Rjukan i wędrówka po Hardangervidda
Rjukan to niewielkie miasteczko (3100 mieszkańców) położone w wąskiej dolinie nad rzeką Måna, w gminie Tinn, w okręgu Telemark. Miejsce posiada krótką, sięgającą zaledwie jedno stulecie historię, lecz jest to historia niezwykle barwna. Wszystko zaczęło się na początku XX wieku, gdy odkryto ogromny potencjał wynikający z możliwości wykorzystania niezliczonych norweskich wodospadów do wytwarzania energii elektrycznej. Wówczas zaczęły powstawać hydroelektrownie, takie jak na przykład ta w Tyssedal, czy właśnie w Rjukan. Jednocześnie z elektrownią w Rjukan, powstały potężne zakłady przemysłowe, produkujące nawozy sztuczne, wszystko w jednym kompleksie, zwanym Vemork. Rjukan szybko z małej, rolniczej wioski przeistoczyło się prężne przemysłowe miasto liczące nawet 12000 mieszkańców. Fabryka nawozów sztucznych, działająca pod szyldem Norsk Hydro, do dziś uchodzącego za jeden z największych rodzimych koncernów, powstała z inicjatywy przemysłowca i wizjonera, Sama Eyde. To w Vemork zaczęto w latach 30-tych XX wieku produkować na skalę przemysłową ciężką wodę, produkt, który jak się wkrótce okazało może służyć jako moderator w reakcjach łańcuchowych rozszczepiania atomu. Kiedy więc Niemcy zajęli Norwegię w 1940 roku od razu zameldowali się w Rjukan i przejęli fabrykę, polecając zwiększyć produkcję ciężkiej wody. Reszta historii, znana pod hasłem Bitwa o ciężką wodę została pokrótce opisana tutaj.
Powróćmy jednak do Sama Eyde i jego wizjonerskich pomysłów. Z uwagi na geograficzne położenie Rjukan, w długiej wąskiej dolinie zorientowanej ze wschodu na zachód, ze stromymi zboczami gór od północy i południa, w długie zimowe miesiące pojawiał się problem ze słońcem. Mieszkańcy na około pół roku byli pozbawieni promieni słonecznych, co jak łatwo się domyśleć mogło działać depresyjnie. Eyde i jego Norsk Hydro sfinansowali więc projekt zbudowania kolejki gondolowej na północne zbocze góry, aby okoliczna ludność (głównie pracownicy Norsk Hydro) mogła cieszyć się słońcem nie tylko latem. Kolejka Krossobanen powstała w 1928 roku i była pierwszym tego typu projektem w północnej Europie. Atrakcja ta działa do dziś i przyciąga rzesze turystów nie tylko zimą. Jest świetną alternatywą dla mozolnej wspinaczki na rozciągający się od północy płaskowyż Hardangervidda. Górna stacja kolejki, Gvepseborg, leży 890 metrów n.p.m. i 495 metrów powyżej dolnej stacji. Nachylenie, po którym mijające się wagoniki pokonują całą trasę to 60% a całą drogę przebywa się w 4,5 minuty.
Eyde myślał również o zaprojektowaniu systemu ogromnych luster, zamontowanych na północnym zboczu, które odbijałyby promienie słoneczne i oświetlały pokryte cieniem miasto. Z braku odpowiedniej technologii, nie udało mu się zrealizować tego pomysłu. Temat jednak odżył 100 lat później za sprawą lokalnego artysty, Martina Andersena. Pomimo początkowego sceptycyzmu projekt udało się zrealizować i w październiku 2013 roku zamontowano na wysokości 730 metrów trzy prostokątne lustra o wymiarach 5 x 8 metra każde. Lustra, sterowane przez specjalny mechanizm, obracają się w taki sposób, aby odbite promienie słoneczne kierować na centralny plac miasta i jednocześnie podążać za zmieniającym się położeniem słońca na niebie. Co ciekawe, lustro słoneczne w Rjukan nie jest jedynym takim projektem. W roku 2006 podobne rozwiązanie zostało zastosowane we włoskim mieście Viganella, choć lustra w Rjukan są systemem bardziej zaawansowanym technicznie.
W Rjukan gościłem już wcześniej. Jakieś dwa lata temu wspiąłem się na wznoszący się nad całym regionem szczyt Gaustatoppen, zwiedziłem zamienione na muzeum Vemork, zabytkową stację kolejową Mæl, przy jeziorze Tinn (Tinnsjå), skąd odpływały na południe promy (także ten zatopiony w 1944 roku, przewożący ładunek ciężkiej wody).
Tym razem zamierzałem z samego centrum miasta dostać się na płaskowyż Hardagervidda i poszwendać okolicznymi ścieżkami, organizując sobie w międzyczasie jakiś nocleg na łonie natury.
Wyruszyłem jeszcze w piątek, zaraz po pracy. Zaparkowałem w centrum i obładowany plecakiem ruszyłem w poszukiwaniu ścieżki na północnym skraju miasteczka. Była godzina 20.00. Po drodze na płaskowyż chciałem obejrzeć słynne słoneczne lustro, Solspeilet. Odnalazłem dobrze oznaczoną ścieżkę, nazwaną Haddelandsveien i ruszyłem pod górę. Szlak miał mnie prowadzić przez las aż na sam płaskowyż. Z początku nie odczuwałem ciężaru na plecach, ale z czasem i mozolnie pokonywaną wysokością, coraz bardziej odczuwałem wrzynający się w ramiona ciężar. W dodatku musiałem odpierać ataki komarów i innych uprzykrzających życie latających stworzeń. Jeszcze zanim dotarłem do bocznej ścieżki, prowadzącej do luster, miałem dosyć.
Teren wokół samych luster jest mocno zarośnięty, niemniej udało mi się je obejrzeć, cyknąć parę zdjęć i wrócić na główny szlak. Haddelandsveien oznaczona jest w norweskim systemie trudności kolorem czarnym, miałem więc do czynienia z bardzo wymagającą trasą. Do tego dochodził jeszcze ciężar plecaka. Miałem jednak nadzieję szybko wspiąć się na płaskowyż, znaleźć dogodne do noclegu miejsce i odpocząć. Kolejny dzień powinien być łatwiejszy, pozbawiony tak stromych odcinków.
Nie odnalazłem ścieżki, która powinna odchodzić od głównego szlaku i wynieść mnie ponad granicę drzew. Szedłem więc uparcie dalej. Dochodziła już 22.00 i zacząłem obawiać się, że w tym lesie zastanie mnie noc. Po pewnym czasie dotarłem do górnej stacji kolejki, Gvepseborg, która położona jest na szlaku. Zbliżała się 23.00, robiło się ciemno i uznałem, że lepiej przespać się właśnie tutaj. W tym miejscu znajduje się restauracja, schronisko i wspomniany budynek kolejki Krossobanen. Po całym terenie wesoło biegały owce lecz poza nimi nie zauważyłem żywej duszy.
Ulokowałem się w śpiworze na długiej, zadaszonej ławce za restauracją. Nie spałem dobrze z uwagi na krążące mi nad głową komary i hulający po okolicy zimny wicher. Nad ranem spakowałem swoje klamoty z powrotem do plecaka i spoglądając na mapę sprawdziłem jakie mam możliwości. Wokół Gvepseborg jest poprowadzonych kilka szlaków. Od tych najłatwiejszych po bardziej wymagające. Wybrałem 8km trasę do domku Helberghytta. Uznałem, że trasa tam i z powrotem plus przerwa w punkcie docelowym zajmie jakieś 5-6 godzin, w sam raz aby uniknąć zapowiadanego na popołudnie załamania pogody.
Pierwszy kilometr to biegnąca wciąż przez las szeroka, szutrowa droga. Od niej odchodzi ścieżka o kamiennych schodach. Z czasem zostawiłem za sobą drzewa, co oznaczało, że znalazłem się na płaskowyżu. Dopiero tutaj przekonałem się, że nocleg w Gvepseborg był lepszą opcją niż zapewne jakiekolwiek miejsce na otwartym terenie. Wszystko było mokre, w powietrzu latało jakieś robactwo a ja nie miałem ze sobą namiotu, w którym mógłbym odgrodzić się od kąsających insektów.
8 kilometrów po względnie płaskim terenie wygląda na papierze na przyjemny spacerek. Dość szybko przekonałem się, że wcale nie będzie lżej niż wczorajsza męczarnia. Ciężar plecaka i roje komarów dawały mi się we znaki i zamiast cieszyć się wędrówką, przechodziłem prawdziwą szkołę przetrwania.
Ostatecznie dotarłem na miejsce. Helberghytta było w rzeczywistości dwoma domkami, obsługiwanymi przez Det Norske Turistforening (Norweskie Towarzystwo Turystyczne). Nie ma w nich typowej dla większych schronisk obsługi, jednak są zaopatrzone w produkty żywnościowe. Nocka w takim przybytku kosztuje wg cennika z 2021 roku 405 koron (bez zniżki członkowskiej). Swoją drogą Helberghytta, została nazwana na cześć Clausa Helberga, członka ruchu oporu podczas drugiej wojny światowej, jednego z bohaterów bitwy o ciężką wodę. Na miejscu okazało się, że w jednym z domków ktoś spędził noc a nieopodal naliczyłem także trzy rozstawione namioty. Jak ci ludzie przeżyli pośród tych wszystkich komarów?
Odłożyłem w czasie przygotowanie na kuchence turystycznej posiłku. Nie chciałem jeść będąc jednocześnie zjadanym przez fruwające potwory. Porobiłem kilka fotek, zarzuciłem na obolałe ramiona plecak i ruszyłem w powrotną drogę. Droga w przeciwną stronę była równie męcząca, o ile nie bardziej. Do obolałych ramion dochodził ból pleców, pochodzący ze ściskanego ciężarem plecaka kręgosłupa. Obiecywałem sobie, że jak dojdę do Gvepseborg to daruję sobie zejście z płaskowyżu i skorzystam z kolejki Krossobanen.
Ostatecznie jakoś ukończyłem tę morderczą wędrówkę i zameldowałem się w Gvepseborg. Zrzuciłem z siebie plecak i odpoczywałem ciesząc oczy widokiem z tarasu restauracji. Leżące na dnie doliny Rjukan i charakterystyczny kształt Gaustatoppen na przeciwległym zboczu, to obraz, który można by kontemplować godzinami. Nabrałem ochoty na gofry, tak zachwalane w schronisku na Gaustatoppen, ale tu ich nie mieli i musiałem zadowolić się lodem. Dobre i to. W końcu zebrałem graty i udałem się na kolejkę. Dla osób z lękiem wysokości taka przejażdżka może byś sporym wyzwaniem. Bilet można kupić jedynie na dolnej stacji, dzięki czemu przejechałem się na gapę, obiecując operatorowi wagonika, że ogarnę temat na dole. Uczciwość nakazała zapłacić 105 koron za przejażdżkę w jedną stronę i skasowanie biletu w czytniku. Teraz mogłem już wracać do zaparkowanego w centrum auta.
Po drodze zatrzymałem się jeszcze na głównym placu miasta, skąd widać odbijające światło słoneczne lustra. Pomnik Sama Eyde nosił na twarzy maseczkę, dostosowując się do panującej w Norwegii sanitarnej histerii. Złożyłem jeszcze wizytę w punkcie turystycznym pytając o możliwość obejrzenia wodospadu Rjukanfossen ale poinformowano mnie, że jest on w całości kierowany do zasilania hydroelektrowni i jedynie okazjonalnie jest dostępny dla zwiedzających. Niestety w tym roku, z uwagi obostrzenia covidowe, nie zdecydowano się na jego ekspozycję.
Rjukan is a small town (3,100 inhabitants) located in a narrow valley by the Måna River, in the municipality of Tinn, in the Telemark county. The history of Rjukan started at the beginning of the 20th century, when the enormous potential of using Norway’s waterfalls to generate electricity was discovered. It was then that hydroelectric power plants began to appear, such as the one in Tyssedal or in Rjukan. Simultaneously with the Rjukan power plant, huge industrial plants producing fertilizers were built, all in one complex, called Vemork. Rjukan quickly turned from a small agricultural village into a thriving industrial city with up to 12,000 inhabitants. The fertilizer factory, operating under the name of Norsk Hydro, still considered one of the largest domestic concerns, was founded on the initiative of an industrialist and visionary, Sam Eyde. It was in Vemork that in the 1930s heavy water began to be produced on an industrial scale, a product which, as it soon turned out, could serve as a moderator in atomic fission chain reactions. So when the Germans occupied Norway in 1940, they immediately showed up in Rjukan and took over the factory, ordering to increase the production of heavy water. The rest of the story, known as the Battle of Heavy Water, is described here.
But let’s go back to Sam Eyde and his visionary ideas. Due to the geographic location of Rjukan, in a long narrow valley facing east to west, with steep mountain slopes to the north and south, there was a problem with the sun during the long winter months. The residents were deprived of sunlight for about half a year, which, as you can easily guess, could be a bit depressing. Eyde and his Norsk Hydro financed a project to build an aerial cableway to the northern slope of the mountain so that the local population (mainly Norsk Hydro employees) could enjoy the sun not only during summer. The Krossobanen funicular was established in 1928 and was the first project of this type in northern Europe. This cableway works to this day and attracts crowds of tourists not only in winter. It is a great alternative to the strenuous climb to the Hardangervidda plateau stretching from the north. The upper station, Gvepseborg, is located 890 meters above sea level and 495 meters above the lower station. The slope on which the passing carriages cover the entire route is 60%, and the entire tour takes 4.5 minutes.
Eyde also thought of designing a system of huge mirrors, mounted on the northern slope, that would reflect the sun’s rays and illuminate the city below. Due to the lack of appropriate technology, he failed to implement this idea. However, this project revived 100 years later thanks to a local artist, Martin Andersen. Despite initial skepticism, the project was successfully implemented and in October 2013, three rectangular mirrors, 5 x 8 meters each, were installed at a height of 730 meters. The mirrors, controlled by a special mechanism, rotate in such a way to direct the reflected sun’s rays to the central square of the city and at the same time follow the changing position of the sun in the sky.
My idea for this trip was to start in the center of the town and climb up on Hardangervidda plateau at the Friday’s evening, find some place to sleep and spend Saturday walking around. I wanted to see the famous Sun Mirror as well, so this one was my first goal, as the Solspeilet is located more less in halfway of Haddelandsveien trail. This path is described as very demanding and now I can confirm it. Carring on my shoulders heavy backpack and climbing on that steep slope was a huge challenge. I felt exhausted even before I reach the path directed to Sun Mirror.
Finally I made it and I could see how the mirrors look like. And they made me really impressed.
It was really late, when I reached Gvepseborg, upper station of the Krossobanen cableway. I didn’t manage to find the path I wanted and all I could do was to rest here and go further on Hardangervidda the next day. I get up early, collect all my stuff and considered what route could I do now. There are several trails around the Gvepseborg and I choosed the 8km walk to the cabin called Helberghytta (after Carl Helberg, resistance member during II World War and local hero, one of those who blew up german’s heavy water resources). I thought that there will be easy stroll, but carrying heavy backpack on the shoulder and fighting with mosquitos almost all the time, make me really tired.
Hardangervidda is beautiful place and almost for whole route I could see Gaustatoppen Mountain rising up on the south. Finally I get to the cabin and I realized that there are two houses there. And one of them is already occupied by some norwegian couple. I did a short break, only to take some pictures and turned back.
The way back was even more exhausted and I needed to make breaks to give my shoulders some relief from the weight. I realized that 8km looks nice inly on the map. And I was glad when I finish my route stopping back at Gvepseborg. I bought an ice cream in the restaurant and after another break I went to Krossobanen station building. You can’t buy a ticket at upper station, so I promised the wagon operator that I do it <t the end. It cost me 105 kr finally. And the ride downhill is an unforgottable experience.
At the end the only thing to do was to bac to city center and find my car. I stopped lat time at the town square to make some photos of the Sun Mirror. The day was sunny and I could see sun rays reflect on the glass surfaces high on the northern slope of mountain.