górskie wyprawy

Skogshorn

Do Hemsedal wybrałem się po parutygodniowym pobycie w Polsce i nie byłem pewien stanu swojej kondycji. Za cel obrałem sobie Skogshorn (1728m n.p.m.), jeden z najpopularniejszych szczytów w okolicy. Pogoda zapowiadała się znakomicie, byłem więc optymistycznie nastawiony i oczekiwałem widoków zapierających dech w piersiach. Po parugodzinnej jeździe dotarłem na miejsce. Parking przy jeziorze Storevatnet okazał się płatny, ale znalazłem nieco miejsca jakieś 500 metrów wcześniej na pozostawienie samochodu, omijając obowiązek zapłaty. Prawdziwy Janusz biznesu 🙂

Close
Wyznaczanie trasy
pokaż opcje ukryj opcje
Print Reset
Pobieranie wskazówek...
Close
Find Nearby Zapisz położenie znacznika Wyznaczanie trasy

Była dopiero połowa września, ale czujnik temperatury w samochodzie wskazywał -1 i rzeczywiście, musiałem złożyć nie tylko czapkę, ale też i rękawiczki. Szybko dotarłem na początek szlaku i zacząłem piąć się w górę. Za moimi plecami powierzchnię jeziora spowijały gęste mgły, znad których wznosiło się słońce. Poza tym niebo było czyste. Ścieżka była dobrze utrzymana (a może po prostu wydeptana buciorami lokalsów i przyjezdnych). W każdym razie maszerowało się znakomicie i wkrótce przestałem odczuwać przenikliwe zimno. Góra, na którą zmierzałem wznosiła się przede mną i przez cały czas miałem jej szczyt w polu widzenia.

I gdy byłem jeszcze dość daleko od celu, ujrzałem jak wierzchołek Skogshorn okrywa się chmurą. Dość dziwne, zważywszy, że wszędzie wokół nie było takich chmur. Miałem tylko nadzieję, że zdąży się to rozwiać nim dotrę na miejsce.

Nie rozwiało się. Im wyżej wchodziłem, tym bardziej zmieniał się krajobraz. Wrzosy i niska roślinność została stopniowo zastąpiona kamieniami. Na pewnym odcinku trasy ścieżka zamieniła się w wygodne kamienne stopnie, ułożone przez nepalskich Szerpów. Nie zaprowadziły mnie one jednak na sam szczyt. Wkrótce otaczająca górę chmura pochłonęła mnie. Wszelkie widoki, którymi do tej pory się raczyłem, przestały istnieć. Pozostał tylko najbliższy krajobraz, ograniczony do kilkudziesięciu metrów, kamienisty, cichy i mroźny. Im dalej szedłem tym napotykałem na coraz częstsze grudki śniegu. Aż w końcu, spostrzegłem, że śnieg leży już wszędzie. Cienka warstwa, zapewne pierwszy tej jesieni oblepił zalegające wokół kamienie.

Szedłem dalej we mgle. Zimowy krajobraz wokół zrodził pytania co czeka mnie dalej. Lód na ścieżce? Czy dam radę iść dalej? Czy dojdę na szczyt? Nim na dobre zacząłem się martwić ujrzałem przed sobą cel wędrówki. Na szczycie Skogshorn znajdował się krzyż zamiast zwyczajowego kopca kamieni. Znalazłem się przy nim już w kilka chwil. Gęsta mgła ograniczała widoczność do kilkudziesięciu metrów a wilgotność w powietrzu uniemożliwiła pobawienie się dronem dłużej niż parę minut.

Rozpocząłem zejście. Jakieś dwadzieścia minut niżej napotkałem dwójkę nadchodzących Norwegów. Nie miałem dla nich dobrych wiadomości jeśli chodzi o widoki ze szczytu. Wydostałem się z mgły i gdy znalazłem się na stopniach ujrzałem w dole małe poruszające się punkciki. Kolejni wędrowcy. Z początku parę osób, ale z czasem, gdy schodziłem coraz niżej pojawiało się ich więcej. Nim dotarłem na sam dół, minąłem pewnie jakieś pięćdziesiąt osób, idących w grupach od dwóch do kilkuosobowych zespołów. Rzeczywiście, była to popularna trasa.

W drodze na dół co jakiś czas odwracałem się, by popatrzeć na szczyt. Raz czy dwa chmura okalająca wierzchołek rozstąpiła się, ale generalnie zdawała się być przyklejona na stałe i raczej nie było sensu zastanawiać się czy mądrze byłoby poczekać na szczycie na polepszenie widoczności. Zdaje się, że nie był to odpowiedni dzień na zdobywanie Skogshorn.

I went to Hemsedal after a few weeks in Poland and I wasn’t sure about my physical condition. My goal was Skogshorn (1,728 m above sea level), one of the most popular peaks in the area. The weather promised to be great, so I was optimistic and expected breathtaking views. After a few hours of driving, I arrived at the place. The parking lot at Lake Storevatnet turned out to be paid, but I found some space about 500 meters earlier to leave the car, bypassing the obligation to pay.

It was only mid-September, but the temperature sensor in the car showed -1 and indeed I had to wear not only my hat, but also my gloves. I quickly reached the begining of trail and started climbing up. Behind me, the surface of the lake was shrouded in thick fog, from above which the sun was rising. Otherwise the sky was clear. The path was well maintained (or maybe just trampled by the shoes of locals and visitors). Anyway, the march was great and soon I stopped feeling the bitter cold. The mountain I was heading to rose in front of me, and I had its peak in my field of view at all times.

And when I was still quite far from the summit, I saw the top of Skogshorn covered with cloud. Quite strange, considering there were no such clouds everywhere else. I just hoped it will clear up before I got there.

It didn’t. The higher I climbed, the more the landscape changed. Heathers and low vegetation were gradually replaced by stones. At a certain section of the route, the path turned into comfortable stone steps made by Nepalese Sherpas. However, they did not take me to the very top. Soon the cloud surrounding the mountain engulfed me. All the views I had previously enjoyed ceased to exist. Only the immediate landscape remained, limited to several dozen meters, rocky, quiet and cold. The further I walked, the more frequent lumps of snow I encountered. Until finally, I noticed that there was snow everywhere. A thin layer, probably the first one this autumn, stuck to the stones lying around.

I continued walking in the fog. The winter landscape around me raised questions about what awaits me next. Ice on the path? Will I be able to move on? Will I reach the top? Before I started to worry, I saw the destination in front of me. At the top of the Skogshorn was a cross instead of the usual mound of stones. I was at place in just a few moments. Thick fog limited visibility to several dozen meters and the humidity in the air made it impossible to play with the drone for more than a few minutes.

I started my descent. About twenty minutes below I encountered two Norwegians approaching. I didn’t have good news for them when it came to the views from the top. I got out of the fog and when I got to the steps I saw little moving dots below. More hikers. At first there were a few people, but over time, as I went lower and lower, more of them appeared. Before I reached the end of the trail, I probably passed about fifty, walking in groups of two to several people. Indeed, it was a popular route.

On the way down, I turned around time to time to look at the peak. Once or twice the cloud surrounding the peak parted, but generally it seemed to be stuck permanently and there was no point in wondering whether it would be wise to wait at the top for visibility to improve. Apparently it wasn’t the right day to climb Skogshorn.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *