Vardenutane
To była moja kolejna podróż drogą przecinającą góry Haukeli. Zaplanowałem ją podobnie jak poprzednio, czyli tak, aby mieć możliwość parugodzinnej przerwy na połażenie po górach. Tak jak poprzednio, wyszukałem wcześniej trasę niezbyt wymagającą i znajdującą się w miarę blisko głównej drogi. Sama górka, a właściwie dwie, także nie były jakoś szczególnie ambitne, ale bliskie sąsiedztwo innych szczytów i położenie jeziora niedaleko, gwarantowało całkiem niezłe widoki podczas wędrówki. Ponownie, wyruszyłem skoro świt z domu, aby nie marnować czasu i na miejsce dotarłem, zanim zrobiło się całkiem jasno.
Szczyty, na które miałem zamiar wejść to Nybunuten (1141 m n.p.m.) oraz Vardenutane (1218 m n.p.m.). Oba należą do masywu Lågefjell, kilkanaście kilometrów na południe od miejscowości Edland. Trasę miałem rozpocząć na osiedlu domków wypoczynkowych w Nybustøylen. Na miejscu okazało się, że wjazd przegradza szlaban. Przez chwilę myślałem co począć w tej sytuacji, w końcu jednak wyszedłem z auta i sam sobie otworzyłem przejazd. Niedługo potem znalazłem miejsce do pozostawienia auta i mogłem ruszać w góry.
Słońce dopiero wynurzało się zza horyzontu ale i tak niewiele było widać, z uwagi na nisko zawieszone chmury przesłaniające niebo. Wszystkie okoliczne szczyty były poucinane kurtyną chmur. Wszystkie, ale nie moje dwa, które mogłem dostrzec już na początku wędrówki. To się nazywa mieć szczęście, myślałem. Nie zdawałem sobie sprawy, z tego co wydarzy się już niedługo. Minąłem ze dwie norweskie chatki wypoczynkowe, zabudowania jakiejś opuszczonej farmy i wtedy droga się skończyła. W oddali przed sobą widziałem szczyt Vardenutane, a po prawej niższy Nybunuten. W zasięgu wzroku nie dostrzegałem żadnej ścieżki więc postanowiłem, że najpierw wejdę na tę wyższą górę, gdzieś po drodze odnajdę szlak, a wracając zajdę na Nybunuten. Kiedy jednak teren zaczął być coraz bardziej mokry i porośnięty, wyciągnąłem komórkę i odpaliłem ut.no. Zorientowałem się, którędy biegnie szlak i poszedłem w jego kierunku. Natrafiwszy na ścieżkę, starałem się jej trzymać ale po pewnym czasie znów wylądowałem gdzieś poza szlakiem. A potem nadciągnęły chmury i przesłoniły wszystko.
Wkrótce widziałem tylko na odległość kilkunastu, kilkudziesięciu metrów. Okazało się nawet, że szlak którym idę oddala mnie od celu. Brak możliwości nakierowania się podczas marszu na jakiś punkt orientacyjny, sprawił, że wybrałem jakąś inną ścieżkę. Nagle dotarło do mnie co dosłownie oznacza powiedzenie ’’błądzić we mgle’’. Na szczęście apka w telefonie naprowadziła mnie na właściwe tory i już wkrótce postawiłem nogę na szczycie. Niestety nawet tam niewiele dostrzegłem. Chmury nie przejawiały ochoty się rozstąpić więc nie miałem co tkwić na miejscu i czekać na lepszą pogodę.
Zszedłem inną trasą, po drugiej stronie szczytu i niedługo potem dotarłem do miejsca, skąd roztaczał się widok na jezioro Sæsvatn. Chmury litościwie rozstąpiły się dając mi okazję na krótką sesję zdjęciową. Gdy już moje fotograficzne ambicje zostały jako tako zaspokojone ruszyłem dalej. Uznałem, że w takich warunkach nie ma po co pchać się na drugą z zaplanowanych na tę wyprawę górek i czas wracać do auta. Dotarłem jakoś do drogi przy starym gospodarstwie i już na spokojnie zmierzałem w kierunku samochodu. W międzyczasie pani pogoda postanowiła zrobić mi kolejną niespodziankę tego dnia i zaczęła zabierać z nieba chmury. Dość szybko zrobiło się całkiem ładnie i gdy byłem już niedaleko miejsca parkingowego oba moje dzisiejsze szczyty znów były dobrze widoczne. Nie zamierzałem jednak wracać na szlak. Gierki z nieobliczalną pogodą nigdy nie kończą się dobrze. Miałem już swoje auto w zasięgu wzroku, gdy zobaczyłem widoczek jak na zdjęciach niżej. Cóż, chociaż na koniec dostałem okazję do zrobienia dobrej fotki. Pakując się do samochodu przypomniałem sobie moją poprzednią wizytę w Haukeli. Do listy podobieństw wyszczególnionych na początku mogłem teraz dodać również warunki pogodowe.
This was my next trip along the road that crosses the Haukeli Mountains. I planned it in the same way as before. In way that I could have a break for a few hours to go hiking in the mountains. As before, I found a route that was not very demanding and was relatively close to the main road. Two peaks I was going to hike, were also not particularly ambitious, but the proximity of other summits and the location of the lake in the neighbourhood, guaranteed quite good views during the hike. Again, I left home early in the morning in order not to waste any time, and I got there before it got quite bright.
The peaks that I was going to climb are Nybunuten (1141 m asl) and Vardenutane (1218 m asl). They both belong to the Lågefjell massif, 13 kilometers south of Edland. I was going to start the route at the cottage estate in Nybustøylen. On the place, it turned out that the entrance was blocked by a barrier. For a moment I thought what to do in this situation, but finally I got out of the car and opened the passage for myself. Soon after, I found a place to park the car and begin of hiking.
The sun was just emerging from behind the horizon, but I could not see much anyway, due to the low-hanging clouds obscuring the sky. All the surrounding peaks were cut with a curtain of clouds. All but not my two, which I could see at the beginning of the trek. It’s called lucky, I thought. I didn’t realize what was going to happen soon. I passed two Norwegian cabins, buildings of some abandoned farm, and then the road ended. In the distance in front of me I saw the peak of Vardenutane and on the right lower Nybunuten. I couldn’t see any path in sight, so I decided to climb the higher mountain first, find a trail somewhere along the way, and go back to Nybunuten. But when the area started to get wetter and overgrown, I pulled out my cell phone and launched ut.no. I figured out where the trail was and walked towards it. Having found a path, I tried to keep it, but after a while I landed again somewhere off the trail. And then the clouds came and obscured everything. Soon I could see only a dozen or so meters away. It even turned out that the path I was going took me away from my goal. Suddenly it hit me, which literally means the saying „wander in the fog”. Fortunately, the app on the phone put me on the right track and soon I set foot on the top. Unfortunately, even there I didn’t see much. The clouds did not show any desire to go away so I had nothing to do in this place.
I took a different route on the other side of the summit, and not long after that, I got to a place that overlooked Lake Sæsvatn. The clouds parted mercifully, giving me the opportunity for a short photo session. Once my photographic ambitions had been satisfied, I moved on. I decided that in such conditions there is no point in pushing to the second peak planned for this trip and it’s time to go back to the car. I somehow got to the road by the old farm and was walking calmly towards the car. In the meantime, the weather decided to make another surprise for me that day and began to take clouds off from the sky. Pretty quickly it got pretty nice and when I was already near the parking place both of my today’s peaks were clearly visible again. However, I did not intend to return to the trail. Games with unpredictable weather never end well. I already had my car in sight when I saw the view as in the pictures below. Well, at least I got a photo opportunity at the end. Packing into the car, I remembered my previous visit to Haukeli Mountains. I could now add weather conditions to the list of similarities at the beginning.