górskie wyprawy

Roholtfjellet

Kolejny weekend i kolejna górska przygoda. Tym razem padło na szczyt Roholtfjellet w gminie Kviteseid, w okręgu Telemark, kawałek drogi za Seljord. Jakieś 3, może 3 i pół godziny drogi od Oslo. Poranek był mroźny, a jak się później okazało, w ciągu dnia też upałów nie było. A jednak słońce jasno świeciło na bezchmurnym niebie. Dotarłem na darmowy parking przy drodze 41 gdzieś po siódmej rano. Tam przywitał mnie, czekający na swoich ziomków myśliwy. Zapytał co tu robię i gdzie się wybieram, bo on z kolegami będą strzelać w okolicy. Zapewniłem go, że idę na szlak po drugiej stronie drogi, z dala od ich terenów łowieckich. Pozostawiłem auto, zabrałem plecak i ruszyłem na trasę.

Close
Wyznaczanie trasy
pokaż opcje ukryj opcje
Print Reset
Pobieranie wskazówek...
Close
Find Nearby Zapisz położenie znacznika Wyznaczanie trasy

Szlak oznaczony jest czerwonym kolorem w norweskiej skali trudności, więc można uznać go za trudny. Początkowo biegnie po w miarę płaskim terenie, przez pola i las. W oddali można dojrzeć górę, ku której zmierzałem. Gdzieś w okolicach jeziora Presttjønn zaczęło robić się bardziej pod górę, a wkrótce potem las zaczął się stopniowo przerzedzać. Normalną leśną ścieżkę zastąpiło skaliste podłoże. Marsz na czymś takim, pośród wciąż rosnących wokół drzew i przy rozpościerających się w oddali widokach przywodziły na myśl scenerie filmów przygodowych.

Ścieżka, a właściwie czerwone oznaczenia na kamieniach prowadziły mnie dalej coraz wyżej, w kierunku widocznej coraz bliżej góry. Gdzieniegdzie musiałem jeszcze przejść przez jakiś leśny zagajnik, ale coraz częściej trasa wiodła po otwartym terenie na litej skale. W paru miejscach musiałem przejść po cienkiej warstwie zamarzniętej wody.

Tuż pod wierzchołkiem natknąłem się na poręczówkę. Sam szczyt to pionowa kilkumetrowa ściana od południowej strony a ścieżka zakręca i prowadzi na górę od północy. Pokręciłem się kilka minut robiąc zdjęcia i latając dronem, zafascynowany widokami. Miałem przez ten czas całą górę tylko dla siebie. Zabawa skończyła się, gdy przez zimno przestałem czuć palce.

Niedaleko wierzchołka znajduje się drugi szczyt, wg mapy o 12 metrów wyższy. Żeby na niego wejść, należało zejść nieco w dół, dotrzeć do podnóża i dopiero wtedy się na niego wspiąć. Już nie bardzo mogłem wykrzesać z siebie energię na ten dodatkowy wysiłek. Musiałem w końcu jeszcze jakoś pokonać całą drogę powrotną do samochodu. Pozostawiłem więc to na kolejny raz. Przynajmniej będę miał pretekst, żeby kiedyś jeszcze na Roholtfjellet wrócić. Tymczasem zacząłem schodzić.

W drodze powrotnej zacząłem mijać zmierzających na górę Norwegów. Po raz kolejny opłaciło się zacząć wędrówkę z samego rana. Dzięki temu nikt nie kręcił się na szczycie i mogłem swobodnie pstrykać fotki / latać dronem.

Ostatecznie skończyłem wędrówkę po 6 godzinach i przejściu 14 kilometrów.

Another weekend and another mountain adventure. This time it was on the Roholtfjellet peak in the Kviteseid commune, in Telemark district, a bit beyond Seljord. About 3, maybe 3 and a half hour drive from Oslo. The morning was frosty, but the sun shone brightly in the cloudless sky. I arrived at the free parking lot on Route 41 sometime after 7 a.m. There I was greeted by a hunter waiting for his compatriots. He asked what I was doing here and where I was going, because he and his friends will shooting in the area. I assured him I was going to the trail on the other side of the road, away from their hunting territory. I left the car, took my backpack and set off on the route.

The trail is marked as red on the Norwegian difficulty scale, so it can be considered difficult. Initially, it runs on relatively flat terrain, through fields and forest. In the distance I could see the mountain I was heading towards. Somewhere around Lake Presttjønn it started to get more uphill, and soon after that the forest started to gradually thin out. The normal forest path was replaced by rocky ground. Walking on something like this, among the trees still growing around and with the views stretching in the distance, brought to mind scenes from adventure films.

The path, or rather the red markings on the stones, led me higher and higher, towards the mountain visible closer and closer. Here and there I still had to pass through a forest grove, but more and more often the route led through an open area on solid rock. In a few places I had to walk on a thin layer of frozen water.

The summit itself is a vertical wall several meters high on the southern side, and the path turns and leads up to the mountain from the north. I hung around for a few minutes taking photos and flying the drone, fascinated by the views. During this time I had the entire mountain to myself. The fun ended when I couldn’t feel my fingers due to the cold.

Near the top there is a second peak, according to the map, 12 meters higher. To climb here, you had to go down a little, reach the foot of the mountain and then climb on it. I couldn’t really muster up the energy for this extra effort. I finally had to somehow walk all the way back to the car. So I left it for another time. At least I will have a reason to come back to Roholtfjellet one day. Meanwhile, I started to descend.

On the way back, I started passing Norwegians heading up the mountain. Once again, it was worth starting the hike early in the morning. Thanks to this, no one was hanging around on the top and I could freely take photos/fly the drone.

I finally finished the hike after 6 hours walk and distance of 14 kilometers.

2 komentarze

  • Photopolis

    Świetny artykuł. Naprawdę dobrze napisane. Wielu autorom wydaje się, że mają odpowiednią wiedzę na poruszany przez siebie temat, ale niestety tak nie jest. Stąd też moje pozytywne zaskoczenie. Czuję, że chyba powinienem wyrazić uznanie za Twoje działania. Zdecydowanie będę rekomendował to miejsce i często tu zaglądał, aby poczytać nowe rzeczy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *