Wędrówka po Etnefjell
Tę miejscówkę odkryłem parę lat temu, gdy schodziłem z trasy do Blomstølen. Ujrzałem wtedy kilka aut zaparkowanych na niewielkim parkingu i tabliczki z nazwami kierunków kierujące w las. Było to w niewielkiej wiosce Frette u wschodniego krańca jeziora Stordalsvatnet w zachodniej Norwegii. Do tej pory nie było jakoś okazji, żeby tę trasę przetestować. Ale teraz sobie o niej przypomniałem. I dobrze, bo okazała się świetnym miejscem. Liczyłem, że nie napotkam na miejscu zbyt dużo śniegu, że znajdę gdzieś na początku dobre miejsce na nocleg oraz, że dojdę w dwa miejsca: na szczyt Heimre Sauanuten (1178m n.p.m.), a następnie do schroniska Storavassbu.
Żeby dotrzeć do Frette o przyzwoitej, porannej porze, musiałem wyjechać z domu skoro świt a nawet wcześniej. Nie sprzyjała temu firmowa impreza dzień wcześniej, ale jakoś się udało. Rześki i gotowy odnalazłem właściwe miejsce, zaparkowałem samochód i ruszyłem na szlak. Było od razu pod górkę. Nie zrażałem się, bo okolica prezentowała się widowiskowo i pogoda dopisywała od samego rana. Minąłem pastwisko owiec. Niektóre przyglądały mi się z zainteresowaniem, jakby nie widziały tutaj żadnego wędrowca od bardzo dawna. Minąłem je i zagłębiłem się w leśną ścieżkę a wkrótce potem doszedłem do brzegu jeziora Hellaugvatnet, przy którym planowałem pierwotnie przenocować. Poprzedniego wieczora dostałem jednak wiadomość z zaproszeniem na kolejną imprezę i nocleg u znajomego, który mieszkał niedaleko, więc teraz miejsca noclegowe na trasie mijałem z mniejszym zainteresowaniem. Brzeg jeziora był w tym miejscu dość stromy i ewentualne miejsce na rozstawienie namiotu znalazłem dopiero dalej, na rozległej polanie przy wschodnim krańcu jeziora. Były tam także trzy chatki wypoczynkowe, a w pobliżu kręciły się kolejne owce i stado krów.
Dolina, na dnie której rozlewało się jezioro Hellaugvatnet kończyła się w tym miejscu stromym, porośniętym zboczem. Po okolicy niósł się szum co najmniej dwóch potężnych wodospadów, które można było dojrzeć już z daleka. Ścieżka prowadziła dalej w las i pięła się stromo równolegle do jednego z wodospadów. Następnie wychodziła na podmokły płaskowyż z kolejnym, mniejszym jeziorem, Fitavatnet i siecią zasilających go strumieni. Te ostatnie z kolei spływały z jeszcze wyższych partii gór. Szedłem dalej, omijając jezioro i przecinając płaskowyż. Przekraczałem mniejsze strumienie aż dotarłem do szerokiej rzeki, a dokładniej dwóch wartkich prądów spotykających się w jednym miejscu. Mój szlak ciągnął się dalej po drugiej stronie. Wydawało się, że to już koniec wędrówki. Rzeka była o wiele za szeroka, by ją przeskoczyć. A potem wpadłem na pomysł, że przecież mogę zdjąć buty i przejść na drugą stronę. Tak też zrobiłem, choć kamienie na dnie były śliskie i musiałem ostrożnie stawiać stopy. Na drugim brzegu wystarczyło osuszyć stopy ręcznikiem, założyć z powrotem skarpety i buty i można było kontynuować marsz. Poszedłem wzdłuż biegu jednego ze strumieni i niedługo potem znów zacząłem się wspinać. Minąłem kolejny wodospad i wyszedłem na bardziej otwartą przestrzeń, pozbawioną drzew, jedynie z niską roślinnością. Dzięki temu widoki na otaczający mnie krajobraz stały się lepiej widoczne i mogłem zachwycać się nimi do woli. Dotarłem do skrzyżowania szlaków. Jeden prowadził dalej na północ aż do wspomnianego wcześniej schroniska Blomstølen. Ja zwróciłem się na południe. Moim celem był najpierw szczyt Heimre Sauanuten, ale odchodząca od gównego szlaku ścieżka była na tyle słabo widoczna, że całkowicie ją przegapiłem. Być może w ogóle bym na tę górę nie dotarł. Ilość śniegu była tam wyżej wciąż dość spora i nie wiadomo co mogłem zastać dalej. Kiedy więc zorientowałem się, że minąłem interesujące mnie odgałęzienie, nie rozpaczałem zanadto. Skupiłem się na dalszej wędrówce. Ścieżka, którą podążałem na południe powinna zaprowadzić mnie prosto do mojego drugiego celu, do chatki Storavassbu.
Maszerowałem wzdłuż sporego zbocza ciągnącego się na południe i w pewnym momencie dostrzegłem spory wodospad. Gdy podszedłem bliżej wydawał się jeszcze bardziej imponujący. Przez kolejne minuty szedłem wzdłuż wypływającej z niego szerokiej rzeki, do czasu gdy okazało się, że mój szlak zakłada przeprawę na drugą stronę. Ponownie, rzeka okazała się zbyt szeroka by ją przeskoczyć ale też zbyt wartka aby spróbować ją przejść. Przez chwilę ważyłem swoje szanse, ale musiałem dojść do wniosku, że to zbyt ryzykowne. Okazało się, że i drugi z moich celów nie zostanie tego dnia osiągnięty.
Szczęście w nieszczęściu, nie musiałem wracać tą samą trasą. Tuż przy tej nieszczęsnej przeprawie odchodził szlak w dół. Ścieżka łączyła się z tą położoną niżej, którą wcześniej szedłem. Udałem się więc w tę stronę i nie minęło wiele czasu a znalazłem się w miejscu, gdzie przeprawiłem się przez rzekę. Musiałem to zrobić ponownie, tym razem w przeciwną stronę. Potem przejść płaskowyż, zejść w dół do Hellaug, obejść jezioro Hellaugvatnet i leśną ścieżką wrócić do Frette i do zaparkowanego tam samochodu.
Nie udało mi się wejść ani na górę, na którą chciałem, ani dojść do schroniska Storavassbu. Mimo to, była to najlepsza trasa jaką miałem okazję iść w tym roku. Przynajmniej do tej pory. Fantastyczne widoki na każdym przebytym kilometrze rekompensowały zarówno niezdobyte cele, jak i zmęczenie podczas marszu. Mam nadzieję powrócić w to miejsce jeszcze kiedyś. Jest naprawdę wyjątkowe i zdaje się mało uczęszczane. W ciągu tych kilku godzin na szlaku nie napotkałem absolutnie nikogo (nie licząc stada krów i owiec).
I discovered this place a few years ago when I was going down the road from Blomstølen cabin. Then I saw several cars parked in a small parking lot and signs with the names of directions directing to the forest. It was in the small village of Frette at the eastern end of Lake Stordalsvatnet in western Norway. So far, there was no opportunity to test this route. But now I reminded it. I was hoping that I wouldn’t encounter too much snow on this place, find a good place to stay somewhere at the beginning of trail and I planned to reach two spots there: the peak of Heimre Sauanuten (1178m above sea level) and Storavassbu cabin.
In order to reach Frette at a decent time in the morning, I had to leave home at dawn or even earlier. The company party the day before didn’t help, but I managed to do it somehow. Fresh and ready, I found the right spot, parked my car, and hit the trail. It was straight uphill. I was not discouraged because the area looked spectacular and the weather was good from the very morning. I passed a sheep pasture. Some of them were looking at me with interest, as if they hadn’t seen any wanderer here for a long time. I passed them and delved into the forest path. Soon after I came to the shore of Hellaugvatnet Lake, where I originally planned to spend the night. The previous evening, however, I received a message with an invitation to another party and accommodation from a friend who lived nearby, so now I passed the spots where I could pitch the tent with less interest. The shore of the lake was quite steep at this point and I found a possible place to set up a tent only further away, in a vast clearing at the eastern end of the lake. There were also three leisure houses and more sheep and a herd of cows roamed nearby.
The valley, at the bottom of which the Hellaugvatnet lake was spreading, ended in this place with a steep, overgrown slope. I heard the roar of at least two mighty waterfalls. The path continued into the forest and climbed steeply parallel to one of the waterfalls. Then it opened onto a marshy plateau with another, smaller lake, Fitavatnet, and a network of streams feeding it. The latter, in turn, flowed from even higher parts of the mountains. I continued walking, surrounding the lake and crossing the plateau. I crossed smaller streams until I came to a wide river, more precisely two rapid currents meeting in one place. My trail continued on the other side. This seemed to be the end of the journey. The river was far too wide to jump over. And then I got the idea that I can take off my shoes and go to the other side. So I did, though the stones at the bottom were slippery and I had to step carefully. On the other shore I had to dry my feet with a towel, put socks and shoes back on, and I could continue walking. I walked along the one of the streams and soon after started climbing again. I passed another waterfall and came out into a more open area, devoid of trees, with only low vegetation. Thanks to this, the views of the surrounding landscape became more visible and I could admire views.
I’ve come to a crossroads. One trail led further north to the aforementioned Blomstølen cabin. I turned south. My first goal was the Heimre Sauanuten peak, but the path branching off from the main trail was not visible and I missed it completely. Maybe I wouldn’t manage to climb that mountain at all. There was still quite a lot of snow up there and I don’t know what I could find next. So when I realized that I had passed the branch I was interested in, I did not despair too much. I focused on continuing my journey. The path I followed south should have taken me straight to my second destination, the Storavassbu cabin.
I was walking along a large slope going from north to the south, and at one point I saw a large waterfall. As I got closer, it seemed even more impressive. For the next few minutes I walked along the wide river flowing out of it, until it turned out that my trail assumed crossing to the other side. Again, the river turned out to be too wide to jump over, but also too wild to try to cross. I weighed my chances for a while, but had to come to the conclusion that it was too risky. It turned out that the second of my goals will not be achieved that day.
Luckily, I didn’t have to take the same route back. Just at this unfortunate crossing, the trail led down. The path connected to the one below that I had walked earlier. So I went that way, and it wasn’t long before I found myself in a place where I had crossed the river. I did it again, this time in the opposite direction. Then cross the plateau, go down to Hellaug, go around Hellagvatnet lake and follow the forest path back to Frette and the car parked there.
I couldn’t climb the mountain I wanted or reach the Storavassbu cabin. But anyway, it was the best route I’ve had the opportunity to do this year. At least so far. Fantastic views on every kilometer covered compensated for both unachieved goals and fatigue during the march. I hope to return to this place someday. It’s really unique and seems to be little frequented. During these few hours on the trail, I did not encounter absolutely anyone (except for a herd of cows and sheep).
Jeden komentarz
Lidia Ogrodowczyk
Pięknie. I jak się nie zachwycać Norwegią, gdy tyle pięknej przyrody.