górskie wyprawy

Heksfjell (1158m n.p.m.)- Norweska Góra Czarownic

Norwegowie nie gęsi i własną górę czarownic mają. Heksfjell, czyli góra czarownic, lub jak kto woli wiedźmia góra, znajduje się w okolicy miasta Rjukan, a konkretnie bezpośrednio nad muzeum Vemork. Czy miejsce to rzeczywiście nawiązuje do obecności w pobliżu kobiet parających się czarami, czy związana jest z tym jakaś ciekawa historia, tego niestety nie wiem. Przeszukując internety w w poszukiwaniu jakiejkolwiek wzmianki na ten temat natknąłem się jedynie na inną górę o tej samej nazwie w gminie Hjartdal, rzut beretem na południe od Rjukan. Oba szczyty w linii prostej oddalone są jedynie o 35 km, a ten drugi jest wyższy o około 70m.

Gdy jesteśmy już w temacie czarownic, warto przybliżyć parę historycznych ciekawostek. Jak wiadomo w XVI i XVII wieku w całej Europie trwała nagonka na osoby, głównie kobiety, podejrzane o paranie się czarami. Schwytani często byli oskarżani o konszachty z diabłem, szkodzenie lokalnej społeczności i stawiani przed sądem. Przyjmuje się, że ponad 40 000 osób zostało skazanych i spalonych na stosach w wyniku takich działań. Wielu nie przetrwało samego procesu dochodzenia, umierając w męczarniach w wyniku prowadzonych tortur. Norwegia nie była pod tym względem wyjątkiem. Zachowane źródła historyczne podają, że w latach 1590-1695 zarejestrowano ponad 850 spraw sądowych związanych z uprawianiem czarów. Z tej liczby ponad 300 zakończyło się wyrokami skazującymi. Podobnie jak na reszcie kontynentu, zdecydowana większość oskarżonych to kobiety. Ostatni stos zapłonął w roku 1695, w Kvøæfjord w Troms, kiedy to zgładzono niejaką Johanne Nielsdatter. Etniczna mniejszość Norwegii czyli Samowie (Lapończycy), byli najliczniejszą grupą oskarżonych. W XVIII wieku również miało miejsce kilka procesów o czary, zakończyły się one jednak wyrokami uniewinniającymi.

Wracając do Rjukan i Vemork, wybór trasy na kolejną wyprawę nie był związany ze zbliżającym się Halloween. Po prostu chciałem połazić gdzieś w sąsiedztwie Rjukan, jako że mogłem tam dojechać w około 3 godziny. Dłuższe podróże autem są nieco męczące. Brałem pod uwagę kilka opcji wędrówkowych pomiędzy Rjukan a położonym dalej na zachód Rauland, jednak gdy dostrzegłem na mapie intrygującą nazwę Heksfjell, postanowiłem że pójdę właśnie tam.

Trasa z Vemork na szczyt to jakieś 5 – 6 km, więc aby ją nieco urozmaicić i nie wrócić zbyt wcześnie, przeciągnąłem ją o kolejny górski grzbiet, Månelibrotet, zlokalizowany kilka kilometrów dalej na zachód. W sumie do przejścia miało być nieco ponad 20 km, musiałem więc zacząć z samego rana. Wyruszyłem o 4 nad ranem (lub jak kto woli w nocy) w sobotę. Na parkingu w Vemork zameldowałem się parę minut po siódmej. Było jeszcze ciemno, więc zdrzemnąłem się w aucie i po ósmej ruszyłem pod górę.

Szlak prowadzi tuż przy zabudowaniach muzeum i dalej po zboczu za nim. Stroma, biegnąca zakosami ścieżka wiedzie w rejonie, gdzie położone są potężne rury przesyłowe, doprowadzające niegdyś wodę do hydroelektrowni Vemork. W jednym miejscu trzeba się zgiąć wpół, aby przejść pod tymi rurami, w innym przechodzi się po kładce nad nimi. Cała ta instalacja kończy się w miejscu zwanym Vemorktoppen, gdzie znajduje się również stacja transformatorowa. Do tego miejsca prowadzi też droga, więc nie trzeba tej stromizny pokonywać jak ja, pieszo. Dalej już jednak prowadzi wyłącznie wąska ścieżka.

Vemork

Generalnie, szlak prowadzi w kierunku Gaustatoppen, najpopularniejszej góry w regionie (a prawdopodobnie i w całej Norwegii), jednak gdzieś po drodze można odbić na zachód w kierunku osady Skinnarbu. Wkrótce ostatnie drzewa zostają w tyle i można cieszyć oczy pofałdowanym, górskim terenem, profilem wspomnianej Gaustatoppen, czy stromym zboczem po przeciwległej stronie doliny i początkiem ciągnącego się ku północy płaskowyżu Hardangervidda. Wszystko w przepięknym jesiennym wydaniu, okraszonym nisko zawieszonym, jasno świecącym słońcem.

Beż żadnych trudności dotarłem na szczyt Heksfjell. Nie wiedziałem czego się po tej górze spodziewać. Czy będzie tam jakieś miejsce kultu, ustawione w kręgu kamienne menhiry, wygasłe pozostałości ognisk czy inne kojarzące się z pogańskimi obrządkami pozostałości? Cóż, nie było niczego poza zwyczajowym kamiennym kopcem. Czy czułem zawód? Podejrzewam, że gdyby było tu coś wartego uwagi, natknąłbym się na jakąś wzmiankę w internecie już dawno temu. Tak więc nie spodziewałem się zastać tu jakichkolwiek atrakcji i nie byłem zawiedziony. Cyknąłem parę fotek i ruszyłem dalej.

Kolejne kilometry trochę się dłużyły. Månelibrotet oddalony jest od Heksfjell o jakieś 5 -6 km a na trasie brak jest jakichś spektakularnych przejść, stromych podejść i widoków zapierających dech w piersi. Owszem jest ładnie, nawet bardzo, ale po jakimś czasie gdy spogląda się wciąż na ten sam krajobraz, można przywyknąć i nie robi to już takiego wrażenia jak na początku.

Trasa wiedzie w pewnym momencie brzegiem jeziora Såemsbotn, wśród drzew, by znów wspiąć się kilkadziesiąt metrów. Gdzieś u szczytu tej wspinaczki zobaczyłem stojącego przede mną łosia. Gdy mnie ujrzał, nieśpiesznym krokiem zszedł ze ścieżki i zniknął za wzniesieniem po południowej stronie. Gdy chwilę później podążyłem za nim z aparatem gotowym do strzału, już go nie było.

W tym miejscu postanowiłem porzucić ścieżkę i na przełaj dotrzeć na szczyt Månelibrotet. Nie prowadziła tam żadna ścieżka, wobec czego mogłem wykazać się własną inwencją. Dotarcie na górę zajęło trochę czasu ale w końcu osiągnąłem cel.  Mogłem w końcu usiąść i zrobić sobie krótką przerwę.

W drodze powrotnej napotkałem dwójkę starszych ludzi i były to jedyne osoby jakie tego dnia widziałem na szlaku. Droga powrotna upływała radośnie i beztrosko dopóki nie znalazłem się w okolicy Vemorktoppen. Tam nachylenie trasy jest już znaczne i moje kolana zaczęły mocno protestować. Pomimo wsparcia kijkami trekingowymi, ostatni odcinek trasy dał mi popalić.

W końcu jednak dotarłem do parkingu. Minęło jakieś 8,5 godziny od chwili gdy wyruszałem a w nogach miałem 24 km marszu. Przebrałem się, wsiadłem do samochodu i ruszyłem w drogę powrotną.

Gaustatoppen
Såemsbotn
Månelibrotet
Przystanek w Mæl w drodze powrotnej.

Name Heksfjell means Witch Mountain and that was pure coincidence that I hiked there just a week before Halloween. I realized that fact couple days after. Anyway, I wanted to make some research and find any information or story related to this mountain in internet but only thing I found was… another mountain with the same name, located only 35 km south.

So, except one interesting story about witchcraft in Rjukan community, I place here few historical facts about witch-hunting in XVI and XVII century. As is known, in the 16th and 17th centuries, a campaign was carried out all over Europe against people, mainly women, who were suspected of using witchcraft. The captured are often accused of dealing with the devil, harming the local community, and brought to trial. It is estimated that over 40,000 people were condemned and burned at the stake in such ventures. Many did not survive the investigation itself, dying in agony of torture. Norway was no exception. Preserved historical sources indicate that in 1590-1695 over 850 cases settled with the practice of witchcraft were registered. Of that number, more than 300 have ended in convictions. And all like the rest of Europe, most of them regarded women. The last stake was lit in 1695, in the Kvøæfjord in Troms, when a certain Johanne Nielsdatter was executed. The ethnic minority of Norway, the Sami, were the largest group of accused. In the 18th century, there were also a few points about witchcraft, however they ended in acquittal.

Heksfjell (1158m above sea level) is located in Rjukan community, just above Vemork Museum. The trail is around 5-6km long and it leads more less along the old, huge waterpipes installed over 100 years ago on steep mountain side. I came to Vemork early in the morning and begun my hike just after 8.00. The pipelines end at Vemorktoppen, where there is a trafo station and you can reach this place also by car as there is a road coming from some other location. But from Vemorktoppen, there is only one trail which go up, initially very steep but after I went out from the forest, walk became easier. There is a trail crossing at some point and I turned right, toward west. Very soon I reached Heksfjell. If you expecting to see there anything related to witchcraft, you could be very disappointed. This is the mountain like others with typical stone mound on the top.

As I still felt fresh and I had all day long for this hike, I continued marching west. The trail led me along shore of the Såemsbotn Lake. Not so far from there, I reached my second goal for this day, Månelibrotet Mountain (1275 m above sea level). And after small break I could finally go back.

I used exactly the same route and after 8,5 hours, I came back on the parking lot by Vemork Museum. My knees were sored, so there was a big relief to get finally into the car. The total length of this route was 24 kilometres, and I am very grateful for fantastic weather during that day.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *