Blåstolen 1111m n.p.m.
Måndalen jest raczej niewielkim miasteczkiem. Dojazd z centrum do miejsca, gdzie zaczynał się mój szlak zajął zaledwie parę minut. Pozostawiłem samochód przy jakimś ośrodku młodzieżowym i zacząłem wędrówkę. Wciąż jeszcze było kompletnie ciemno i na niektórych odcinkach przyświecałem sobie latarką. Najpierw musiałem minąć osiedle mieszkaniowe, ale ścieżka prowadziła jego skrajem. Następnie zagłębiłem się w las. Prowadziła mnie szeroka, szutrowa droga, więc pomimo ciemności szło się przyjemnie. W wielu miejscach księżyc był wystarczającym źródłem światła. Gdy skończyła się droga, musiałem poświęcić chwilę, by odkryć w którym miejscu odbija wąska ścieżka, ale gdy to mi się udało, dalej poszło już łatwiej. Choć było trudniej, bo teren był bardziej stromy.
Wspinałem się do góry, a otoczenie wokół przejaśniało się. Krajobraz z czarnego zrobił się stopniowo szary, a potem powoli niebo zabarwiało się na różowo, szykując się na spektakl związany ze wschodem słońca. Dotarłem w końcu na skraj lasu, do miejsca zwanego Høgestra, gdzie na polanie stało kilak niewielkich domków i pozostałości kolejnych. Te nowsze to bez wątpienia hytty, domki wypoczynkowe. Starsze mogły być schronieniami pasterskimi lub zabudowaniami starego gospodarstwa.
Tuż za moimi plecami, na niebie zaczęło się przedstawienie. Słońce wciąż było gdzieś schowane za wysokimi górami w okolicy, ale chmury zabarwione były takimi kolorami, że od razu chwyciłem za aparat. A potem wypuściłem drona. Nie była to najlepsza lokalizacja na wschód słońca. Horyzont wciąż przesłaniały mi drzewa i grzbiet góry, ale wrażenia i tak były niesamowite. Spakowałem sprzęt z powrotem do plecaka i ruszyłem dalej. Ponownie zagłębiłem się w las, tym razem już nie tak gęsty jak wcześniej. Minąłem parę kolejnych drewnianych domków i w końcu, przy kolejnej hycie wyszedłem na otwartą przestrzeń. Widok stamtąd to mistrzostwo świata wśród widoków. Panorama Romsdalsfjordu z otaczającymi go górami. Zbocza części z nich pokrywał już śnieg. Całość dopełniała poświata wschodzącego zza górami słońca. Widziałem zabudowania Måndalen w dole, linię brzegową i charakterystyczne wzniesienie Hovdekollen (351m n.p.m.) na wysuniętym w morze półwyspie.
Gdy już pozbierałem szczękę z ziemi po tych zachwytach ruszyłem dalej. Zastanawiałem się tylko jakie jeszcze niesamowitości dziś ujrzę, skoro mogłem doświadczyć czegoś takiego ledwo po wyjściu z lasu. Tam w górze musiało być przecież 100 razy lepiej.
I rzeczywiście było. Panorama fiordu okazała się jeszcze rozleglejsza i choć to wydawało się niemożliwe, jeszcze bardziej wspaniała. Mój aparat miał tego dnia pełne ręce roboty, bo właściwie przystawałem co chwila by cyknąć parę fotek. W dodatku wschodzące słońce tak doświetlało okolicę, że chciało się tam stanąć i chłonąć to wszystko póki nie minie.
Nogi jednak ciągnęły mnie wyżej. Na wysokości powyżej 1000 metrów n.p.m. stanąłem przed dylematem, czy odbić ze szlaku i wspiąć się na Urhaugen (1064m) czy iść dalej. Moim zamiarem było wejście na wyższy Blåstolen i jeśli siły pozwolą to również i na sąsiedni Trollstolen, więc taką pomniejszą górkę sobie darowałem. Ominąłem szczyt od zachodu, zgodnie biegiem szlaku na apce ut.no. W rzeczywistości bowiem, dość ciężko było odnaleźć w tym miejscu przebieg ścieżki. Szło się bardziej na wyczucie. Czasem ten szlak odnajdywałem by po chwili go zgubić, bo ścieżka biegła jednak w inną stronę. Jakoś jednak posuwałem się do przodu i wkrótce znalazłem się na tuż przed „moim” szczytem. Tuż za nim rysował się potężniejszy Trollstolen, ze swoją ściętą, pionową wschodnią ścianą. Podejście na Blåstolen nie było już zbyt męczące i niedługo potem zameldowałem się na górze. Pogoda była rewelacyjna pomimo dość silnego wiatru. I wbrew moim obawom, na szczycie nie było ani odrobiny śniegu.
Spędziłęm tam trochę czasu, głównie robiąc zdjęcia lub filmując z powietrza. Zszedłem też nieco niżej na wysunięte ku wschodowi wypłaszczenie. Widoki zachwycały. W innych okolicznościach możnaby pomyśleć o zorganizowaniu noclegu na tej górze, teraz jednak trzeba było się już zbierać.
Postanowiłem odpuścić sobie wejście na Trollstolen. Widziałem jak wygląda podejście na szczyt, wąską, kamienistą i stromą ścieżką, która pewnie wyprułaby mnie całkiem z sił. A widoki ze szczytu i tak nie różniłyby się zbytnio od tego co już oglądałem. Zdusiłem swoje ego i skierowałem w powrotną drogę.
Trasa wyglądała niemal identycznie jak przedtem. Z tym tylko wyjątkiem, że zahaczyłem jeszcze o dwa czy trzy wzniesienia wyrastające po wschodniej stronie masywu. Ostatni nosił nazwę Sæbønakken (761m n.p.m.) i spotkałem tam kobietę, mieszkającą w okolicy. Pogratulowałem jej takich widoków na co dzień i podczas gdy ona już znikła na ścieżce prowadzącej w dół, ja wykonywałem kolejną już tego dnia sesję zdjęciową.
Wkrótce i na mnie przyszedł czas. Ruszyłem w stronę Høgestra. Po drodze napotkałem jakąś maszerującą pod górę rodzinę, i to byli jedyni ludzie (oprócz tej babki wcześniej), których spotkałem tego dnia na tym szlaku. Wydawało się, że taka miejscówka, z takimi widokami powinna mieć większe wzięcie, ale może w okolicy było więcej podobnych, niesamowitych szczytów.
Nie wiem dokładnie jak, ale schodząc, nie zaszedłem do Høgestra. Na mapie jest pokazany skrót, omijający to miejsce i najwidoczniej, nieświadomie poszedłem właśnie tędy. Zorientowałem się dopiero, gdy ścieżka wypluła mnie na szeroką leśną drogę znacznie niżej, tam, gdzie przed świtem szukałem po ciemku szlaku. Zszedłem niżej, do pierwszych zabudowań, a później dalej do czekającego na mnie samochodu.
Postanowiłem jeszcze zaliczyć jedną górkę zanim wrócę do domu. Musiała być niska i dość łatwa, bo zmęczenie już dawało o sobie znać. Zajechałem więc pod wspomnianą wcześniej Hovdekollen. Trasa okazała się faktycznie krótka, ale nie aż tak łatwa jak myślałem. Trochę trzeba było się jednak powspinać. Ale ostatecznie zameldowałem się na szczycie. Widoki choć ładne, nie umywały się do tych, widzianych z Blåstolen, nie będę ich więc tu przytaczał. Wróciłem do samochodu a następnie z żalem opuściłem rejon Rauma i powróciłem do domu.
Måndalen is a rather small settlement. It took only a few minutes to get from the centre to place where my trail began. I left my car at the parking lot and started my hike. It was still completely dark and I used a flashlight on some sections. First I had to pass a housing estate, but the path led along its side. Then I went deeper into the forest. A wide, gravel road led me, so despite the darkness it was pleasant to walk. In many places the moon was a sufficient source of light. When the road ended, I had to take a moment to find the narrow path, but once I managed to do that, the rest was easier. Although it was more difficult because the terrain was steeper.
I climbed up, and the surroundings brightened. The landscape gradually turned from black to grey, and then the sky slowly turned pink, preparing for the spectacle of the sunrise. I finally reached the edge of the forest, to a place called Høgestra, where a few small houses and the remains of more stood in a clearing. The newer ones were undoubtedly hytts, holiday cabins. The older ones could have been shepherds’ shelters or the buildings of an old farm.
Right behind me, a show began in the sky. The sun was still hidden somewhere behind the high mountains in the area, but the clouds were tinged with such colors that I immediately grabbed my photo camera. And then I launched the drone. It wasn’t the best location for watch the sunrise. The horizon was still obscured by trees and the mountain ridge, but the experience was still amazing. I packed my gear back into my backpack and set off. I delved into the forest again, this time not as dense as before. I passed a few more wooden houses and finally, at another cabins, I emerged into the open space. The view from there is the masterpiece among views. A panorama of the Romsdalsfjord with the surrounding mountains. The slopes of some of them were already covered in snow. The whole thing was complemented by the glow of the sun rising from behind the mountains. I could see settlement of Måndalen below, the coastline and the characteristic hill of Hovdekollen (351m above sea level) on a peninsula jutting out into the sea.
When I finally picked my jaw up from the ground after these delights, I moved on. I was just wondering what other amazing things I would see today, since I could experience something like this just after leaving the forest. It must have been 100 times better up there.
And indeed it was. The panorama of the fjord turned out to be even more extensive and, although it seemed impossible, even more magnificent. My camera had a lot to do that day, because I practically stopped every moment to take a few photos. In addition, the rising sun illuminated the area so much that you wanted to stand there and soak it all in until it passed.
My legs, however, were pulling me higher. At an altitude of over 1000 meters above sea level, I faced a dilemma whether to leave the trail and climb to Urhaugen (1064m) or continue on. My intention was to climb the higher Blåstolen and, if my strength allowed, the neighboring Trollstolen, so I skipped such a smaller hill. I bypassed the peak from the west, following the the trail on the ut.no app. In reality, it was quite difficult to find the course of the path in this place. I went more by feel. Sometimes I found this trail only to lose it after a while, because the path ran in a different direction. Somehow, however, I moved forward and soon found myself right in front of „my” peak. Right behind it was the mightier Trollstolen, with its truncated, vertical eastern wall. The approach to Blåstolen was no longer too tiring and I got to the top shortly afterwards. The weather was fantastic despite the strong wind. And contrary to my fears, there was not a speck of snow on the summit.
I spent some time there, mainly taking photos or filming from the air. I also went down a bit to the plateau protruding towards the east. The views were amazing. In other circumstances, I would have thought about organizing an overnight stay on this mountain, but now it was time to get back.
I decided to skip the ascent of Trollstolen. I had seen what the approach to the summit looked like, along a narrow, rocky and steep path that would probably drain me completely. And the views from the summit would not be much different from what I had already seen. I suppressed my ego and headed back.
The route looked almost identical to the one before. With the only exception that I stopped at two or three more hills rising on the eastern side of the massif. The last one was called Sæbønakken (761m above sea level) and I met a woman there who lives nearby. I congratulated her on having such views every day and while she disappeared on the path leading down, I was taking another photo session that day.
Soon it was my turn too. I set off towards Høgestra. On the way I met a family hiking up the hill, and they were the only people (apart from the woman earlier) I met that day on this trail. It seemed that such a place with such views should be more popular, but maybe there were more similar, amazing peaks in the area.
I don’t know exactly how, but on the way down I didn’t get to Høgestra. The map shows a shortcut that bypasses this place and apparently, unknowingly, I went that way. I only realized it when the path spat me out onto a wide forest road much lower down, where I had been searching for a trail in the dark before dawn. I went down to the first buildings and then further to the car waiting for me.
I decided to do one more hill before I went home. It had to be low and fairly easy, because I was already tired. So I drove up to the previously mentioned Hovdekollen. The route turned out to be short, but not as easy as I thought. There was a bit of climbing sections to do. But eventually I reached the top. Although the views were nice, they did not compare to those seen from Blåstolen, so I will not mention them here. I returned to the car and then with regret left the Rauma area and returned home.