Szukając Rjukanfossen
Rjukanfossen to jedno z tych miejsc, które chciałem odwiedzić już od jakiegoś czasu. Znajdujący się parę kilometrów za Rjukan wodospad, który zasila słynną hydroelektrownię Vemork, to prawdziwa atrakcja. Jednak za każdym razem będąc w okolicy wypadało mi z głowy by się zatrzymać i poszukać tej miejscówki. Położenie wodospadu nie jest bowiem oznaczone żadnymi tabliczkami wzdłuż drogi. Udało mi się go zlokalizować na mapie i ustalić prawdopodobne ścieżki, którymi można do niego trafić. I tak w pewną niedzielę, w drugiej połowie listopada, mając w planach jeszcze wizytę w Vemork, pojechałem w kierunku Rjukan.
Korciło mnie jeszcze aby zorganizować sobie przy okazji jakiś lekki spacer po górach, jednak zbliżając się na miejsce ujrzałem, że nie tylko szczyty ale też zbocza gór i pobocza drogi pokryte są śniegiem. W samym Rjukan nawet główna droga przelotowa okazała się biała. Jak widać zima dotarła tu w tym roku wcześnie. Moje wędrówkowe plany raczej nie miały szans się urzeczywistnić.
Przejechałem przez Rjukan, minąłem zjazd do Vemork i odnalazłem zatoczkę przy drodze, skąd ścieżka miała mnie zaprowadzić na punkt widokowy do wodospadu Rjukanfossen. O ile sama zatoczka była jeszcze w miarę odśnieżona, tak ścieżka za nią to już jakieś półmetrowe śniegowe zaspy. Dostrzegłem jednak czyjeś głębokie ślady z poprzedniego lub sprzed dwóch dni, postanowiłem więc z nich skorzystać. Śnieg zapadał się pod moim ciężarem, szedłem więc powoli, ubijając wpierw miejsce, gdzie zamierzałem postawić stopę. Dzięki temu moja wędrówka z kilku minut wydłużyła się do półgodzinnej walki ze śniegiem. Trasa wiodła równolegle do drogi, a właściwie do tunelu, bowiem zatoczka, gdzie zostawiłem auto znajdowała się u jego wylotu. Śnieg był głęboki, ale moja metoda ubijania przed stawianiem kolejnych kroków z reguły przynosiła dobre rezultaty. Tyle że była nieco czasochłonna.
Jeszcze zanim dotarłem do końca tej trasy, mogłem dojrzeć wodospad. A właściwie miejsce, gdzie powinien się on znajdować. Mogłem jedynie przyjrzeć się oblodzonym i ośnieżonym pionowym ścianom urwiska, po którym woda spływa w dół, do niedużej niecki i rozlewa się dalej, zasilając rzekę Måne. Samego wodospadu ani widu ani słychu. Mogły być dwa powody tego stanu rzeczy. Po pierwsze, z uwagi na niskie temperatury i opady śniegu, woda zasilająca wodospad mogła zamarznąć. Musiało się to stać gdzieś wyżej, jako że nie widziałem ogromnych lodowych sopli (lodospadu), jakie normalnie się pojawiają przy zamarzaniu wodospadów. Mogła jednak zaistnieć druga ewentualność, mianowicie przekierowanie całego strumienia do zasilania hydroelektrowni. Kiedyś zostałem poinformowany, że tak właśnie robią z Rjukanfossen i wtedy nie ma właściwie co oglądać. Widocznie tak było właśnie tym razem.
Wyglądało na to, że aby zobaczyć Rjukanfossen w całej swojej okazałości, będę musiał się tu jeszcze w przyszłości pojawić.
Istnieją jeszcze dwie inne drogi (a raczej ścieżki) prowadzące do wodospadu. Znajdują się one jednak po przeciwnej stronie wąwozu i sądząc z ich przebiegu na mapie, stanowią raczej średnie opcje do oglądania tego zjawiska. Niemniej fajnie będzie kiedyś się tymi trasami przejść.
Rjukanfossen is one of those places that I have wanted to visit for some time. The waterfall located a few kilometers outside Rjukan, which powers the famous Vemork hydroelectric power plant, is a real attraction. The location of the waterfall is not marked with any signs along the road. I managed to locate it on the map and determine probable paths to get there. And so, one Sunday, in the second half of November, with plans to visit Vemork, I went towards Rjukan.
I was still tempted to organize a short hike in the mountains, but as I approached the place I saw that not only the peaks but also the slopes of the mountains and the sides of the road were covered with snow. In Rjukan itself, even the main road turned out to be white. As you can see, winter arrived here early this year. My hiking plans had no chance of coming true.
I drove through Rjukan, passed the turn-off to Vemork and found a layby by the road, from where a path would take me to the viewpoint to the Rjukanfossen waterfall. While the bay itself was still relatively cleared of snow, the path behind it was covered with about half a meter of snowdrifts. However, I noticed someone’s deep footprints from the previous one or two days ago, so I decided to use them. I walked slowly, packing down the spot where I was going to set my foot first. Thanks to this, my hike went from a few minutes to a half-hour fight with snow. The route ran parallel to the main road, or rather to the tunnel, because the bay where I left the car was at the mouth of the tunnel. The snow was deep, but my method of packing before moving usually yielded good results. Except it was a bit time-consuming.
Even before I reached the end of this trail, I could see the waterfall. Or rather, the place where it should be. I could only look at the icy and snow-covered vertical walls of the cliff, along which the water flows down into a small basin and spreads further, feeding the Måne River. There was no sight or sound of the waterfall itself. There could be two reasons for this state. First, due to low temperatures and snowfall, the water supplying the waterfall could freeze. It must have happened somewhere higher as I didn’t see the huge icicles (icefall) that normally appear when waterfalls freeze over. However, there could have been another possibility, namely redirecting the entire stream to power a hydroelectric plant. I was once informed that this is what they do with Rjukanfossen and then there is no chance to see the waterfall. Apparently that was the case this time.
It looked like I would have to come back here in the future to see Rjukanfossen in all its glory.
There are two other roads (or rather paths) leading to the waterfall. However, they are located on the opposite side of the gorge and judging by their location on the map, they are rather average options for viewing this phenomenon. Nevertheless, it will be nice to walk these routes someday.