Fram Museum
Czym można się zająć, gdy pogoda oferuje tylko chłód i deszcz a w górach zapanowała już zima? Cóż, można przesiedzieć cały weekend w domu lub wyjść na spacer gdzieś do lasu. Mieszkanie w okolicach Oslo ma tę zaletę, że można również pokusić się na zwiedzanie stolicy. Od jakiegoś czasu przymierzałem się do odwiedzenia Muzeum Łodzi Wikingów (Vikingskipshuset), niestety spóźniłem się z odwiedzinami. We wrześniu zostało ono zamknięte i rozpoczęto przebudowę. Ma powstać zupełnie nowy, większy budynek i wszystkie eksponaty zostaną przeniesione do nowego miejsca. Planowane otwarcie ma mieć miejsce (uwaga, nie spadnijcie z krzeseł) dopiero w 2026 roku. Muszę zatem uzbroić się w cierpliwość.
Ale Oslo oferuje jeszcze inne muzea, w tym i takie o podobnej, marynistycznej tematyce. Na końcu półwyspu Bygdøy znajdują się aż trzy tego typu przybytki: Fram Muzeum (Frammuseet), Muzeum Kon-Tiki oraz Norweskie Muzeum Morskie (Norsk Maritim Museum). Na Bygdøy odnaleźć można również wspomniane Muzeum Łodzi Wikingów oraz Norweskie Muzeum Ludowe (Norsk Folkemuseum).
W necie znalazłem cennik biletów. Pojedynczy za osobę dorosłą kosztuje 140 kr. Dostępne są również bilety łączone oferujące wejście do dwóch lub do wszystkich trzech muzeów. Na takich biletach można nieco przyoszczędzić (20kr). Trzeba jednak pamiętać, że takie combo bilety muszą być wykorzystane w ciągu tego samego dnia. Na miejsce można dojechać własnym autem i zaparkować na przeznaczonym dla zwiedzających parkingu (płatnym) lub skorzystać z komunikacji miejskiej. Pociąg do stacji Skøyen, potem autobus linii 30 lub 31.
Na miejscu byłem krótko po otwarciu czyli po 10.00 w niedzielny, pochmurny poranek. Główny budynek Fram Muzeum o przekroju trójkąta nie robił specjalnego wrażenia. Elewacja pokryta żółtą farbą prosiła się o odnowienie. Może niedługo i to muzeum doczeka się remontu jak wspomniane Vikingskipshuset czy Muzeum Munka, które też odnawiali przez ostatnie lata. Postanowiłem zacząć właśnie tutaj.
Dla niewtajemniczonych, Fram (norw. Naprzód) to nazwa statku polarnego, zbudowanego niemal 130 lat temu. Na nim odbywali swe podróże polarne Fridtjof Nansen i Roald Amundsen. Dziś, jednostka ta, w całości stanowi główny element ekspozycji muzeum. Ponadto w środku (w sąsiednim budynku, do którego dochodzi się podziemnym tunelem) znajduje się inny statek polarny z tamtej epoki, Gjøa, jednostka, którą Amundsen pokonał słynne Przejście Północno-Zachodnie.
Wejdźmy jednak do środka. Przy zakupie biletu (380kr i wstęp do trzech muzeów) otrzymałem darmową mapkę ukazującą co się gdzie znajduje i rekomendację, abym najpierw udał się na obejrzenie filmu w sali kinowej. Ta mieściła się w drugim budynku (tam gdzie statek Gjøa). Film trwał 15 minut, a słuchawki na każdym siedzeniu dawały możliwość odsłuchania lektora w jednym z kilku języków (polskiego niestety nie znalazłem). Archiwalny materiał pokazywał w skrócie najważniejsze norweskie osiągnięcia na polu podboju Arktyki i Antarktydy na przełomie XIX i XX wieku. Był to przedsmak tego, co mnie czekało zaraz po wyjściu z sali kinowej.
Stałem przy statku Gjøa, ale oglądanie go pozostawiłem sobie na deser. Zająłem się planszami na ścianach i eksponatami w gablotach. Najpierw trochę informacji o tragicznej wyprawie Franklina z lat 40-tych XIX wieku. W tamtym czasie poszukiwano krótszej i łatwiejszej drogi z Europy do Chin. Opływając przylądek Horn na południu było się narażonym na bezwzględny żywioł morza, uwaga żeglarzy zwróciła się zatem na północ (Kanał Panamski powstał dopiero w 1920 roku). Rejony arktyczne były wówczas słabo zbadane i nie istniały mapy pokazujące to co rozciągało się na północ od wybrzeży Kanady. Istniało jednak przekonanie, że można przepłynąć tamtędy z Atlantyku na Pacyfik i kilka śmiałych ekspedycji organizowano jeszcze na długo przed wyprawą Franklina. John Franklin był doświadczonym żeglarzem, wsławionym badaniami północnych wybrzeży Kanady (1819 – 1822, 1826 – 1827). W roku 1845 pod jego dowództwem dwa statki, HMS Erebus i HMS Terror wyruszyły z Anglii w celu odnalezienia Przejścia Północno-Zachodniego. Oba statki utknęły w lodzie, a załoga (już bez swojego dowódcy, który zmarł wcześniej) pod dwóch latach wyruszyła pieszo na południe szukając ratunku. Żaden z marynarzy nie powrócił żywy.
Wyprawa Franklina rozpala wyobraźnię do dziś dzień. Wrak statku HMS Erebus odnaleziono dopiero w 2014 roku (na wschód od wyspy O’Reilly), a siostrzanego HMS Terror dwa lata później (w zatoce na Wyspie Króla Williama). O prawdopodobnym przebiegu tamtych wydarzeń (pomijając elementy fantastyczne i mitologiczne) można przeczytać w rewelacyjnej powieści Dana Simmonsa ‘’Terror’’ (na jej podstawie powstał nawet serial).
Minęło ponad pół wieku nim Przejście Północno-Zachodnie zostało w końcu przebyte. Dokonał tego Norweg, Roald Amundsen na statku Gjøa. Amundsen będący zapewne pod wpływem osiągnięć swojego starszego rodaka Fridtjofa Nansena zdobywał doświadczenie w wyprawach arktycznych i antarktycznych innych badaczy. Jego pierwsza samodzielna wyprawa miała polegać na zlokalizowaniu magnetycznego bieguna północnego i pokonanie drogi łączącej Ocean Atlantycki z Oceanem Spokojnym. Marzył również o postawieniu jako pierwszy człowiek stopy na biegunie. Na potrzeby wyprawy zakupił niewielki slup ‘Gjøa’ i zrekrutował 6-cio osobową załogę. W czerwcu 1903 roku Gjøa wyruszyła w rejs. Amundsen wraz z załogą przez dwa lata przebywali na Ziemi Króla Williama, wykonując prace badawcze. Ustalili położenie magnetycznego bieguna północnego, sporządzili dokładne mapy okolicznych terenów i nawiązali kontakt z miejscowymi Inuitami. Od tych ostatnich Norwegowie nauczyli się ich zwyczajów, technik polowania w ekstremalnych warunkach czy budowy igloo. Założona przez załogę osada (Gjoa Haven) istnieje do dzisiaj.
W sierpniu 1905 roku Gjøa ruszyła dalej na zachód i wkrótce Przejście Północno-Zachodnie zostało pokonane. Amundsen powrócił do Norwegii jako bohater. Wciąż jednak myślał o zdobyciu bieguna północnego. Plany do kolejnej wyprawy były już mocno zaawansowane, udało mu się pozyskać od Nansena jego statek Fram, jednak wówczas świat obiegła wiadomość o zdobyciu bieguna przez Fredericka Alberta Cook’a i Roberta Edwina Peary’ego. Amundsen wobec tego postanowił udać się w przeciwnym kierunku i jako pierwszy dotrzeć na biegun południowy. Załoga oraz opinia publiczna wraz z Nansenem i królem Haakonem dowiedziała się o zmianie planu już po wypłynięciu statku na Ocean.
Jednocześnie do bieguna południowego zmierzała brytyjska ekspedycja pod dowództwem porucznika Roberta Falcona Scotta. Wyścig wygrał Amundsen, docierając na biegun o cały miesiąc wcześniej przed Brytyjczykami (14 grudnia 1911 r.). Przewagę zapewniły im psie zaprzęgi oraz poruszanie się na nartach. Scott wraz z towarzyszami dotarł wprawdzie na biegun ale wszyscy zginęli w drodze powrotnej, pokonani przez głód i zimno.
Amundsen po raz kolejny okrył się chwałą, jednak nie zamierzał spocząć na laurach. Zainteresował się lotnictwem i możliwościami jakie dają samoloty przy eksploracji obszarów arktycznych. W 1918 roku na statku Maud (nazwanego na cześć norweskiej królowej) wyruszył w kierunku Przejścia Północno-Wschodniego aby powtórzyć wyczyn Nansena. Następne wyczyny Amundsena związane są z lotnictwem. Próbował przelecieć samolotem nad biegunem północnym lecz bez powodzenia. Udało się to dopiero wykorzystując sterowiec Norge (1926 r.). Dwa lata później Amundsen zginął biorąc udział w akcji ratunkowej włoskiej załogi sterowca, próbującej powtórzyć sukces Norge. Jego ciała nigdy nie odnaleziono.
Wszystkie te informacje (a nawet więcej) można znaleźć w gablotach i na planszach rozmieszczonych wokół statku Gjøa. Nim w końcu zdecydowałem się wejść na pokład (tak, tak, można wejść nie tylko na pokład ale i zejść do ładowni i salonu rufowego), obejrzałem jeszcze tymczasową wystawę The Nansen Photographs, pokazującą reprodukcje oryginalnych zdjęć wykonanych przez uczestników ekspedycji Nansena w latach 1893 – 1896 oraz fragmenty z ich dzienników. Sam statek zrobił na mnie spore wrażenie, mimo że pod pokładem nie ma zbyt wiele do oglądania. Jednak świadomość, że stąpa się po deskach, które zostały ułożone ponad sto lat temu daje do myślenia.
Miałem jeszcze sporo do obejrzenia, a czas naglił, skierowałem się zatem dalej. W tunelu pomiędzy budynkami znajduje się galeria polarnych badaczy i odkrywców, a także eksponaty z polarnej wystawy jaka miała miejsca bodajże w pierwszej połowie XX wieku. Obejrzałem to wszystko dość pobieżnie bo czekał już na mnie gwóźdź programu czyli Fram w całej swojej okazałości.
3-masztowy szkuner o wymiarach: 39m długości, 11m szerokości, 5,5m zanurzenia i wyporność 800 ton. Dziób i rufa zostały dodatkowo wzmocnione aby sprostać naciskom lodu (grubość kadłuba na dziobie wynosi 1,25m).
Fridtjof Nansen to człowiek legenda. Studiował biologię, interesował się oceanografią i geologią. Jeszcze jako student u wybrzeży Grenlandii prowadził badania tamtejszych fok. W 1888 roku wraz z czwórką towarzyszów przeszedł pieszo ze wschodniego na zachodni brzeg Grenlandii, co zajęło im 49 dni. Na miejscu okazało się, że nie mają jak wrócić do domu, więc w oczekiwaniu na statek, który miał zjawić się dopiero wiosną nawiązali kontakt z tubylcami i zamieszkali w ich osadzie. Podpatrując zwyczaje Inuitów Nansen zyskał doświadczenie, które wykorzystał podczas swojej kolejnej wyprawy.
Ekspedycja Nansena (1893-1896) miała na celu zbadanie obszarów arktycznych, a jeśli pojawiłaby się szansa to również zdobycie bieguna północnego. Nansen zakładał że statek zostanie uwięziony w lodzie i wraz z pakiem lodowym, poruszanym prądami morskimi będzie dryfował w kierunku północno-zachodnim. Pomysł taki powszechnie uznawano za samobójczy, gdyż jak dotąd żaden statek nie był w stanie wytrzymać nacisku lodu. Statek Nansena jednak został zaprojektowany specjalnie aby przetrwać w takich właśnie warunkach. Zaokrąglony kadłub sprawiał, że naciskający na niego lód wypychał go do góry, poza tym wzmocniony kadłub i gęściej rozstawione wręgi oraz podnoszony ster i śruba napędowa sprawiła, że Fram odbył później jeszcze dwie polarne wyprawy.
Zgodnie z oczekiwaniami Fram został uwięziony w lodzie i rozpoczął dryf, a załoga (13 osób) regularnie przeprowadzała pomiary hydrologiczne, badania biologiczne, magnetyczne i astronomiczne. Wokół statku powstała prawdziwa baza polarna: laboratoria, warsztaty, budy dla psów używanych do zaprzęgów. Fram dotarł na nieosiągalną dotąd szerokość geograficzną 85°57’N. Kiedy stało się oczywiste, że dryf nie zniesie statku do bieguna, Nansen zdecydował się z jednym członkiem załogi i trzema psimi zaprzęgami opuścić statek i ruszyć na biegun pieszo (1985 r.). Osiągnęli 86°14’N nim zdecydowali się zawrócić. Dotarli na wyspę Nortbrook, gdzie natrafili na członków brytyjskiej wyprawy polarnej. Dzięki temu bezpiecznie wrócili do Norwegii (1896 r.). W międzyczasie Fram wraz z resztą załogi zdołał uwolnić się z lodu i również wrócić do domu.
Przebieg pierwszej wyprawy Fram jest tak niesamowity, że zasługuje na osobny wpis. Może kiedyś taki powstanie.
Wiele informacji (tym razem również po polsku) jest umieszczonych na tablicach i ekranach na dwóch galeriach wokół statku. Oprócz tego można wejść do repliki igloo, postrzelać do wirtualnych niedźwiedzi polarnych, spróbować uciągnąć uprzęż z w pełni załadowanymi saniami czy przeżyć ‘’mrożące krew w żyłach’’ chwile na pokładzie polarnego statku uwięzionego w lodzie (poruszany hydraulicznie pokład, nawiew zimnego powietrza, kukły zmumifikowanych marynarzy na kojach).
Jednak największą atrakcją jest sam Fram. Tutaj również, podobnie jak na Gjøę można wejść. Fram robi jeszcze większe wrażenie niż jego mniejszy kolega (albo koleżanka, w końcu morska tradycja każe nadawać statkom żeńskie imiona). Pod pokładem mamy więcej miejsc do spenetrowania. Niektóre co prawda są niedostępne, ale przez szklane drzwi możemy zajrzeć do wnętrza (maszynownia, kuchnia czy kajuty załogi). Przechodzimy zatem przez salon rufowy, mesę i warsztaty. Zwiedzamy dziobowy salon i możemy zejść do ładowni. Na górnym pokładzie jest sporo miejsca, a na ścianach wokół puszczane są projekcje przedstawiające wzburzone morze bądź noc polarną.
Ostatni etap zwiedzania to sklepik. Oprócz typowych pamiątek typu pluszowe zabawki czy blaszane kubki z nazwą statku Nansena jest spora liczba pozycji książkowych, z czego część jak zdążyłem się zorientować jest wydawana przez samo Muzeum. Skusiłem się na dwie książki, przewodniki po muzeum z dokładnymi opisami i rewelacyjnymi zdjęciami. Każda osobno za 149 kr, obie razem za 200 kr.
W muzeum spędziłem trzy godziny i bawiłem się jak na najlepszym filmie w kinie. Gdyby nie to, że miałem do wykorzystania bilety do dwóch sąsiednich muzeów, spędziłbym tam pewnie cały dzień. Krótko mówiąc, miejsce jak najbardziej warte odwiedzenia.
To co oferuje Muzeum Kon-Tiki i Muzeum Morskie opiszę następnym razem bo trochę się tutaj rozpisałem. Wyprawy polarne XIX i pierwszej połowy XX wieku to jednak temat rzeka i ciężko przedstawić wszystkie ważne wydarzenia w jednym wpisie.
What can you do when the weather offers only cold, rain and in the mountains you find winter already? Well, you can stay at home all weekend or go for a walk somewhere in the woods. Living near Oslo has the advantage that you can also explore the capital of Norway. For some time I was planning to visit the Viking Ship Museum (Vikingskipshuset), unfortunately I decided to go there too late. In September it was closed and reconstruction started. A completely new, larger building is to be built and all the exhibits will be moved to a new location. The planned opening will be (watch out, don’t fall off your seats) in 2026. So I have to be patient.
But Oslo offers other museums, including those with a similar, maritime theme. At the end of the Bygdøy peninsula, there are three such places: Fram Museum (Frammuseet), Kon-Tiki Museum and the Norwegian Maritime Museum (Norsk Maritim Museum). On Bygdøy you can also find the aforementioned Viking Ship Museum and the Norwegian Folk Museum (Norsk Folkemuseum).
Single ticket for an adult costs 140 kr. Combined tickets are also available offering entry to two or all three museums. You can save a bit (20kr). However, please note that such combo tickets must be used on the same day. You can get there by your own car and park in the parking lot (paid) intended for visitors, or use public transport. Train to Skøyen station, then bus line 30 or 31.
I was there shortly after opening, i.e. after 10.00 on a cloudy Sunday morning. The main building of the Fram Museum, with a triangular cross-section, did not make a special impression. Walls covered yellow paint begged for renovation. I decided to start right here.
Fram (norwegian forward) is the name of a polar ship that was built almost 130 years ago. On its deck, Fridtjof Nansen and Roald Amundsen made their polar journeys. Today, Fram is entirely the main element of the museum’s exhibition. In addition, inside (in the adjacent building accessed via an underground tunnel) is another polar ship from that era, the Gjøa, a boat that Amundsen crossed the famous Northwest Passage.
But let’s go inside. When buying a ticket (380kr and admission to three museums) I received a free map showing what is where and a recommendation to watch the movie in the cinema room first. This one was located in the second building (where the Gjøa ship is). The film lasted 15 minutes, and the headphones on each seat made it possible to listen to the voice in one of several languages. The archival material summarized the most important Norwegian achievements in the field of the conquest of the Arctic and Antarctica at the turn of the 19th and 20th centuries. It was a foretaste of what awaited me right after I left the cinema room.
First, I took atention at the boards on the walls and the exhibits in the display cases. There was information about Franklin’s tragic journey in the 1840s. At that time, a shorter and easier route from Europe to China was sought. When sailing around Cape Horn in the south, you were exposed to the ruthless element of the sea, so the attention of the sailors turned to the north (the Panama Canal was opened in 1920). The arctic regions were poorly explored at the time, and there were no maps showing what stretched north of Canada’s coast. There was a belief, however, that you could sail there from the Atlantic to the Pacific, and several daring expeditions were organized long before Franklin’s expedition. John Franklin was an experienced sailor, famous for his exploration of the northern shores of Canada (1819-1822, 1826-1827). In 1845, under his command, two ships, HMS Erebus and HMS Terror, set out from England to find the Northwest Passage. Both ships were trapped in the ice, and two years later the crew (without their commander who had died earlier) set off on foot south, looking for help. None of the sailors returned alive.
Franklin’s expedition fires the imagination to this day. The wreckage of the HMS Erebus was found in 2014 (east of the island of O’Reilly), and the sister HMS Terror two years later (in the bay on King William Island). You can read about the likely course of those events (apart from fantastic and mythological elements) in Dan Simmons’ sensational novel „Terror” (even a tv series was created on its basis).
More than half a century passed before the Northwest Passage was finally traversed. It was done by a Norwegian, Roald Amundsen on the Gjøa ship. Amundsen, probably under the influence of the achievements of his elderly compatriot Fridtjof Nansen, gained experience in Arctic and Antarctic expeditions of other explorers. His first independent expedition was to locate the magnetic North Pole and cover the way connecting the Atlantic Ocean with the Pacific Ocean. He also dreamed of putting a foot on the pole as the first man on Earth. For the purposes of the expedition, he purchased a small sloop called Gjøa and recruited a crew of 6. In June 1903, Gjøa set off on a cruise. Amundsen and his crew spent two years on King William Land, carrying out research work. They determined the location of the magnetic North Pole, made detailed maps of the surrounding areas and made contact with the local Inuit. From them, the Norwegians learned their habits, hunting techniques in extreme conditions and how to build of igloos. The crew-founded settlement (Gjoa Haven) still exists today.
In August 1905, Gjøa moved further west, and soon the Northwest Passage was passed. Amundsen returned to Norway as a hero. But he was still thinking about reaching the North Pole. The plans for the next expedition were already well advanced, he managed to get his ship Fram from Nansen, but then the world spread the news that Frederick Albert Cook and Robert Edwin Peary had reached the north pole. Amundsen therefore decided to go in the opposite direction and be the first to reach the South Pole. The crew and the public, along with Nansen and King Haakon, found out about the change of plan after the ship had sailed to the Ocean.
At the same time, a British expedition led by Lieutenant Robert Falcon Scott was heading to the South Pole. The race was won by Amundsen, reaching the pole a month ahead of the British (December 14, 1911). The advantage was provided by dog sleds and skiing. Scott and his companions did reach the Pole, but they all died on the way back, defeated by hunger and cold.
Amundsen once again returned with glory, but did not intend to spend his days at home. He became interested in aviation and the possibilities offered by planes in the exploration of Arctic regions. In 1918, on the ship Maud (named after the Norwegian queen), he set off towards the Northeast Passage to repeat Nansen’s feat.
Amundsen’s next exploits are related to aviation. He tried to fly over the North Pole by plane, but without success. The success came with the use of the Norge airship (1926). Two years later, Amundsen was died during the rescue operation of the Italian airship crew in an attempt to repeat Norge’s success. His body was never found.
All this information (and even more) can be found in the display cases and on the boards placed around the Gjøa ship. Before I finally decided to go onboard (yes, yes, you can get on board, and also go down to the hold and aft lounge), I saw the temporary exhibition The Nansen Photographs, showing reproductions of original photos taken by the participants of the Nansen expedition in the years 1893 – 1896 and excerpts from their diaries. The ship itself made quite an impression on me, even though there is not much to see below deck. However, the awareness that you are treading on boards that were laid over a hundred years ago gives a lot to think about.
I had a lot more to see and time was pressing, so I headed on. In the tunnel between the buildings there is a gallery of polar explorers, and exhibits from the polar exhibition that took place probably in the first half of the 20th century. I watched it all quite briefly because the show’s highlight, Fram, was waiting for me in all its glory.
A 3-mast schooner with dimensions: 39 m long, 11 m wide, 5.5 m draft and 800 tons displacement. The bow and stern have been additionally strengthened to withstand the pressure of ice (the thickness of the hull at the bow is 1.25m).
Fridtjof Nansen is a legend man. He studied biology, was interested in oceanography and geology. He made research of seals on the coast of Greenland when he was a student. In 1888, he and his four companions walked from the east to the west of Greenland coast, which took them 49 days. On the spot, it turned out that they did not have a way to return home, so while waiting for the ship, which was to arrive next spring, they made contact with the natives and lived in their settlement. By observing the habits of the Inuit, Nansen gained experience that he used during his next trip.
Nansen’s expedition (1893-1896) was aimed at exploring the Arctic regions, and if there was a chance, it would also conquer the North Pole. Nansen assumed that the ship would be trapped in the ice and drift to the northwest direction with the ice pack, moved by the sea currents. Such an idea was widely considered suicidal, as so far no ship has been able to withstand the pressure of the ice. Nansen’s ship, however, was designed specifically to survive in such conditions. The rounded hull caused the ice pressing against it to push it upwards, besides, the reinforced hull and more closely spaced frames, as well as the raised rudder and propeller made Fram undertake two more polar expeditions later.
As expected, Fram was trapped in the ice and started a drift, and the crew (13 people) regularly carried out hydrological, biological, magnetic and astronomical surveys. A real polar base was built around the ship: laboratories, workshops, kennels for dogs used for sleds. Fram has reached the previously unattainable latitude of 85 ° 57’N. When it became obvious that the drift would not bear the ship to the pole, Nansen decided with one crew member and three dog sleds to leave the ship and go to the pole on foot (1985). They reached 86 ° 14’N before decided to turn back. They reached Nortbrook Island, where they found members of the British polar expedition. Thanks to them, they safely returned to Norway (1896). Meanwhile, Fram and the rest of the crew managed to break free from the ice and return home as well.
The course of the first Fram expedition is so amazing that it deserves a separate entry. Maybe one day it will happen.
A lot of information is placed on boards and screens in two galleries around the ship. In addition, you can enter the igloo replica, shoot virtual polar bears, try to pull the harness with a fully loaded sled or experience chilling moments on the deck of a polar ship (hydraulically operated deck, cold air blows, deceased sailors on berths).
However, the biggest attraction is Fram itself. Here too, as well as Gjøa, you can go onboard. Fram is even more impressive. We have more places to penetrate below deck. Some of them are inaccessible, but through the glass doors we can look inside (engine room, kitchen or crew quarters). So we go through the aft lounge, wardroom and workshops and we can go down to the hold. There is a lot of space on the upper deck, and the at the walls around there is a projection of rough sea or polar night.
The last stage of the tour is the shop. In addition to typical souvenirs such as plush toys or tin mugs with the name of the Nansen ship, there are a large number of books, some of which, as I have figured out, are published by the Museum itself.
I spent three hours in the museum and enjoyed myself as if I were in the best movie in the cinema. If I had not tickets to use for two neighboring museums, I would probably have spent the whole day there. In short, a place worth visiting.
I will describe what the Kon-Tiki Museum and the Norwegian Maritime Museum offers next time.
4 komentarze
Ewa Ber
Hej, dzięki za świetny opis muzeum. Po przeczytaniu ksiązki o Framie wiemy, że MUSIMY go zobaczyć 😉
Możesz podpowiedzieć jak daleko jest z lotniska na wyspę? I czy jest jakaś w miarę tania opcja noclegu w Oslo?
Ze swojej strony moge polecić świeżo wydaną pozycję „Najciekawszy człowiek na świecie. Ekscentryczne życie Petera Freuchena” autora Reida Mitenbuler.
Jeszcze nie przeczytałam całej, ale temat zdobywania Grenlandii podany w aryciekawej formie 🙂
Pozdrawiam,
Ewa
Paweł
Cześć. O tak, Fram Museum i oryginalny statek Nansena to coś, czego nie wolno przegapić 🙂 Samo muzeum zrobiło na mnie takie wrażenie, że byłem już tam dwa razy i wróciłbym chętnie ponownie. Dzięki za polecenie książki. Na pewno się skuszę.
Co do Twoich pytań. Lotnisko Gardermoen znajduje się kawałek drogi od miasta i najlepszym połączeniem jest skorzystanie z pociągu (ewentualnie z autobusów). Na stronie (lub w aplikacji) Vy.no można znaleźć odpowiednie połączenie. Przykładowo trasa z lotniska do centrum Oslo (Stacja Oslo S) zajmuje około 20 minut a koszt to 124 kr. Tyle samo kosztuje przejazd z lotniska pod samo muzeum (ulica Bygdøynesveien na półwyspie Bygdøy) ale trzeba się przesiąść w połowie drogi do autobusu (bilet ważny jest bez względu na środek transportu).
Z tanich noclegów to cóż… To co udało mi się znaleźć to trzy hostele w obrębie Oslo, ewentualnie akademik. No i zawsze można skorzystać z takich serwisów jak Booking.com lub Airbnb ale tu chyba wyjdzie drożej. W razie dalszych pytań pisz na mejla pawel.ogrodowczyk@hotmail.com
Ewa
Dzięki Pawle za podpowiedzi. mam nadzieję, że będzie mi dane z nich skorzystać 🙂
Podobne wrażenie zrobiło na mnie Muzeum Titanica w Belfaście. Mam nadzieję, że jeszcze tam wrócę, bo zwiedzanie trzeba zaplanować na cały dzień.
Odpisuje tutaj, bo chciałam jeszcze podpowiedzieć kilka książek, więc może ktoś skorzysta, a może podpowie coś jeszcze 🙂
Niedawno wpadły mi w ręce 'Niezłomy. Legendarna wyprawa Shackletona i statku Endurance na Antarktydę” Caroline Alexander, „Wyspa Niebieskich Lisów. Legendarna wyprawa Beringa” Stephen R, Brown i zupełnie inna niż wszystkie „Ekspedycja. Historia mojej miłości” Bea Uusma. O książce Hamptona Sidesa „W królestwie lodu. Tragiczna wyprawa polarna USS Jeannette” pewno nie muszę wspominać – chociaż u mnie od niej zaczęła się fascynacja tym tematem. O! Właśnie wpisałam w Google ten tytuł, żeby sprawdzić poprawną pisownię nazwiska autora i wyskoczyła mi kolejna pozycja „W okowach lodu” o wyprawie Barentsa 🙂
Tak więc kolejna lektura na gorące lato 😉
A może Ty masz coś do polecenia?
Pozdrawiam,
Ewa
Paweł
Tak, dodam swoje trzy grosze do tej listy 🙂
Ja zacząłem od „Terroru” Dana Simmonsa. To co prawda, powieść ale oparta na historii wyprawy Sir Johna Franklina. Potem była biografia Amundsena, „Ostatni wiking” bodajże. W kolejce na półce czekają wspomniane przez Ciebie „W okowach lodu, „Niezłomny” a także niedawno zakupiony w sklepiku Fram Museum „Farthest North” Fridtjofa Nansena 🙂 Mam jeszcze „Bunt na Bounty” autorstwa Caroline Alexander (tej samej co napisała historię Shackletona), ale to już nie w arktycznych klimatach 🙂