Rørfjell
Ci, którzy liznęli choć trochę języka norweskiego, wiedzą, że skoro w tytule widnieje słówko ‘’fjell’’, to wpis będzie dotyczył gór. A przynajmniej jednej. Cóż, dobra wiadomość jest taka, że owszem, fjell oznacza po norwesku górę i poniekąd o wędrówce na szczyt Rørfjell będzie ten wpis. Ale jest jeszcze ta druga wiadomość, nieco gorsza. Rørfjell znajduje się w Østfold i liczy zaledwie 114 m npm. Żeby zobrazować sobie jak wygląda szczyt o wysokości 114 metrów, wystarczy spojrzeć na zdjęcie powyżej. Tak, to jest szczyt góry Rørfjell. Otoczony drzewami i z wieżą widokową, bo sama góra widoków nie zapewnia.
Południowo wschodni rejon Norwegii, wspomniany Østfold to tereny nizinne, gdzie krajobraz bardziej kojarzy się z zalesionymi obszarami Szwecji niż z górzystą Norwegią. Najwyższym szczytem jest liczący 336 m npm Slavasshøgda. Górka ta podobnie jak bohater dzisiejszego wpisu skryta jest w gęstwinie lasu i nie oferuje żadnych oszałamiających widoków. Tak przynajmniej sugerują zdjęcia znalezione w internecie. Co do Rørfjell, to nawet nie zdawałem sobie sprawy z istnienia tego wzniesienia. Poszukiwałem jedynie jakiejś przyjemnej trasy na urozmaicenie weekendu, jako że ze względów pogodowych wypad w prawdziwe góry nie wchodził w grę. Zdecydowałem się na kilkukilometrową pętlę niedaleko miasteczka Tomb, nieco na południe od Moss.
Gdy wychodziłem z domu prószył śnieg i cieszyłem się myślą, że czeka mnie spacer w prawdziwie zimowej scenerii. Niestety zanim dotarłem na miejsce do śniegu dołączył deszcz a potem zupełnie przestało padać. Znalazłem miejsce do pozostawienia auta obok jakiegoś gospodarczego budynku z tablicami informacyjnymi na ścianie i wysiadłem na zewnątrz. Niemal od razu usłyszałem wystrzały z broni palnej. Gdzieś w pobliżu znajdowała się strzelnica, lub ktoś urządzał sobie polowanie w lesie, pomyślałem. Miałem nadzieję, że mnie nie postrzelą.
Tak jak się spodziewałem, trasa nie była wymagająca. Szło się po płaskiej drodze a następnie ścieżce wśród østfolddzkich lasów, bez perspektywy na ujrzenie spektakularnych widoków. Co nie znaczy, że było totalnie nudno i beznadziejnie. Spacery po lesie także mają swoje uroki. Trasa przebiegała po terenie o dość bogatej historii, o czym informowała chociażby tablica w miejscu, gdzie pozostawiłem samochód. W Tomb istniało pewne gospodarstwo goszczące w swoich progach znamienitych gości: królów, biskupów czy wysokich rangą dowódców armii. Czasy rozkwitu gospodarstwa to lata 1681 – 1850 ale zapiski historyczne sięgają o wiele dalej wstecz.
Przemierzałem kolejne kilometry trasy, kierując się tabliczkami wskazującymi drogę, dopóki nie trafiłem na Rørfjell. Nie było żadnego żmudnego podejścia na szczyt, żadnej ostrej wspinaczki, czegokolwiek, co sugerowałoby, że zbliżam się na wierzchołek góry. I gdyby nie wieża widokowa na miejscu, nawet bym nie zauważył, że jestem na szczycie. Drewniana konstrukcja osadzona na skale sprawiała dość solidne wrażenie, ale im wyżej wchodziłem po wąskich, stromych schodach, tym mniej pewnie się czułem. Dotarłem jednak na samą górę. Tam ujrzałem jedynie ciągnące się we wszystkich kierunkach wierzchołki drzew i odległe miasto położone nad wodami fiordu.
Zszedłem na dół i kontynuowałem wędrówkę. Trasa wiodła przez teren, który w 2008 roku strawił pożar. Widok spalonych, poskręcanych konarów chwytał za serce. Powoli zbliżałem się do zamknięcia pętli. W pewnym momencie usłyszałem ponownie strzały. Tym razem tak głośne i tak bliskie, że poczułem się niemal jak żołnierz w okopie podczas ostrzału. Na szczęście to nie do mnie strzelali. Przechodziłem obok strzelnicy. Kilka minut później byłem już przy swoim aucie i mogłem pakować się do środka.