Akcja ratownicza w dolinie Nupsdalen
Kolejnego dnia po wyprawie na Kisteenden wybraliśmy się na kolejną wycieczkę. Tym razem trasa była łatwiejsza i krótsza. Udaliśmy się w dolinę Nupsdalen. Tu również byłem już wcześniej. Wolałem nie zabierać ludzi w niezbadane dotychczas rejony. A Nupsdalen oferuje dodatkowo świetne widoki po drodze, więc trasa zdawała się w sam raz. Do naszej poprzedniej ekipy dołączył Marcin, mąż Małgosi, z którą szliśmy poprzedniego dnia i kolejny mały troll, Maks.
W dwa auta udaliśmy się na miejsce i z trudem znaleźliśmy wystarczająco miejsca aby zaparkować. Wygramoliliśmy się z samochodów i ruszyliśmy na szlak. Trasa łagodnie pnie się w górę, więc do moich uszu nie dolatywały marudzenia najmłodszego, choć od czasu do czasu przystawaliśmy na krótkie przerwy. Ilość aut na początku szlaku przekładała się na frekwencję na ścieżce. Co jakiś czas mijaliśmy innych piechurów, którzy zmierzali w tą samą stronę (raczej to oni mijali nas) lub odpoczywali przed dalszym marszem. Dotarliśmy do jeziorka Nupstjørna i przez jakiś czas szliśmy wzdłuż jego brzegu. Potem dnem doliny kontynuowaliśmy marsz na północny zachód.
Trolle urozmaicały sobie wędrówkę zabawą na napotkanym śniegu i próbami nakarmienia owiec, które jednak miały swoje własne menu i uciekały przed napastującymi je dzikusami. Najwięcej jednak radości sprawiało chłopakom przekraczanie strumieni, a tych było po drodze całkiem sporo. Najmłodszy nie jeden raz zdołał wdepnąć w błoto, a w drodze powrotnej, ku uciesze wszystkich całkiem zamoczył buty wskakując do strumienia. Humory dopisywały.
Nie doszliśmy do Nupsredet. Zrobiliśmy postój jakiś kilometr od przełęczy. Trolle znalazły dla siebie sporo niestopionego wciąż śniegu, na którym mogły się popasać i po jakimś czasie zdecydowaliśmy się wracać.
W okolicy jeziora Nupstjørna dobiegł nas odgłos nadlatującego śmigłowca a chwilę potem wzdłuż doliny nadleciała jaskrawa maszyna ratownictwa medycznego. Przez chwilę zawisła nam nad głowami, jakby szukając miejsca do lądowania, po czym poleciała w kierunku skąd właśnie przyszliśmy. Okazało się, że kilka minut wcześniej mijaliśmy siedzącego mężczyznę, który opierał się o skałę. Myślałem, ze gość po prostu odpoczywa i nie zwróciłem na niego uwagi. Najwidoczniej jednak było inaczej i potrzebował on pomocy. Helikopter odnalazł miejsce do lądowania nieopodal poszkodowanego. Wyskoczyli z niego ratownicy medyczni, którzy podbiegli do mężczyzny, aby ocenić jego stan. Kilka chwil później, umieszczono go na noszach, maszyna wzbiła się w powietrze i odleciała na północny zachód.
Co dokładnie się wydarzyło? Czy doszło do jakiegoś urazu typu złamanie, zwichnięcie, czy problem był natury sercowej, tego nie jestem w stanie określić. Z poszkodowanym był przez jakiś czas ktoś jeszcze, co potwierdzają, przestudiowane później zdjęcia. Pokazały one również, że obie postacie czekały na medyków już wówczas gdy zmierzaliśmy w górę doliny, a więc musieliśmy ich mijać również na początku wędrówki.
Wznowiliśmy wędrówkę jeszcze zanim helikopter odleciał z poszkodowanym. W drodze powrotnej mijaliśmy jeszcze więcej wędrowców, zaczynających dopiero wędrówkę. Po zejściu nad jezioro Ulevåvatnet, do miejsca gdzie zaparkowaliśmy auta, okazało się, że jest ich znacznie więcej niż wcześniej, choć już wtedy brakowało wolnych miejsc do parkowania. Wbiliśmy się do pojazdów i ruszyliśmy w drogę powrotną na hyttę.
The next day after the trip to Kisteenden, we went on another trip. This time the route was easier and shorter. We went to the Nupsdalen valley. I’ve also been here before. I preferred not to take people to previously unexplored areas. And Nupsdalen also offers great views along the way, so the route seemed just right. Our team was extended with Marcin, the husband of Małgosia, with whom we hiked the previous day, and another little troll, Maks.
We went to the place in two cars. One while and we were on the trail. The route climbs gently upwards, so I couldn’t hear my youngest’s whining, although we stopped for short breaks from time to time. The number of cars at the beginning of the trail translated into the turnout on the trail. From time to time, we passed other walkers who were heading in the same direction (or rather, they were passing us) or who were resting before continuing their march. We reached the Nupstjørna lake and walked along its shore for some time. Then we continued our march north-west along the bottom of the valley.
The trolls diversified their journey by playing in the snow they encountered and trying to feed the sheep, which, however, had their own menu and were running away from the savages attacking them. However, the boys had the most fun crossing streams, and there were quite a few of them along the way. The youngest managed to step in the mud more than once, and on the way back, he got his shoes completely wet by jumping into the stream. Everyone’s mood was good.
We didn’t get to Nupsredet. We stopped about one kilometer from the pass. The trolls found a lot of unmelted snow to graze on and after some time we decided to go back.
Near Lake Nupstjørna we heard the sound of an approaching helicopter, and a moment later a bright yellow emergency medical aircraft flew along the valley. It hovered above our heads for a moment, as if looking for a place to land, and then flew in the direction from where we had just come. It turned out that a few minutes earlier we had passed a sitting man leaning against a rock. I thought the guy was just resting and didn’t pay attention to him. But apparently, he was waiting for help. The helicopter found a place to land near the injured person. Paramedics jumped out and ran to the man to assess his condition. A few moments later, he was placed on a stretcher, the aircraft took off and flew off to the northwest.
I don’t really know what happened. Whether there was any injury such as a fracture, dislocation, or whether the problem was of a cardiac nature, I cannot determine. There was someone else with the injured man for all this time, which is confirmed by the photos examined later. The pictures also showed that they both were already waiting for the medics when we headed up the valley, so we had to pass them at the beginning of the hike as well.
We resumed our hike before the helicopter flew away with the injured man. On the way back, we passed even more wanderers just starting their hike. We reached our cars soon and headed back to the mountain cabin where we stayed.
Jeden komentarz
Lidia Ogrodowczyk
Ile radości i zabawy, gdy latem leży śnieg.