Uncategorized

Noc w Måndalen

Pogoda na kolejny weekend nie zapowiadała się najlepiej. Prognozy zapowiadały deszcz właściwie w każdej lokacji, którą sprawdzałem na przełomie kilku kolejnych dni i im bliżej soboty, tym wcale nie robiło się lepiej. Miało padać, co stawiało pod znakiem zapytania jakikolwiek kolejny wyjazd w góry. I wtedy poszerzyłem pole poszukiwań odkrywając, że jednak nie wszędzie będzie tak źle. Wpisałem w wyszukiwarkę nazwę Åndalsnes i okazało się, że w tamtych rejonach deszczu nie będzie. Trochę mi zabrało oswojenie się z myślą o długiej, siedmiogodzinnej podróży na miejsce, ale gdy w końcu zdecydowałem, zabrałem się za wyszukiwanie potencjalnych tras.

Close
Wyznaczanie trasy
pokaż opcje ukryj opcje
Print Reset
Pobieranie wskazówek...
Close
Find Nearby Zapisz położenie znacznika Wyznaczanie trasy

Ostatecznie padło na szczyt Blåstolen i ewentualnie znajdujący się po sąsiedzku, nieco wyższy Trollstolen. Szlak prowadził z doliny Måndalen, znajdującej się kilkadziesiąt kilometrów za Åndalsnes. I pomyślałem, że nie będę tym razem wstawał w środku nocy, żeby tam dotrzeć z samego rana, ale pojadę już w piątek po południu i co najwyżej prześpię się gdzieś po drodze. Po cichu liczyłem też na obecność zorzy polarnej, bo ta ostatnimi czasy dość często pojawiała się na niebie, zwłaszcza w tamtych rejonach i dalej na północ, więc nocna jazda była jak najbardziej wskazana.

Spakowałem się w czwartek wieczorem i w piątek zaraz po skończonej pracy ruszyłem w drogę. W połowie października dość wcześnie robi się ciemno. To okres jeszcze przed datą zmiany czasu, więc większość drogi pokonałem w ciemnościach. I w deszczu, bo prognozy zaczęły się sprawdzać. O dziwo, niespecjalnie chciało mi się spać podczas jazdy, więc właściwie dojechałem na miejsce bez dłuższych przystanków. W Måndalen byłem jakoś po dwudziestej trzeciej. Jeszcze na etapie planowania, wyszukałem na google maps potencjalne miejsca na ulokowanie się z namiotem, nie musiałem więc szukać miejscówki na miejscu. Kamping, gdzie chciałem pierwotnie się rozłożyć, zakończył już swoją działalność na ten rok, ale gdy go minąłem, za mostem i niewielką mariną, tuż przed tunelem znalazłem boczną drogę, omijającą tunel i biegnącą wzdłuż linii brzegowej. Na mapie widniało kilka zatoczek, potencjalnych miejscówek na nocleg i wystarczyło tylko sprawdzić na miejscu czy któraś się nadaje.

Nadawała się już pierwsza, niewielki cypel z ławeczką i widokiem na fiord (choć z tym musiałbym poczekać do rana, bo nie było wówczas zbyt wiele widać). Jednak trawa pod stopami okazała się wilgotna i uznałem, że chyba lepiej będzie przespać się w aucie. Albo sprawdzić inne miejsce. Nieco wcześniej zauważyłem drogę prowadzącą w dół do samego fiordu i poszedłem sprawdzić, co tam zastanę. Trafiłem na dwie szopy, jedna zapewne skrywała łódź, druga okazała się zadaszoną wiatą z ławeczkami i paleniskami w środku. Kamienne nabrzeże, zejście do wody a także osobny wychodek przekonały mnie, że to nawet więcej niż oczekiwałem. Szybko wróciłem do samochodu, przestawiłem go bliżej i zacząłem wyciągać rzeczy do biwakowania. W międzyczasie dostrzegłem coś jeszcze. Coś, przez co moje serce zaczęło bić żywiej. Zorza.

Wyciągnąłem aparat i zacząłem pstrykać. Od razu uświadomiłem sobie, że nie zabrałem ze sobą statywu. Coż, część zdjęć wyszła w efekcie rozmazana, ale w tamtym momencie nie było na to rady.

Postanowiłem też dać sobie spokój z rozstawianiem namiotu i zadowoliłem się samą karimatą, matą izolacyjną i śpiworem. Rozważałem nocleg w samej wiacie, ale podłoga tam była wylana betonem, poza tym nie mógłbym spoglądać w niebo i zerkać, czy ‘’moja’’ zorza wciąż tam jest.

Zorza, zielonkawa poświata na niebie przygasła po około godzinie i wtedy w końcu udałem się na spoczynek. Nie wiem czy w ogóle spałem tamtej nocy. Po pierwsze byłem zbyt podekscytowany zjawiskiem na niebie. Po drugie, rzut beretem od miejsca, gdzie leżałem znajdował się wylot tunelu drogi przelotowej i każda przejeżdżająca ciężarówka (a było ich sporo) robiły taki hałas, że ciężko było zasnąć. I w końcu po trzecie, gdy się kładłem było przyjemna temperatura, w okolicach 11 stopni, ale potem znacznie spadła i najzwyczajniej w świecie zmarzłem. Dół śpiwora zsunął się z karimaty i nabrał wilgoci od mokrej trawy.

W końcu wydłubałem się na zewnątrz i ubrałem. Nie było sensu przewracać się z boku na bok i czekać do świtu. Zorzy nie było widać, choć na zdjęciach, które robiłem potem, jeszcze gdzieniegdzie się przewijała. Spakowałem swoje graty do samochodu i postanowiłem zabić nieco czasu zwiedzając Måndalen. Szczerze to nie było wiele do zwiedzania. Zgrabny kościółek, zamknięty o tej porze sklep i stara przystań. Ręce mi marzły i uznałem, że rozgrzeję się już na szlaku. Poza tym im wcześniej zacznę wędrówkę, tym wyżej wejdę zanim wstanie słońce i mogę załapać się na wschód słońca gdzieś tam na górze. Wróciłem wiec do samochodu i podjechałem do miejsca, gdzie zaczynał się szlak.

The weather for the next weekend didn’t look good. The forecast predicted rain in almost every location I checked over the next few days, and the closer to Saturday, it was not any better. It was supposed to rain, which put any trip to the mountains in question. And then I widened the scope of my search, discovering that it wouldn’t be so bad everywhere. I typed the name Åndalsnes into the search engine and it turned out that there would be no rain in there. It took me a while to get used to the idea of ​​a long journey there, but when I finally decided, I started looking for potential routes.

In the end, I chose the peak of Blåstolen and possibly the slightly higher Trollsolen located nearby. The trail led from the Måndalen valley, located a several kilometres behind Åndalsnes. And I thought that this time I wouldn’t get up in the middle of the night to get there early in the morning, but I would go on Friday afternoon and in case I will stop and  sleep somewhere along the way. I was also secretly counting on the presence of the aurora borealis, because recently it had been appearing quite often in the sky, especially in those areas and further north, so a night ride was definitely advisable.

I packed up on Thursday evening and on Friday, right after finishing work, I set off north. It gets dark quite early in mid-October. This is the period before the time change, so I drove most of the road in the dark. And in the rain, because the forecasts started to come true. Surprisingly, I didn’t really feel sleepy during the ride, so I actually got there without any long stops. I was in Måndalen around 11 p.m. While still planning, I had searched for potential places to pitch my tent on Google Maps, so I didn’t have to waste time to looking for a spot there. The campsite where I originally wanted to sleep was closed at this time of year, but when I passed it, behind the bridge and a small marina, just before the tunnel, I found a side road that bypassed the tunnel and ran along the coastline. The map showed several bays, potential places to spend the night, and all I had to do was check on place if any of them were suitable.

The first one was good, a small headland with a bench and a view of the fjord (although I would have to wait until morning for that, because I couldn’t see much then). However, the grass under my feet turned out to be wet and I decided that it would probably be better to sleep in the car. Or check out another place. A little earlier I saw a road leading down to the fjord and I went to see what I would find there. There were two sheds, one probably hiding a boat, the other turned out to be a roofed shelter with benches and fireplaces inside. The stone quay, the descent to the water and a separate toilet convinced me that it was even more than I expected. I quickly returned to the car, moved it closer and started to take out the things for camping. In the meantime, I noticed something else. Something that made my heart start beating faster. The aurora.

I took out my camera and started taking pictures. I immediately realized that I hadn’t brought a tripod from home. Well, some of the pictures ended up blurry, but there was no way I could fix it at that point.

I also decided to give up on setting up the tent and settled for just a sleeping mat, an insulating mat, and a sleeping bag. I considered sleeping under the roof, but the floor there was covered in concrete, and besides, I couldn’t look up at the sky there and see if „my” aurora was still there.

Northern Lights, the greenish glow in the sky, faded after about an hour, and then I finally went to bed. I don’t know if I slept at all that night. First, I was too excited about the phenomenon in the sky. Second, a stone’s throw from where I was lying was the exit of a tunnel, and every passing truck (and there were quite a few of them) made such a noise that it was pointless to fall asleep. And finally, third, when I went to bed the temperature was quite ok, around 11 degrees, but then it dropped significantly and I simply froze. The bottom of my sleeping bag slipped off the mat and got wet from the grass.

Finally I dug out and got dressed. There was no point in tossing and turning and waiting for dawn. The aurora was not visible, although in the photos I took later it was still visible here and there. I packed my stuff into the car and decided to kill some time by exploring Måndalen. Honestly, there wasn’t much to see. A neat little church, a shop closed at that time and an old quay. My hands were freezing and I decided I would warm up on the trail. Besides, the earlier I started hiking, the higher I would climb before the sun rose and I could catch the sunrise somewhere up there. So I went back to the car and drove to the place where the trail started.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *