górskie wyprawy

Zachód słońca na Steinslandsnuten

 

Steinslandsnuten był na mojej liście celów już w zeszłym roku. Nie udało mi się jednak wygospodarować czasu, żeby się na niego wspiąć a szkoda, bo górkę warto odwiedzić. Przekonałem się o tym w niedzielę wieczorem i przy okazji załapałem się na zachód słońca.

Ale po kolei. Ostatni tydzień to wręcz przeciwieństwo poprzedniego. W Norwegii zapanowało lato, temperatury sięgają grubo powyżej dwudziestu stopni a deszcz pojawia się rzadko. Z uwagi na inne zajęcia w ciągu dnia zaplanowałem wypad w góry na sobotę wieczór, jednak popołudniowy deszcz zmusił mnie do zmiany terminu na niedzielę. Chodziła mi po głowie Bukkenibba, jednak jako że wyprawa na tę górkę mogła trochę potrwać a i dojazd dłuższy, wybrałem właśnie Steinslandsnuten.

Wyjechałem z domu gdzieś o 20:30. Mieszkanie w Norwegii ma tę zaletę, że latem dni są naprawdę długie. A koniec maja to już właściwie lato. Było więc wciąż widno i ciepło. Aby dostać się na Steinslandsnuten, trzeba ruszyć z Aurdal (to samo miejsce, gdzie zaczyna się podejście na Sletthaug i Akslę). Na parkingu byłem już za piętnaście dziewiąta i mogłem zaczynać. Dość szybko uporałem się z pierwszym odcinkiem do miejsca zwanego Fjellgardsbakken, uroczego miejsca nad rzeczką, gdzie często zachodzimy całą rodziną. Od tego miejsca idzie się już pod górkę, przynajmniej kawałek do skrzyżowania ze szlakiem odchodzącym na Sletthaug. Potem nie zauważa się kolejnych, łagodnych podejść i zejść. Trasa jest względnie płaska. Przekracza się dwa drewniane mostki a szeroką drogę coraz ciaśniej otaczają drzewa. Minąłem drewnianą chatkę postawioną w środku lasu i niedługo potem dotarłem do odchodzącej w lewo drogi na Steinslandsnuten. Mimo, że tak samo szeroka jak ta, którą szedłem dotychczas, to była ona bardziej zarośnięta a to znaczyło, że rzadziej ktoś tędy przechodził. Przeskoczyłem nieduży strumień przecinający szlak i niedługo potem szeroka droga przeszła w wąską ścieżkę przez las. Cały czas towarzyszyły mi czerwone patyczki, pokazujące którędy iść. Po raz kolejny byłem pod wrażeniem jak dobrze oznaczone są trasy w tym rejonie. W prześwitach między drzewami mogłem dojrzeć sylwetkę szczytu, na który zmierzałem.

IMG_0297 a
Aurdal. W oddali góra Krakkanuten.
IMG_0303 a
W prawo na Akslę, prosto na Steinslandsnuten. Dziś idziemy prosto 🙂
IMG_0309 a
Od dołu wygląda bardzo obiecująco.
IMG_0314 a
Steinslandsnuten – widok z boku.

Wydostawszy się wreszcie z lasu, dojrzałem nisko zawieszone słońce i zastanawiałem się, czy zdążę na górę zanim zacznie chować się za horyzontem. Spoglądając na górę przede mną domyślałem się, że nie zostało już wiele do przejścia, jednak niemal pionowa skalna ściana sugerowała, że aby tam wejść, trzeba znaleźć łagodniejsze podejście. I rzeczywiście, szlak okrążał górę i gdy wreszcie udało mi się wspiąć wyżej, całkiem straciłem orientację co do kierunku stron świata.

Dostrzegłem jednak znajomo wyglądające punkty rozpoznawcze: szczyt Aksla z całym pasmem górskim ciągnącym się na południe, dolinę Aurdal z widoczną rzeką wzdłuż drogi, masywną postać Krakkanuten w oddali, szczyt Bukkenibba, fiord Ølsjøen z częściowo przysłoniętą innymi wzniesieniami stocznią. Z drugiej strony rozpoznałem Hovdę wznoszącą się nad zabudowaniami Sandeid. Miałem więc dość rozległą panoramę na całą okolicę.

BezNazwy_Panorama1
Taki widok zastałem po wspięciu się na górę.
IMG_0318 a
Ølsjøen w oddali i częściowo przesłonięta infrastruktura stoczni.
IMG_0319 a
Widoki dookoła zapierały dech.
IMG_0320 a
Szczyt góry to tak naprawdę rozległa polana, ale kopczyka kamieni nie mogło zabraknąć.
IMG_0322 a
Słoneczko było już całkiem nisko.
IMG_0325 a
Dolina między górami (Aksla po lewej, Bukkenibba z prawej) to Aurdal. Na dalszym planie widać Vats.
IMG_0326 a
Aksla i jeziorko, z którego wypływa rzeka Aurdal.
IMG_0330 a
Jeden z kilku olbrzymich głazów na szczycie.
IMG_0331 a
Kolejny widoczek na góry.
IMG_0332 a
I jeszcze raz Ølsjøen.
IMG_0344 a
Czekając aż słońce całkiem zajdzie zabrałem się zarobienie zdjęć. Stąd powtarzajace się ujęcia.
BezNazwy_Panorama2
Fajnie byłoby mieć taki widok z okna. Tylko wtedy wyprawy w góry nie miałyby już sensu.
IMG_0345 a
Jeszcze tylko chwila, może dwie.
IMG_0353 a
Moja modelka 🙂
IMG_0356
”Modelka” okazała się bardzo fotogeniczna.
IMG_0359 a
To nie żaden troll, to tylko ja 🙂
IMG_0391 a
Słoneczko.

Rozstawiłem statyw i zabrałem się do cykania. Słońce chowało się za odległymi górami bardzo powoli i zanim znikło zupełnie minęło pewnie z pół godziny. Dopiero potem ruszyłem w drogę powrotną. Trasa w dół jak to zwykle bywa minęła dużo szybciej niż pod górę. Po drodze, wśród drzew, w zapadającym mroku dojrzałem przypatrującą mi się sarnę. Jakiś czas później, będąc już na otwartej przestrzeni doliny Aurdal napotkałem kolejne dwie. Uciekły jednak nim zdążyłem podejść bliżej. Dotarłem do auta czując jak kolana sprzeciwiają się takim wycieczkom. Przeszedłem w sumie 10 kilometrów, wyprawa zajęła mi trzy godziny, z czego pewnie pół przeznaczyłem na robienie zdjęć na szczycie. Dochodziła północ i pomału zaczynało się ściemniać. Czas było wracać do domu.

2 komentarze

  • zona

    Mila relaksujaca wyprawa w gory… A moze zapytacie co sie dzialo w tym czasie w domu?
    Panie i Panowie to byl survival! Maluchy rozbiegane ani mysla spac. Kolacja w pieciu smakach, dla kazdego to co lubi, ale jak sie okazalo akurat dzis tego co zaserwowane zaden nie chce. Jeki i kweki przy szawce z jogurtami najmlodszego. Daje jeden…ryk… no bo nie ten, truskawkowy na banicje, jagodowy zapunktowal. Jemy. Starszy synek przylecial. tez chce jesc. Otwiera lodowke ( ktora oczywiscie jest pelna) i wpatrujac sie w nia przez dlusza chwile, stwierdza, ze nic nie ma… klasyk. Wymieniam mozliwe potrawy. Bingo. Robimy zapiekanki z serem. W tym czasie najmlodszy wpadl na pomysl aby lyzeczka po jogurcie wysmarowac telewizor. Oooo… lece na ratunek „majatkowi rodzinnemu”. Obylo sie bez wiekszych szkod. Mniej wiecej w tym czasie kiedy Pawel podchodzil pod Steinslandsnuten, my przedzieralismy sie po schodach na poddasze do naszych sypialni. Pizamy, pieluchy, zeby i idziemy spac. Duze lozko, lezymy w trojke. Przytulamy sie i usypiamy. Dlugo nie potrwalo, najstarszy musi kupe, a mlodszy uchachany przerwa w spaniu zaczyna biegac po pokojach na poddaszu… Ogarniamy temat i spowrotem do wyrka. Ksiazka! Padlo haslo od najstarszego! No bo Tata zawsze czyta ksiazke. Ok. To chwile czytamy, ale najmlodszy che juz spac wiec tylko sie irytuje przeciagnietym czasowo rytualem zasypiania. nie bede juz wspominac, ze co jakis czas padaly teksty w stylu: „Mama a on na mnie polozyl noge”, „On sie rozpycha” itp. Nie wiem kiedy, ale jakos wszyscy zasnelismy. Obudzilam sie przed 23.00 z bolem w szyji, gdyz krzywo lezalam. Jeden bobas spi w nogach zwiniety w klebek, a drugi na poduszce, koldra oczywiscie na podlodze… Poprawiam maluchy i posciel. Tak. Ja tez mam teraz „piekny widok”. Najwspanialsza panorama. Cudo nad cudami… obraz spiacych dzieci…no i jak ich tu nie kochac:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *