Skorve
Seljord to nieduże miasteczko położone malowniczo pomiędzy górami w rejonie Telemark. Rozciągające się aż na 15 km jezioro Seljordsvatnet skrywa ponoć morskiego potwora, kuzyna Lessie ze szkockiego Loch Ness. Miejscowość przecina droga E134, do której dochodzi biegnąca na południowy wschód trasa 36. Na wschód od centrum miasteczka wznoszą się dwa masywy górskie: Mælefjell i Lifjell. Oba poprzecinane są siatką szlaków turystycznych.
Jednak mnie interesował trzeci masyw, położony na północy, wznoszący się aż na 1370 m.n.p.m. (najwyższy szczyt – Gøysen), łańcuch górski Skorve. Celem mojej wędrówki było zaliczenie dwóch najwyższych punktów Skorve: wspomnianego Gøysen oraz sąsiedniego Nordnibba (1364 m n.p.m.). Pogoda zapowiadała się przyzwoicie, jeśli nie liczyć porywistego wiatru, który na otwartej przestrzeni w górach mógł sprawić nieco kłopotów. Najważniejsze było jednak, że miało nie padać, a duże żółte słoneczko na stronie yr.no zapewniało, że widoki nie będą przesłonięte chmurami.
Do Seljord dotarłem po ósmej rano. Odnalazłem wąską, wijącą się serpentynami drogę, która zaprowadziła mnie na niewielki parking w dolinie Kivledalen, skąd zaczynał się szlak. Jest to prywatny teren, i za pozostawienie auta należy uiścić drobną opłatę. Wrzuciłem 20 koron do odpowiedniej skrzyneczki, zarzuciłem na ramiona plecak i ruszyłem pod górę.
Początek szlaku to mozolna wędrówka szutrową drogą. Jest ostro pod górkę a widoki przesłaniają drzewa. Z czasem, drogę zastępuje wąska ścieżka a drzewa rosną jakby rzadziej. I wkrótce można dojrzeć w całej okazałości to, co do tej pory oglądaliśmy tylko w towarzystwie wysokich sosen: widok na Seljord i malownicze jezioro Seljordsvatn. Przez jakiś czas teren jest nieco łagodniejszy ale przed samym szczytem znów trzeba się mocno napocić. Na trasie, pod szczytem Gøysen postawiono tabliczkę kierującą w miejsce, gdzie w 1944 rozbił się amerykański bombowiec. Napiszę o tym więcej w kolejnym wpisie.
Podejście końcowe pod Gøysen może nie wygląda najgorzej, ale w trakcie miałem poważne wątpliwości co do stanu swojej kondycji. Gdy wreszcie moim oczom ukazała się sklecona z kamieni niewysoka wieżyczka, uderzyły we mnie wściekłe podmuchy wiatru. Szybko schowałem się za tymi kamlotami i zza załomu wykonałem kilka fotek. Ze szczytu rozciąga się widok, którym można by się napawać całymi godzinami. Od południa, długie jezioro Seljordsvatnet, wijące się pomiędzy górskimi zboczami i niknące w oddali. Na wschodzie góry Lifjell i Mælefjell. Na północy fantastyczna panorama większych i mniejszych górek, z charakterystycznym zarysem Gaustatoppen na czele.
Kilka minut później dołączyła do mnie para norweskich piechurów. Ubrani niemal po zimowemu, w kurtki i czapki, zapewne trochę się zdziwili widząc mnie w samym polarze. Żeby nie robić im wstydu wyciągnąłem z plecaka cienką przeciwdeszczową kurtkę i założyłem na siebie. Już wcześniej to okrycie ratowało mnie przed zimnymi atakami silnego wiatru więc i tym razem było jak znalazł.
Norwegowie, podobnie jak ja kierowali się na kolejny szczyt, Nordnibba. Wyprzedziłem ich, ale nasze drogi krzyżowały się podczas tej wędrówki kilkakrotnie. I tak raz ja, a raz oni pozostawali w tyle.
Droga na Nordnibba nie jest ani długa ani zbyt męcząca (może poza ostatnim, stromym podejściem). Szlak prowadzi wokół kilku malowniczo położonych górskich jeziorek, a ścieżki są dobrze widoczne. Aby jednak nie pobłądzić, posiłkowałem się dodatkowo aplikacją Ut.no na komórce.
Na drugim ze szczytów, nie zasiedziałem się zbyt długo. Wściekłe porywy wiatru zmusiły mnie do wcześniejszej ewakuacji. Ruszając w dół minąłem się po raz kolejny z norweską parą. Mój plan zakładał powrót inną trasą, biegnącą wzdłuż doliny Finndalen na południowej stronie masywu. Widoki ze szlaku są oszałamiające, a wędrówka przyjemna. U wylotu doliny ścieżka skręca w las i kolejny etap marszu to zejście kamienistym szlakiem pośród drzew.
I gdzieś w tym miejscu stało się coś, za co przez długi czas przeklinałem wspomnianą już apkę Ut.no. Otóż, pokazywała ona krótszą trasę, biegnącą na wschód i łączącą się z drogą, która z kolei miała zaprowadzić mnie do auta. Dłuższa trasa wiodła na południe do tej samej drogi, ale dużo dalej od mojego samochodu. Dotarłem do miejsca, gdzie rzekomo szlak miał się rozwidlać, ale nie dojrzałem ścieżki prowadzącej na wschód. Przedzieranie się przez gęstwiny lasu, pokonywanie wartkich strumieni i wspinanie się na stromą skałę w poszukiwaniu tego tajemniczego szlaku nie przyniosło rezultatów. Pokazanej na mapie ścieżki najzwyczajniej nie było w realu. Te bezowocne poszukiwania zabrały mi co najmniej pół godziny czasu i mnóstwo nerwów. Ostatecznie wróciłem na ścieżkę, którą szedłem wcześniej i pokornie kontynuowałem marsz dłuższą trasą.
Dotarłem do szutrowej drogi i mozolnie pokonywałem ją, kierując się na wschód. Mimo niedawnych przeżyć, zdecydowałem się skorzystać z innego skrótu, który się pojawił na trasie. Tym razem obyło się bez przygód. Szlak wiódł przez wąwóz, a dodatkową atrakcją był mijany po drodze malowniczy wodospad.
Wreszcie udało mi się dotrzeć do samochodu. Na odpoczynek nie mogłem sobie jednak pozwolić. Czekała mnie jeszcze 3-godzinna podróż powrotna.
Seljord is a beautiful small town situated between the mountains in the Telemark area. Long up to 15 km lake Seljordsvatnet supposedly hides a sea monster, cousin of Lessie from the Scottish Loch Ness. You can get to Seljord by the E134 road, crossing town from east to west or by road 36 from eastern south. To the east of the town center are two mountain ranges: Mælefjell and Lifjell. Both are covered by a net of hiking trails.
However, I was interested in the third one, located on the north, rising to 1370 m above sea level (highest peak – Gøysen), Skorve mountain range. Goalof my trip was to climb on the two highest Skorve points: Gøysen and neighboring Nordnibba (1364 m above sea level). The weather forecast showed great conditions, except for the strong wind, which could cause some troubles in the mountains. The most important thing was that it was not to rain, and the large yellow sun on the yr.no site ensured that the views would not be obscured by clouds.
I arrived at Seljord after eight in the morning. I found a narrow, winding serpentine road that led me to a small parking lot in the Kivledalen Valley, where the trail begins. It is a private area, and a small fee must be paid for leaving the car in this place. I threw 20 crowns into the appropriate box, grabbed a backpack and headed up the hill.
The beginning of the trail is a slow journey along a gravel road. It is sharp uphill and the views obscure the trees. After some time, the road is replaced by a narrow path and the trees grow less often. And soon you can see in all its glory what we have seen so far only in the company of tall pine trees: a view of the Seljord and stunning Seljordsvatn lake. Finally, the terrain is slightly milder but just before top you have to sweat again. On the route, under the Gøysen peak, a guide board was installed leading to the place where the American bomber crashed in 1944. I will write more about this in the next post.
The final ascend at Gøysen may not look too bad, but I had serious doubts about my condition. When at last a small tower made of stones appeared, I was hit by furious gusts of wind. I quickly hid behind that tower and took some photos from there. From the top, there is a view that you can enjoy for hours. From the south, the long Seljordsvatnet lake, meandering between the mountain. Lifjell and Mælefjell ranges on the east. In the north a fantastic panorama of the various hills and mountains, with a characteristic outline of Gaustatoppen.
A few minutes later, a pair of Norwegian hikers joined me. Dressed almost like for winter conditions, with jackets and hats, they were probably a little surprised to see me in the fleece jacket. I didn’t wanted to embarrass them, so I pulled a thin rain jacket out of my backpack and put it on.
The Norwegians, just like me, headed to the next summit, Nordnibba. I overtook them, but our paths crossed several times during this journey.
The road to Nordnibba is neither long nor too tiring (maybe except the last, steep climb). The trail leads around several picturesquely situated mountain lakes, and the paths are clearly visible. But in addition, I used the Ut.no application on my mobile to be sure that I am going in the right direction.
At the second peak, I didn’t sit too long. Angry gusts of wind forced me to evacuate earlier. Moving down I once passed a Norwegian couple. My plan was to return by a different route along the Finndalen Valley on the south side of the Skorve range. The views from the trail are stunning and the hike is pleasant. At the end of the valley, the path turns into a forest and the next stage of the march is a descent along a stony trail among trees.
And somewhere in this place something was wrong. The Ut.no app showed a shorter route, running east and connecting to the road, which was supposed to lead me to my car. The longer route led south to the same road, but much further away from starting point. I got to the place where the trail was supposed to branch, but I could not see the path leading east. Breaking through the thickets of the forest, overcoming swift streams and climbing a steep rock in search of this mysterious trail was unsuccessful. The path shown on the map was not exist. My search took me at least half an hour and a lot of nerves. Finally, I returned to the path I had followed earlier and continued my walk along the longer route.
I got to the gravel road and followed it, heading east. Despite recent experiences, I decided to use another shortcut that appeared on the route. This time without any adventures. The trail led through a ravine, and an additional attraction was a picturesque waterfall along the way.Finally, I managed to get to the car. However, I couldn’t afford to rest. I had to spend at least three hours driving home.