Heimstulfjell
Obejrzawszy już wodospad Dusanfoss, wciąż miałem ochotę na coś więcej. W okolicy znajdowały się niewysokie góry i na jedną z nich postanowiłem się wspiąć. Najbliższy szczyt nazywał się Heimstulfjell i liczył jakieś 760 metrów wysokości. Trasa nie jest wymagająca. Początkowo może nieco stroma, ale za to prowadzi po szerokiej, leśnej drodze. A nisko zawieszone słońce, prześwitujące przez drzewa tworzyło ładny klimat. Po jakimś kilometrze wyszedłem na polanę, gdzie droga kończyła się przy pozostałościach drewnianych zabudowań. Czy była to jakaś farma, czy tylko domki pasterskie, nie sposób było odgadnąć.
Chwilę zajęło mi w zorientowaniu się, którędy powinienem iść dalej, ale gdy już odnalazłem ścieżkę, poszło już łatwiej. Wciąż trzeba było się co prawda trochę powspinać, ale generalnie była to przyjemna wędrówka. Po jakimś czasie wyszedłem na bardziej odsłonięty teren, Drzewa przerzedziły się, a ja doświadczyłem jak bardzo tego dnia wiało. Tam w dole i przy samym wodospadzie, nie było to aż tak odczuwalne, ale tu, na odkrytej przestrzeni wiatr hulał na całego.
Podążałem za kopczykami kamieni, bądź oznaczeniami na drzewach. Spodziewałem się że ścieżka poprowadzi mnie jeszcze przez jakiś czas, podczas gdy okazało się, że już właściwie jestem na miejscu. Górka oferowała całkiem przyjemne widoki, podkreślone w dodatku przez światło nisko zawieszonego słońca. Jednak przez ten cały wiatr, nie mogłem cieszyć się zbyt długo tym wszystkim. O polataniu dronem już nie wspominając. Porobiłem tylko kilka zdjęć i rozpocząłem odwrót.
Droga powrotna nie odbiegała zbytnio od trasy, którą pokonywałem idąc pod górę. I podobnie jak poprzednio minęła mi dość szybko. Dotarłem do ruin drewnianych domostw a potem dalej, przez las, na drogę prowadzącą do wodospadu. Stamtąd był już rzut beretem do samochodu. Wgramoliłem się do środka i ruszyłem w kierunku domu.
After seeing the Dusanfoss waterfall, I still wanted something more. There were some low mountains in the area, and I decided to climb on one of them. The nearest peak was called Heimstulfjell and was about 760 meters high. The trail is not demanding. At first, it may be a bit steep, but it leads along a wide, forest road. And the low sun, shining through the trees, created a nice atmosphere. After about a kilometer, I came out into a clearing, where the road ended at the remains of wooden buildings. Whether it was some kind of farm or just shepherds’ cottages, there was no way to guess. It took me a moment to figure out which way I should go next, but once I found the path, it was easier. It was still a bit of climbing, but overall it was a pleasant hike. After a while, I came out into more exposed terrain, the trees thinned out, and I experienced how windy it was that day. Down there and by the waterfall, it wasn’t as noticeable, but here, in the open space, the wind was howling with all its might.
I followed the mounds of stones or the markings on the trees. I expected the path to lead me for some time, when it turned out that I was already there. The hill offered quite pleasant views, additionally highlighted by the light of the low-hanging sun. However, because of all the wind, I couldn’t enjoy it all for too long. Not to mention flying a drone. I only took a few photos and started to retreat.
The way back didn’t differ much from the route I had taken going up the hill. And just like before, it passed quite quickly. I reached the ruins of wooden houses and then further, through the forest, to the road leading to the waterfall. From there, it was a stone’s throw to the car. I climbed inside and headed for home.