górskie wyprawy

Skredkollen 908m n.p.m.

Mój pobyt na zachodnim wybrzeżu dobiegał końca. Po kolejnej nocy spędzonej u znajomych czas było się zbierać. Jednak zanim udałem się w długą, kilkugodzinną podróż na wschód, zamierzałem wejść jeszcze na jedną górkę, gdzieś po drodze. Tą górką miał być Skredkollen, wznoszący się na wysokość 908 m n.p.m. szczyt nad Åkrafjordem, w rejonie osady Kyrping. Gdy dotarłem na miejsce i zaparkowałem samochód przy stacji benzynowej było jeszcze dość wcześnie. Zebrałem niezbędny sprzęt, zarzuciłem plecak na ramiona i mogłem ruszać.

Close
Wyznaczanie trasy
pokaż opcje ukryj opcje
Print Reset
Pobieranie wskazówek...
Close
Find Nearby Zapisz położenie znacznika Wyznaczanie trasy

Tunelem przeszedłem na drugą stronę drogi E134 i natychmiast zacząłem piąć się w  górę stromą, szutrową drogą. Ten odcinek trasy pamiętałem z wypadu do Blomstølen, sprzed paru lat. Minąłem pasące się owce i poszedłem dalej. Trasa była stroma i niekiedy z trudem łapałem oddech ale posuwałem się jakoś do przodu. Słońce przygrzewało już całkiem nieźle, nie ułatwiając wcale wspinaczki. Dotarłem wreszcie na wypłaszczenie terenu i koniec szerokiej drogi. Tu przeszedłem pomiędzy pozostawionym sprzętem rolniczym i wszedłem na ścieżkę. Chwilę później ostatnie karłowate brzózki pozostawiłem za sobą i ujrzałem panoramę fiordu. Mimo, że szlak czasem wciąż był stromy, z takimi widokami wokół szło się dużo łatwiej.

Przy jeziorku Revtjørna natrafiłem na chatkę i grupę osób, którzy ją okupowali. Przyglądali mi się jak mijam ich przechodząc kilkadziesiąt metrów dalej. Szedłem dalej a trasa dłużyła się. Słońce prażyło z góry a kolejne podejścia odbierały mi siły. Kiedy sprawdziłem na komórce ile jeszcze zostało do celu, zdębiałem. Przed sobą miałem jeszcze całkiem spory dystans do pokonania. A ja już miałem dosyć. A jeszcze musiałem pomyśleć o zejściu z powrotem do samochodu i kilkugodzinnej jeździe do domu.

Postanowiłem, że chyba pora odpuścić. Uznałem, że dojdę na najbliższe większe wzniesienie, skąd będzie jako taki widok, tam porobię parę fotek, może polatam dronem i zawrócę. Oznaczało to jeszcze chwilę wysiłku, bo znajdowałem się w jakiejś małej dolince, skąd nie było widać fiordu. Wszedłem nieco wyżej i wtedy w prześwicie pomiędzy zboczami ujrzałem kopiec kamieni ustawiony na szczycie Skredkollen. Wciąż był kawałek drogi ode mnie ale mając już go w zasięgu wzroku, nabrałem nowych sił. I nie wydawał się tak odległy jak jeszcze chwilę temu wskazywała mi aplikacja w telefonie.

Jakoś dotarłem na miejsce. Widok prezentował się całkiem przyzwoicie. Odległe góry, okryte wciąż śniegiem i Åkrafjorden na północnym zachodzie robiły swoje. Zanim zabrałem się do zdjęć, dołączył do mnie jakiś Norweg, zapewne z mijanej wcześniej chatki. Wymieniliśmy się uprzejmościami, gość wpisał się do zeszytu i już go nie było. Poszedł jakąś inną trasą. Później widziałem go daleko przed sobą, musiał zrobić pętlę i schodził z powrotem do hytty.

Pobawiłem się dronem i uznałem że czas na mnie. Trasa w dół odbyła się bez zbędnych komplikacji. Dotarłem w rejon jeziorka i hytty a potem jeszcze niżej aż do szerokiej drogi. Wtedy się zaczęło. Moje kolana do tej pory jakoś radziły sobie z zejściem, ale tu, na tej stromej drodze, z każdym kolejnym krokiem dawały mi o sobie coraz bardziej znać. Zejście dłużyło się ale każdy krok przybliżał mnie do celu. Upał też dawał mi się we znaki i marzyłem o zimnej kąpieli.

Wreszcie doczłapałem się do poziomu drogi i swojego auta. Doszukałem się do zapasów wody i piłem chciwie uzupełniając braki płynów w organizmie. Pozostawała kwestia kąpieli. W Kyrping znajduje się kamping oraz zejście do fiordu, gdzie mógłbym się schłodzić i zmyć z siebie pot. Wsiadłem w auto i podjechałem na miejsce. Rzeczywiście na kampingu była całkiem ładna plaża, ale woda była tak płytka, że mógłbym zanurzyć w niej co najwyżej nogi. Nieco dalej była przystań jachtowa, gdzie woda była głębsza, ale unosiły się w niej jakieś glony i wodorosty, a poza tym brakowało jakiegoś humanitarnego zejścia, żeby nie połamać się na kamieniach. Pozostawał prysznic na kempingu. Recepcję zastałem zamkniętą, za to drzwi kierujące do łazienek stały otworem. Skorzystałem z okazji. Wślizgnąłem się do środka i zafundowałem sobie odświeżający, zimny prysznic (na ciepłą wodę potrzebowałbym żetonów, które można nabyć w recepcji). Odświeżony wskoczyłem do samochodu i pojechałem w swoją stronę.

My stay on the west coast was coming to an end. After another night spent at friends home, it was time to get move on. However, before I went on a long, several-hour journey east, I intended to hike on one more mountain somewhere along the way. This mount was supposed to be Skredkollen, rising to a height of 908 m above sea level above Åkrafjorden, near the settlement of Kyrping. When I got there and parked my car at the gas station, it was still quite early. I gathered the necessary equipment, put my backpack on the shoulders and was ready to go.

I went through the tunnel to the other side of the E134 road and immediately started climbing up the steep, gravel road. I remembered this section of the route from my trip to Blomstølen a few years ago. I passed the grazing sheep and continued on. The route was steep and sometimes I had difficulty catching my breath, but I somehow made progress. The sun was already warming up quite well, not making hiking any easier. I finally reached a flat area and the end of the wide road. Here I passed between the abandoned agricultural equipment and entered the path. A moment later, I left the last dwarf birches behind and saw the panorama of the fjord. Even though the trail was still steep at times, it was much easier to walk with such views around.

At the Revtjørna lake I came across a cabin and a group of people occupying it. They watched me as I passed them, walking several dozen meters away. I kept walking and the route got longer. The sun was beating down from above and subsequent ascents took away my strength. When I checked on my phone how much time was left to my destination, I was stunned. I still had quite a long distance to cover. And I had had enough. And I still had to think about getting back into the car and driving a few hours home.

I decided it was probably time to let go. I decided that I would reach the nearest larger hill where there would be a view, take a few photos there, maybe fly the drone and then turn back. This meant some more effort, because I was in a small valley with no view of the fjord. I climbed a little higher and then, in the gap between the slopes, I saw a mound of stones set on the top of Skredkollen. It was still a long way away, but now that it was in sight, I gained new strength. And it didn’t seem as distant as the application on my phone had indicated just a moment ago.

Somehow I got there. The view may not have been breathtaking, but it was quite nice. The distant mountains, still covered in snow, and Åkrafjorden in the northwest were doing their thing. Before I started taking photos, one Norwegian joined me, probably from the cabin I had passed earlier. We exchanged some words, the guy wrote his name in the notebook and he was gone. He took some other route. Later I saw him far ahead of me, he must have made a loop and was descending back to the cabin.

I had some fun with the drone and decided it was time for me. The route down went without unnecessary complications. I reached the area of ​​the lake and the cabin and then even lower to a wide road. Then it started. My knees had been somehow able to cope with the descent, but here, on this steep road, they were making me feel more and more tired with each step. The descent was long, but each step brought me closer to my goal. The heat was also taking its toll on me and I longed for a cold bath.

I finally made it to the level of the road and to my car. I searched for water supplies and drank greedily, replenishing the fluids in my body. There was the matter of bathing. In Kyrping there is a campsite and a descent to the fjord, where I could cool down and wash off the sweat. I got in the car and drove to the place. Indeed, there was a quite nice beach at the campsite, but the water was so shallow that I could only dip my feet in it. A little further there was a marina, where the water was deeper, but there was some algae and seaweed floating in it, and there was no ladder going down. There was still a shower at the campsite left. I found the reception closed, but the door leading to the bathrooms was open. I took the opportunity. I slipped inside and treated myself to a refreshing cold shower (I would need tokens for hot water, which can be purchased at the reception). Refreshed, I jumped into my car and drove on my way.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *