartego morza, musieli wciągać kajaki na lód, podpinać się do sań i dalej iść na nartach lub pieszo po grząskim lodzie do następnego odcinka otwartej wody. Ich życie było wielokrotnie zagrożone. 5 sierpnia Johansen został zaatakowany przez niedźwiedzia polarnego na krze lodowej gdzie nie było nawet miejsca na mały namiot. Właśnie mieli spuścić kajaki na wodę. Nansen stał, trzymając się sań, aby zapobiec zsunięciu się, gdy usłyszał za sobą krzyk Johansena: „Bierz broń!” Nansen odwrócił się i zobaczył, jak niedźwiedź rzucił się na jego kompana. Nansenowi nie udało się od razu dosięgnąć pistoletu, gdyż leżał on z przodu kajaka, który już wsunął się do wody. Usłyszał spokojny głos Johansena, który grzecznie mówił: „Lepiej się pospieszyć, bo będzie za późno”! Johansen został uderzony w głowę i chociaż został przewrócony, nie zemdlał, lecz leżał pomiędzy nogami niedźwiedzia. Obiema rękami chwycił zwierzę za gardło i mocno się trzymał. Niedźwiedź, który na chwilę został rozproszony przez psy, uderzył w nie swoją ogromną łapą, powodując, że wyły i tarzały się po lodzie. Następnie Nansen strzelił z bliskiej odległości i zabił niedźwiedzia. Johansenowi nic się nie stało, ale pazury musnęły jego twarz. „Wszystko skończyło się dobrze, choć mogło zakończyć się tak smutno” – napisał później tego wieczoru w swoim dzienniku Johansen.
Dopiero 15 sierpnia osiągnęli stały ląd. Dotarli do Ziemi Franciszka Józefa, na północnym krańcu wyspy. Nadchodziła jesień i zdali sobie sprawę, że konieczne jest przygotowanie się do spędzenia na wyspie zimy. Najpierw musieli zbudować schronienie na swoją zimową kwaterę. Stworzyli zagłębienie, a następnie otoczyli ten obszar kamiennymi ścianami, które wypełnili najlepiej, jak potrafili mchem. Jako część kalenicy służyła długa kłoda sosnowa wyrzucona na brzeg, na którą położono skórę morsa. W pobliżu chaty było wiele morsów, więc zastrzelili kilka, aby wykorzystać skóry, tłuszcz i mięso. Udało im się także odstrzelić pewną liczbę niedźwiedzi polarnych i fok, co stanowiło zapas pożywienia podczas długich polarnych ciemności. Ze skór robili ciepłą odzież, a podłogę chaty pokrywali skórami niedźwiedzi polarnych. Aby zachować ciepło, przerobili wełniany śpiwór tak, aby oboje mogli się do niego wśliznąć. Pozostali tu przez większą część dnia i nocy, podczas gdy w ciemności na zewnątrz szalała burza. Wody było mało, a sadza z prymitywnych lamp oliwnych stopniowo czerniała im twarze. Ale morale im dopisywało i mieli nawet dość sił, aby planować kolejną wyprawę gdy wrócą już do cywilizacji.
Dopiero w połowie maja było na tyle jasno i ciepło, że mogli opuścić chatę i udać się w stronę Spitsbergenu. Na początku codzienne pokonywanie długich dystansów było dla nich trudne. Podczas długiej zimy nie mieli zbyt wielu okazji do ćwiczeń, a ich kondycja fizyczna nie była najlepsza. Większość podróży na południe przebyli kajakiem. Po drodze doświadczyli kilku niebezpiecznych wypadków – pewnego razu ich kajaki odpłynęły za daleko, gdy oni płynęli na krze lodowej, ale Nansenowi udało się popłynąć za nimi w zimnych wodach Arktyki. Bez tych marnych łódek byliby skazani na zagładę.
17 czerwca 1896 roku zupełnie przypadkowo natknęli się na członków brytyjskiej wyprawy, która przebywała na Ziemi Franciszka Józefa. Było to dramatyczne spotkanie, które najlepiej można porównać do spotkania doktora Davida Livingstone’a z Amerykaninem Henrym Stanleyem nad jeziorem Tanganika w 1871 roku. Nansen i Johansen zostali ciepło przyjęci przez Fredericka G. Jacksona, przywódcę brytyjskiej wyprawy. Uzgodniono, że obaj Norwegowie powinni towarzyszyć brytyjskiemu statkowi ekspedycyjnemu do Norwegii.
Od rozpoczęcia ekspedycji Fram minęło tak dużo czasu, że wielu zaczęło wierzyć, że cała wyprawa zginęła w lodzie. Oczywiście, odkąd zostali uwięzieni w lodzie, nie było możliwości jakiejkolwiek formy komunikacji ze światem zewnętrznym.
Fram wraz z resztą załogi dryfował na zachód wzdłuż 85. równoleżnika aż do lutego 1896 r., kiedy prąd skierował go na południe. Jak słusznie przewidział Nansen, podczas długiego dryfu przez Ocean Arktyczny statek został poddany ogromnym naprężeniom i ciśnieniu, gdy ogromne bloki paku lodowego wirowały i wbijały się na pokład.
W styczniu 1895 roku sytuacja stała się tak krytyczna, że trzeba było szybko przenieść zapasy i sprzęt w bezpieczne miejsce na lodzie, a załoga przygotowała się do opuszczenia statku. Jednak wiara budowniczego w jego projekt okazała się uzasadniona i Fram stopniowo unosił się w górę, wyrywając się z miażdżącego uścisku lodu.
W końcu wyłonił się z lodu u północnego wybrzeża zachodniego Svalbardu 13 sierpnia 1896 r., tego samego dnia, w którym Nansen z Johansenesm przybył do Vardø, a 20 sierpnia kapitan Sverdrup bezpiecznie doprowadził swój statek do portu Skjervøy, niedaleko Tromsø. 9 września Fram powrócił triumfalnie do swojego portu wyjścia, Oslo, przywożąc ze sobą bogactwo cennego materiału naukowego z regionów ziemi nigdy wcześniej nie odwiedzanych przez człowieka.
Członkowie wyprawy Fram zostali w Norwegii powitani jak bohaterzy, a Fridtjof Nansen zyskał światową sławę. Listy i telegramy napływały ze wszystkich zakątków globu. Ludzie czcili tego nowego bohatera z lodowych pustkowi. Instytucje i stowarzyszenia z wielu krajów musiały poczekać na swoją kolej, aż przyjedzie i wygłosi wykłady na temat swoich doświadczeń.
Minęło trochę czasu, zanim Fridtjof Nansen mógł odpocząć po powrocie do domu. Wraz z żoną Ewą i córką Liv, która urodziła się tuż przed rozpoczęciem wyprawy Fram, próbował wycofać się z życia publicznego, jednak ludzie nie pozwalali mu spać spokojnie. Wyprawa Fram przyciągnęła ogromne zainteresowanie na całym świecie i zapewniła Nansenowi reputację, jaką nie cieszył się żaden inny badacz polarny jego czasów. Jego pomysły i plany dotyczące tworzenia historii, wyniki badań, zdolności organizatora i przywódcy, jego odwaga, zdecydowanie i wyczyny fizyczne w walce z nieubłaganymi wyzwaniami żywiołów były równie podziwiane. Nowy obszar naukowy, którym się zajmował, miał ogromne znaczenie i w pewnym stopniu rewolucyjny charakter, gdyż na podstawie obserwacji wyprawy – wyjaśnionych i opublikowanych w sześciotomowym dziele naukowym – udowodniono, że Ocean Arktyczny głębokości kilku tysięcy metrów i jest całkowicie pozbawiona wysp. Wcześniej wielu naukowców uważało, że ocean ten jest płytki i że znajdują się tam stosunkowo duże obszary lądu. Materiał naukowy miał daleko idące znaczenie w badaniu magnetyzmu Ziemi i zorzy polarnej, dla meteorologii arktycznej, oceanografii, zoologii itp.
Nansen, który w 1897 r. został profesorem oceanografii na Uniwersytecie w Oslo, stopniowo coraz bardziej interesował się badaniami morskimi, a w 1908 r. objął katedrę oceanografii, dziedziny naukowej, której był pionierem. Jego pisemna relacja z podróży i eksploracji Fram, „Najdalsza Północ”, skierowana do szerokiego grona odbiorców, odniosła powszechny sukces. Nansen został zaproszony do wygłaszania wykładów na temat wyprawy we wszystkich wybitnych towarzystwach geograficznych. Zdobyta sława i autorytet, jakim się cieszył, miały być dla niego największą wartością w rozwiązywaniu stojących przed nim ważnych zadań, które jednak miały zupełnie inny charakter w porównaniu z tymi, którymi zajmował się na przełomie XIX i XX w. wiek.
W późniejszych latach Fram jeszcze parokrotnie brał udział w wyprawach polarnych. Druga podróż do Arktyki (1898-1902) pod dowództwem Otto Sverdrupa zaowocowała uzupełnieniem białych plam na mapach o około 150-200 tys km² w rejonie północnozachodniej Grenlandii, zebraniem tysięcy próbek roślin oraz opisami flory i fauny.
Kolejny z wielkich norweskich odkrywców, Roald Amundsen, „wypożyczył” Frama do swojej wyprawy na Biegun Południowy.
Obecnie, liczący już grubo ponad 100 lat statek stanowi dumę i jest jedną z głównych atrakcji Fram Museum w Oslo. Odrestaurowaną jednostkę można podziwiać w pełnej krasie, odwiedzający mogą wejść na pokład a nawet zejść do salonu i ładowni. Wrażenia postawienia stopy na pokładzie jednostki z tak bogatą historią są nie do opisania, a samo muzeum to jedno z moich ulubionych miejsc w stolicy Norwegii.
Beginning in the 16th century, European travelers began searching for new routes to the Pacific Ocean. Theories about water routes in Arctic regions were created. The Northwest Passage, leading along the northern coast of Canada, and the Northeast Passage, leading from Europe to the east, parallel to the coastline of Scandinavia and vast areas of northern Russia. Explorers like Henry Hudson (the river in New York State, the bay off the Labrador Peninsula in Canada, and the strait leading to this bay were named after him) contributed significantly to expanding knowledge about Arctic areas and the conditions prevailing there, but many areas in the northern part of the globe it was still a blank spot on the maps of that time. The possibility of a third route, directly through the North Pole, was proposed by geographer Richard Hakluyt. Over time, the search for trade routes became secondary to the prestigious goal of reaching the North Pole itself, or at least recording the northernmost reached point of the journey.
The dominant theory of polar geography during this period was that of a temperate „open polar sea” surrounding the North Pole. The observable southward drift of Arctic ice was thought to be due to the „push-out” effect of warmer water. According to historian Hampton Sides, despite the lack of scientific evidence, the theory „had a logic of its own… No amount of contradictory evidence could drive it from the collective imagination.” The fact that all northward journeys were sooner or later stopped by ice was rationalized by the belief that the undiscovered sea was surrounded by a ring of ice, which it was believed could be crossed by one of several warm water passages. Thus the initial search for the North Pole became a search for one of these gates.
After British naval expeditions in 1818 and 1827–1828 probed north of Spitsbergen and found no trace of the alleged polar sea, the search was suspended for twenty-five years. In the 1850s, the search for Franklin’s lost expedition sparked a wave of raids into the Canadian Arctic. From these expeditions, especially that of Edward Augustus Inglefield in 1852, emerged the theory that Smith Sound, the northern channel between Greenland and Ellesmere Island, was one of the legendary gateways to the polar sea. This resulted in subsequent expeditions to these areas: Elisha Kane in 1853–1855, Isaac Israel Hayes in 1860–1861, Charles Francis Hall in 1872–1874, and George Nares in 1875–1876. No gate was found, although both Kane and Hayes falsely claimed to have seen the Open Polar Sea in the distance.
George W. De Long, an American sailor fascinated by the Arctic, convinced newspaper magnate James Gordon Bennett Jr., publisher of The New York Herald, to finance his expedition to the North Pole. Bennett purchased the former Royal Navy gunboat Pandora and renamed her Jeannette. De Long’s expedition gained support from the U.S. government, and Jeanette entered service with the United States Navy as the USS Jeanette. The expedition, officially called the American Arctic Expedition, lasted three years (1878 – 1881) and ended in failure. The plan assumed that the moderate Kuro Siwo sea current flowing from the Pacific north to the Bering Strait would create a gateway to the hypothetical Open Polar Sea, and thus to the Pole. This theory turned out to be wrong; The USS Jeannette and its crew of thirty-three were trapped by ice and drifted for almost two years before being crushed and sunk north of the Siberian coast. De Long then led his men on a perilous journey on a sleigh, pulling the whaleboat Jeannette and two pinnaces, which they later used to sail to the Lena River Delta. During this voyage and in the following weeks wandering around Siberia, twenty members of the ship’s crew died, including De Long himself. Of the entire 33-person crew, only 13 men survived and returned to the United States.
Although the fate of the Jeannette shattered the widely held theory of the Open Polar Sea, the appearance of wreckage on the southwestern coast of Greenland in 1884 indicated the existence of an ocean current moving Arctic solid ice from east to west.
The young Norwegian explorer and scientist, Fridtjof Nansen, upon learning of the discovery of the Jeannette wreck, decided to investigate the theory of ice drift. He combined the story of De Long’s ship with the finds of Siberian trees he had seen in the ice during his expedition to Greenland in 1882, and reasoned that with a ship strong enough to withstand the pressure of the ice, he could let himself get trapped in the pack ice and see where the currents would take him marine. Over the following years, he prepared for the expedition as befits a true scientist, extremely meticulously. He consulted with other scientists, collected information from hunters and fishermen working in the Arctic, and tested and modified equipment.
On November 14, 1892, Nansen presented his plan to the Royal Geographical Society. Only a few supported his theory, most considered his efforts madness or even suicide. It is commonly believed that no ship can withstand the pressure of ice and must sooner or later be crushed, thus condemning its crew to certain death.
The first major challenge was to build a ship with a hull strong enough to withstand the pressure of the ice. The shape of the underwater part had to be specially profiled and its sides rounded so that the surrounding ice could not compress it but only push it upwards. The thickness of the plating was increased compared to the standard values of ships built at that time. The wood for the construction was carefully selected, choosing more durable materials, and the distances between individual frames were reduced. A mechanism was made to raise the rudder and propeller to protect them from damages. The ship itself also had to be small enough to allow good maneuverability in ice passages. Ultimately, a unit was built called „Fram” (Norwegian: „Forward”), with a length of 39 meters, a width of 11 meters, a draft of 5.5 meters and a displacement of 800 tons. The bow and stern were additionally reinforced with oak boards (the thickness of the plating at the bow was 1.25 meters, while on the sides it ranged from 70 to 80 cm). The unit was equipped with three masts and a steam engine with a power of 220 horsepower. The ship’s designer was the experienced Colin Archer.
Besides of Nansen, the Fram’s crew consisted of 12 men: Otto Sverdrup, Theodor C. Jacobsen, Bernhard Nordahl, Hjalmar Johansen, Anton Amundsen, Henrik Greve Blessing, Lars Petterson, Ivar Mogstad, Sigurd Scott-Hansen, Adolf Juell, Peder Leonard Hendriksen and Bernt Bentsen.
In addition to the scientific part of the expedition (Nansen intended to collect as much scientific material as possible), the journey also had a second goal: to reach the North Pole. Of course, everything depended on the direction of the drift, but the opportunity to plant the Norwegian flag at the pole gave the crew additional motivation.
The original plan, to follow the same route as Jeannette, through the Pacific and the Bering Strait, involved a long journey to the other side of the world. Instead, it was decided to sail along the coast of Siberia, to the Kara Sea and the New Siberian Islands.
On June 24, 1893, Fram set off from the port of Christiania. Fridtjof Nansen was responsible for the scientific side, and Otto Sverdrup (who had accompanied Nansen on his crossing of Greenland on foot several years earlier) was the ship’s captain. The crew was ceremonially farewelled in every port along the coast.
On July 21, they left the furthest point on the northern tip of Norway, the port of Vardø. On September 22, they reached the ice edge near the New Siberian Islands. This is where Fram got stuck in the ice. The hull structure proved to be strong and the ship was pushed upwards, avoiding the crushing that had happened to so many ships before. The slow cruise through the Polar Sea began.
Nansen considered himself a scientist first and foremost, which is why he equipped the ship with various types of research equipment. And from the moment the drift began, he started conducting research. Of course, the direction and speed of movement of the ice (and the ship trapped in it) were measured. Oceanographic and meteorological observations were made, geomagnetic measurements were made, and the northern lights and flora and fauna found in the Arctic were observed. The depth of the Arctic Ocean was measured and it was found that there was no land on this side of the North Pole.
Dogs were taken on the expedition to be used in sleds if there was a need to travel through the ice on feet. After being stuck in the ice, both doghouses and research stations were set up around the ship. Over time, the monotonous daily activities lowered the crew’s morale, and the drift turned out to be much slower than Nansen had expected. To cope with the decline in morale, people used the on-board library (containing 600 titles), played card games, organized competitions, discussions, wrote diaries, published an on-board newspaper and listened to a machine with over 100 pieces of music saved. Moreover, the crew’s menu was so varied that individual members gained weight and none of them showed any symptoms of scurvy.
On May 28, 1894, Fram reached 81° 34′ N. At this position, Nansen began to realize that they would not drift as far north as he had initially hoped, nor would they pass near the North Pole. For some time he struggled with himself: should he try to reach the Pole, or should he be satisfied with what he had achieved so far? The daily scientific research on temperature, ocean currents, ice conditions, etc. was excellent, but getting to the North Pole first was an increasingly tempting challenge. Finally, he made a brave decision and attempted to conquer the Pole on skis. He knew he could entrust the ship to the care of Captain Otto Sverdrup, and the crew had enough provisions of all kinds to last for years. He took one man with him, Hjalmar Johansen, and left Fram on February 26, 1895. They tied their equipment to six dog sleds. They had to completely on their own for the entire trip. No communication with the outside world or retreat was possible, and they would have no chance of finding Fram again. On the path into the unknown, they were left completely to their own devices. After reaching the North Pole, they had to attempt to return south towards Spitsbergen or Franz Josef Land. To be successful, ice and weather conditions would have to be favorable; delays would mean that the ice would probably be impassable by spring and they would then have little chance of survival, even though they tied their home-built canoes to their sleighs.
The first attempt failed. The sled was too heavy and the ice conditions too difficult, so they turned back to reduce the load on the equipment. The sled was improved and a new attempt was made, but this too failed. Finally, on March 14, they left Fram at 84° 4′ N in a temperature of -32° C and set course north. It was an inhumane fight through masses of ice. Many of the dogs that had been tied up and confined on the Fram deck for such a long time were behaving in a way that caused delays. They fought with each other, constantly biting through the harnesses, which had to be retied, which was not easy when the temperature reached -40°C.
In early April, Nansen realized that it would most likely be impossible to continue the journey to the Pole. The ice conditions were too difficult. Due to open water, they were forced to make long detours, sometimes having to carry sleighs. Sometimes they walked for 20 hours straight. On April 7, they were forced to admit that further advance north was impossible. They were then at 86° 14′ N, which was the farthest north anyone had ever reached.
The return journey was, if possible, even more dramatic than the trip north. For the first few days they tried to paddle as far as they could before the ice began to give way to more open water. On one occasion they traveled for 36 hours without rest. By May 14, they had only two sleighs and 12 dogs out of the original 28 with which they set out. Each of the two remaining sleds weighed over 250 kilograms.
At the beginning of June they were forced to take longer rests. They were a bit depressed because they had long expected to see land to the south. There are also only six dogs left. Ahead of them lay long stretches of open water or muddy ice. There was little food left and for several days they ate only the few seagulls they managed to shoot. On June 220, they had to use kayaks and tie their sleighs to them. On top of this load sat the last two dogs.
It was an uphill battle because each time they crossed a section of open sea, they had to pull their kayaks onto the ice, hitch themselves to sleds, and continue on skis or on foot across the muddy ice to the next section of open water. Their lives were threatened many times. On August 5, Johansen was attacked by a polar bear on an ice floe area and there was not even room for a small tent. Just as they were about to launch the kayaks into the water, Nansen stood holding on to the sled to prevent it from sliding off when he heard Johansen shout behind him, „Get your gun!” Nansen turned around and saw the bear lunge at Johansen. Nansen did not immediately manage to reach the gun because it was lying in front of the kayak, which had already slid into the water. He heard Johansen’s calm voice saying politely, „You’d better hurry, or it’ll be too late”! Johansen was hit on the head and although he was knocked down, he did not faint but lay between the bear’s legs. He grabbed the animal by the throat with both hands and held on tightly. The bear, momentarily distracted by the dogs, struck them with its huge paw, causing the dogs to roll on the ice howling. Nansen then shot at point-blank range and killed the bear. Johansen was unharmed, but the claws grazed his face. “Everything ended well, although it could have ended so sadly,” Johansen wrote in his diary later that evening.
It was only on August 15 that they reached the mainland. They reached Franz Josef Land, on the northern tip of the island. Autumn was coming and they realized that it was necessary to prepare to spend the winter on the island. First they had to build a shelter for their winter quarters. They created a depression and then surrounded the area with stone walls, which they filled as best they could with moss. A long pine log washed ashore served as part of the ridge, and a walrus skin was placed on it. There were many walruses near the hut, so they shot several to use the skins, fat, and meat. They also managed to shoot a number of polar bears and seals, which provided food during the long polar darkness. They made warm clothes from the skins, and covered the floor of the hut with polar bear skins. To stay warm, they modified a wool sleeping bag so that they could both slip into it. They remained here most of the day and night as the storm raged in the darkness outside. There was little water, and the soot from the primitive oil lamps gradually blackened their faces. But their morale was good and they even had enough strength to plan a new expedition after returning to civilization.
Only in mid-May was it bright and warm enough for them to leave the hut and head towards Spitsbergen. At first, they found it difficult to walk long distances every day. During the long winter, they did not have much opportunity to exercise and their physical condition was not the best. They made most of the trip south by kayak. They experienced several dangerous accidents along the way – on one occasion their kayaks drifted away while they were floating on an ice floe, but Nansen managed to swim after them in the cold Arctic waters. Without these flimsy boats they would be doomed.
On June 17, 1896, quite by accident, they came across members of the British expedition who were staying in Franz Josef Land. It was a dramatic meeting that can best be compared to the meeting between Dr. David Livingstone and the American Henry Stanley on Lake Tanganyika in 1871. Nansen and Johansen were warmly welcomed by Frederick G. Jackson, the leader of the British expedition. It was agreed that the two Norwegians should accompany the British expeditionary ship to Norway.
So much time had passed since the Fram expedition began that many started to believe that the entire expedition had perished in the ice. Of course, since they were locked in the ice, there was no way of any form of communication with the outside world.
Fram and the rest of his crew drifted west along the 85th parallel until February 1896, when the current drove him south. As Nansen correctly predicted, during the long drift across the Arctic Ocean, the ship was subjected to enormous stresses and pressures as huge blocks of pack ice swirled and rammed into the deck.
By January 1895, the situation had become so critical that supplies and equipment had to be quickly moved to a safe location on the ice, and the crew prepared to abandon ship. However, the builder’s faith in his project proved justified, and Fram gradually rose upwards, breaking free from the crushing grip of the ice.
She finally emerged from the ice off the north coast of western Svalbard on August 13, 1896, the same day that Nansen arrived in Vardø, and on August 20 Captain Sverdrup brought his ship safely into the port of Skjervøy, near Tromsø. On September 9, Fram returned in triumph to its port of departure, Oslo, bringing with it a wealth of valuable scientific material from regions of the earth never before visited by man.
The members of the Fram expedition were welcomed as heroes in Norway, and Fridtjof Nansen gained worldwide fame. Letters and telegrams arrived from all corners of the globe. People worshiped this new hero from the icy wastes. Institutions and associations from many countries had to wait their turn for him to come and give lectures on his experiences.
It took some time for Fridtjof Nansen to calm down after returning home. Together with his wife Eva and their daughter Liv, who was born just before the Fram expedition began, he tried to withdraw from public life, but people did not let him sleep peacefully. The Fram expedition attracted enormous worldwide attention and gave Nansen a reputation enjoyed by no other polar explorer of his time. His ideas and plans for making history, his research results, his abilities as an organizer and leader, his courage, determination and physical feats in the fight against the unrelenting challenges of the elements were equally admired. The new scientific area he dealt with was of great importance and to some extent revolutionary in nature, because based on the expedition’s observations – explained and published in a six-volume scientific work – it was proven that the Arctic Ocean is several thousand meters deep and completely devoid of islands. Previously, many scientists believed that this ocean was shallow and that there were relatively large areas of land there. The scientific material had far-reaching significance in the study of Earth’s magnetism and the aurora borealis, for Arctic meteorology, oceanography, zoology, etc.
Nansen, who became professor of oceanography at the University of Oslo in 1897, gradually became more interested in marine research, and in 1908 he took up the chair of oceanography, a scientific field of which he had pioneered. His written account of Fram’s travels and explorations, „The Uttermost North”, aimed at a general audience, was a universal success, and he was invited to lecture on the expedition to all eminent geographical societies. The fame he gained and the authority he enjoyed were to be of the greatest value to him in solving the important tasks facing him, which, however, would be of a completely different nature compared to those he dealt with at the turn of the 19th and 20th centuries.
In later years, Fram took part in polar expeditions few more times. The second journey to the Arctic (1898-1902) under the command of Otto Sverdrup resulted in filling the blank spots on the maps with approximately 150-200 thousand km² in the region of northwestern Greenland and collecting thousands of plant samples and descriptions of flora and fauna.
Another of the great Norwegian explorers, Roald Amundsen, „borrowed” Fram for his expedition to the South Pole.
Currently, the ship, which is well over 100 years old, stands proud and is one of the main attractions of the Fram Museum in Oslo. The restored vessel can be admired in all its glory, visitors can go onboard and even go down to the living room and hold. The feeling of setting foot on board a vessel with such a rich history is indescribable, and the museum itself is one of my favorite places in the capital of Norway.