górskie wyprawy

Breiskrednosi

Moja druga noc na Vang Camping nie była, podobnie jak pierwsza zbyt udana. Ponownie nie mogłem spać. Za oknem dochodził szum wiatru w gałęziach drzew, a gdy w końcu zwlokłem się z łóżka spostrzegłem, że na zewnątrz jest mokro. Deszcz pokrzyżowałby mi plany wejścia na Breiskrednosi, widok więc pogody za oknem nieco mnie zmartwił. Jako, że do godziny 10.00 musiałem opuścić domek a wyprawa jaką planowałem miała zabrać mi co najmniej kilka godzin, postanowiłem spakować swoje graty już teraz. Było jeszcze ciemno gdy wyjeżdżałem z terenu kampingu i kierowałem się w kierunku Bakka, nad brzegiem Nærøyfjordu. Po drodze kolejny przelotny deszcz osiadł na przedniej szybie mojego samochodu. Na szczęście wyglądało na to, że to tylko drobna mżawka.

Pozostawiłem auto na parkingu przy zabytkowym kościele w Bakka. Dopiero po powrocie zauważyłem, że można tu parkować jedynie dwie godziny. Na szczęście nie spotkały mnie z tego powodu żadne nieprzyjemności. Parking dla turystów zmierzających w góry minąłem dalej. Za pozostawienie auta na cały dzień trzeba było jednak zapłacić. Odnalazłem oznaczoną ścieżkę na Breiskrednosi i ruszyłem pod górę. Już poprzedniego dnia, podczas rejsu po Nærøyfjordzie przypatrzyłem się tej ścieżce i wiedziałem, że lekko nie będzie. Miało być stromo i faktycznie było.

Początkowo, nim ścieżka skryła się w lesie, mogłem na kolejnych zakosach podziwiać oszałamiający widok na fiord i wznoszące się po obu stronach niemal pionowe skalne ściany. Potem wśród gęstych zarośli ciężko było cokolwiek dostrzec, choć zdarzały się prześwity oferujące niezłe widoki. Chmury przesłaniały niebo. Dzień zapowiadał się całkiem inaczej niż poprzedni.

Zlany potem dotarłem na przełęcz Rimstigen, gdzie teren zrobił się całkiem płaski. Miałem chwilę wytchnienia, przed kolejną wspinaczką. Wkrótce ścieżka ponownie zaczęła piąć się w górę. Po prawej stronie miałem wartki strumień a za plecami okazałą ścianę Bakkanosi. Pokonywałem kolejne metry idąc zygzakowatą ścieżką aż do momentu dotarcia na kolejną przełęcz przy jeziorze Skarsvotni. Tam, na skrzyżowaniu szlaków odbiłem na wschód. Do tej pory szedłem w samej koszulce i w spodenkach. Teraz jednak zimny wiatr zmusił mnie do wygrzebania z plecaka kurtki i rękawiczek.  Dalsza trasa wiodła skrajem płaskowyżu na wysokości około 1200 m n.p.m, przecinając szczyt Rimstigfjellet, którego nawet nie zarejestrowałem. 3,5 km między jeziorem  Skarsvotni a Breiskrednosi ciągnęły się w nieskończoność, i mimo, że nie była to jakaś bardzo wymagająca wędrówka, to nie mogłem doczekać się jej końca. Widocznie oba strome podejścia, które miałem za sobą dały mi nieźle w kość. Widoczne z daleka strome, skaliste urwisko Breiskrednosi przybliżało się jednak i w końcu dotarłem na niewielką polanę tuż przed nim. Szara skała kontrastowała wyraźnie z zieloną trawą wzgórz, po których do tej pory maszerowałem. Spodziewałem się ujrzeć kilka rozstawionych namiotów, jako że na parkingu w Bakka mijałem parę pozostawionych samochodów, ale okazało się, że jestem tu zupełnie sam i mam cały szczyt wyłącznie dla siebie.

Wspiąłem się na poszarpaną grań. Nogi robiły się miękkie gdy podchodziłem do krawędzi urwiska. Wciąż wiał zimny wiatr a niebo było zachmurzone, jednak chmury zawieszone były powyżej linii gór i nie przesłaniały fiordu, tak jak dzień wcześniej. Wykonałem obowiązkową sesję zdjęciową i mogłem zbierać się z powrotem. Warto wspomnieć, że alternatywnie zamiast pokonywać tę samą drogę ponownie, można kontynuować marsz i dojść do niewielkiej wioski Dyrdal, a stamtąd zabrać się statkiem, którym miałem okazję płynąć dzień wcześniej i wysiąść w Gudvangen. Ja zdecydowałem się jednak na zejście tą samą trasą, mimo że szlak do Dyrdal nie jest aż tak stromy i męczący.

Pierwszą żywą duszę na szlaku ujrzałem, gdy w drodze powrotnej zameldowałem się przy jeziorze Skarsvotni. Potem, na Rimstigen pojawiali się kolejni wędrowcy, a przy zejściu do Bakka było ich jeszcze więcej. Ten ostatni odcinek był naprawdę męczący i pomimo asekurowania się kijkami, moje kolana dostały niezły wycisk. Ostatecznie cała trasa w tę i z powrotem wyniosła jakieś 15km i zabrała mi 8,5 godziny. Porównując tę trasę do szlaku na Bakkanosi, ta jest dużo bardziej wymagająca. Widoki na Bakkanosi były o niebo lepsze, ale możliwe, że przy innych warunkach pogodowych miałbym odmienne zdanie. Uważam, że oba szczyty warto odwiedzić jeśli dysponuje się dwoma dniami w okolicy Gudvangen i odpowiednim zapasem sił na długie wędrówki.

There was Sunday morning, when I went out from Vang Camping in Gudvangen, headed to Bakka, small village along the Nærøyfjorden shore. My goal for this day was hike to Breiskrednosi (1189m asl), second after Bakkanosi viewing point over Nærøyfjorden. This one supposed to be much demanding trip. Previous day, during the hike to Bakkanosi, I made over 20 km and I still have a lot of energy at the end. This time I prepared for really exhausted trip.

First section, very steep patch, ended somewhere at 700m asl at Rimstigen Ridge. I was totally exhausted but I knew that is only the beginning. Terain at Rimstgen is more less flat but very soon I needed climb up again on another steep mountain side. Another ridge and another chance to break and catch the breath. I reached the Skarsvotni lake. Here the trail divides and I chosed the Breiskrednosi direction. I marched on exposed area now and I strong, cold wind made me to take on the jacket. Another 3,5 km was relatively easy, but I was already tired. Trail goes on the edge of the plateau at about 1200m asl and I had almost all the time Breiskrednosi on my sight.

Finally I reached my goal. Vertical cliff on bare rock, offered amazing view toward southern part of the fjord. That was very cloudy day, but fortunately clouds didn’t obscure the view. It was a bit scary to come up to the edge of the cliff.

I decided to go back the same route, even the alternative trail lead to the Dyrdal village seems to be not so steep. But from Dyrdal I would need to catch the boat to Gudvangen and from there I would need to get somehow back to Bakka. Going back I meet first people at Skarsvotni lake and further I went, the more other walkers I met. Finally, tired but happy, I came back to my car, parked illegal in Bakka, close to old church. I was allowed to left the car there only for two hours. Fortunately nobody charged me for that mistake.

Comparision both trails, Bakkanosi and Breiskrednosi, I can say that the first one is more more easier and offer much better view at Nærøyfjorden. But this is only my subjective opinion and I think that in other weather condition, that my assessment could be different. Anyway, both trail are worth to be hiked, if you have enough time and you are not afraid of long walks.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *